Koniec wasz bliski, pakujcie walizki

Takie zgrabne hasło skomponowano i opublikowano w ‘68 roku na łamach „Głosu Młodych”. „Życie Literackie” zastanawiało się natomiast, kto ograbił Polskę z męczeństwa? W pytaniu chodziło o Wielką encyklopedię powszechną PWN, w której znalazła się informacja, że w obozach koncentracyjnych w 99 procentach ginęli Żydzi. Hasło wkrótce poprawiono tak, aby przywrócić honor polskim ofiarom, to znaczy odnotowano, że celem hitlerowców było „fizyczne wyniszczenie narodów, głównie słowiańskich, a wśród nich przede wszystkim narodu polskiego i narodów ZSRR, oraz Żydów”. Ofiarą antysemickiej nagonki i symbolem afery encyklopedystów stał się wtedy Adam Bromberg, utalentowany wydawca książek naukowych, przed ‘68 człowiek sukcesu, po ‘68 – wróg ludu. O jego życiu, przed i po granicznej dacie, opowiada Memorbuch Henryka Grynberga.

 

W styczniu wydawnictwo Czarne wznowiło (w pięknej, spójnej dla wszystkich publikacji szacie graficznej) trzy książki Henryka Grynberga. Jedną z nich jest Memorbuch, wydany pierwotnie w 2000 roku i zakwalifikowany do finału Nagrody Nike w 2001. Czytany wtedy na pewno poruszał, teraz – niepokoi. Prawie dwadzieścia lat temu, w przededniu akcesji do Unii Europejskiej, mógł się wydawać opowieścią o – w sumie nie tak odległej, ale jednak – przeszłości. Dziś, w naszym politycznym kontekście, amplifikuje oburzenie. Niech ci, którzy uważają, że w ‘68 Polski nie było, albo że Żydów wyrzucali jacyś tam komuniści na rozkaz Moskwy, przeczytają w Memorbuchu, jak swoją władzą napawali się celnicy sprawdzający walizki wyjeżdżających, którzy i tak przecież musieli pozbyć się całego majątku w kilka tygodni od otrzymania zgody na wyjazd. Wymuszanie łapówek, żeby pozwolić na zabranie rodzinnego zdjęcia, łamanie obcasów, aby sprawdzić, czy nie wywozi się czegoś cennego, a przede wszystkim chamstwo, pogarda i poczucie, że względem Żydów wszystko wolno. Na to rozkazu z Moskwy nie było. Gdyby zastanowić się, jaką pamięć próbuje zatrzymać w książce Grynberg, byłyby to nie wspomnienia o wyjeżdżających, ale o zwykłych, szarych ludziach, z partii i nie z partii, którzy na drzwiach pisali: tu są Żydzi. O nauczycielach, którzy mówili, że w klasie śmierdzi Żydem i wzorowej uczennicy obniżali przez to oceny. O chłopcach z sąsiedztwa, o których w jednym z wywiadów mówiła Dorota, córka Adama Bromberga, głównego bohatera i narratora Memorbucha: „(…) «odprowadzali» mnie do szkoły, szli za mną krok w krok i grozili, że mnie zgwałcą. To nie były tajne służby, tylko zwykli ludzie, nasi sąsiedzi”. O tym właśnie warto pamiętać, o tym jest Memorbuch.

 

*

Książka powstała na bazie stenogramów z nagrań pozostawionych przez Bromberga, których nigdy nie zdążył uporządkować. Zrobił to Henryk Grynberg, w autobiograficzną opowieść wplatając także fragmenty – często długie, na kilkanaście lub kilkadziesiąt stron – opisujące prześladowania Żydów w Europie na przestrzeni dziejów. Niektóre z nich można pobieżnie przekartkować, m.in. długie opisy miast, w których podczas podróży na Zachód zatrzymał się Bromberg. Inne są niezwykle ciekawe.

Grynberg przytacza na przykład przedwojenne debaty w polskim Sejmie o uboju rytualnym. Cytaty, które tam się pojawiają, szokują, bo pokazują, jak bardzo powszechny był wtedy antysemityzm. Uświadamiają też, że podobny dyskurs, czy chodzi o Żydów, czy o jakąkolwiek inną mniejszość (dość wspomnieć pełne pogardy wystąpienie posłanki Anny Siarkowskiej w sprawie 500-lecia reformacji), nadal jest obecny w debacie publicznej. Z mównicy sejmowej w 1936 roku padają m.in. takie słowa: „(…) przecież Konstytucja waruje pewne prawa nie tylko dla mniejszości, ale i dla większości (wesołość)”; „Jeżeli nie będą jedli mięsa, to będą jedli ryby”; „(…) osobiście [jestem] przeciwko temu, aby Polska stała się judeo-Polską”. Autor Memorbucha, na stałe mieszkający w USA, zapytany niedawno o porównanie obecnej sytuacji w Polsce z atmosferą ‘68 roku, mówił w wywiadzie dla „Wyborczej”, że teraz to wszystko wygląda gorzej niż wtedy, bo nie można się już wytłumaczyć rzekomym dyktatem Moskwy.

 

*

Jeśli zatem pominąć fragmenty Memorbucha, które z całą pewnością pochodzą od Grynberga, pozostaje nam ciekawy życiorys Adama Bromberga, ujęty zapewne mniej więcej jego własnymi słowami. Bromberg, ideologiczny komunista pochodzący z dość zamożnej lubelskiej rodziny, studiował w Wiedniu na – jak sam to opisuje – uczelni dla „synków, którzy musieli przygotować się do przejęcia firm po swoich tatusiach”. Największą jego pasją od dzieciństwa były książki – zainteresowanie to tłumaczył chorowitością i długimi okresami, które spędzał w łóżku z lekturą. Jeszcze w okresie studiów w Austrii zatrudnił się na pierwszy (bezpłatny) staż w księgarnii. Zalegające w piwnicy książki spisał w katalogu, który wysłał następnie do wszystkich bibliotek w kraju, oferując je po bardzo niskich cenach. „Ażeby bibliotekarze nie myśleli, że wpychamy im jakieś buble, należało zaznaczyć, że książki są nieznacznie uszkodzone, choć były w doskonałym stanie”, tłumaczy. Pomysł przyniósł zyski i Bromberg dostał zatrudnienie na pół etatu. To była pierwsza wprowadzona przez niego innowacyjna strategia. Po powrocie do Polski zaczął, za drobną opłatą, zanosić książki wypożyczone z biblioteki prosto do domów czytelników. Pomysł znów okazał się sukcesem.

Takich zabawnych perypetii, w których Bromberg zawsze wychodzi na swoje, w Memorbuchu jest sporo. Kiedy zostaje szefem zarządu politycznego w polskiej powojennej marynarce wojennej, opisuje to tak: „Musiałem przede wszystkim wypuścić gazetę z jakimś morskim tytułem” – śmieszne i jednocześnie charakterystyczne dla pomysłowości Bromberga, który każdy pomysł jest w stanie zrealizować, i to w sposób, który przynosi zyski. Jego dynamiczna kariera w państwowych wydawnictwach to czasy służbowej wołgi i kolejnych pomysłów, do których – nie wiadomo jakim cudem – udaje mu się przekonać przełożonych, dostać trudno dostępny papier i sprzedać całe nakłady książek jeszcze przed ich wydrukiem. Ale pojawiają się i pierwsze przeszkody. Któregoś razu Bromberg rozmawia z Bermanem o wydaniu Rudnickiego, na co kategorycznie nie zgadza się ten drugi. „Pisanie o Żydach rozjątrza, prowokuje, podsyca antysemityzm. Już dość napisano, wystarczy, ludzie już tego nie chcą”, mówi Berman. Bromberg proponuje Naszą szkapę. „Nie, bo tam jest żydowski handlarz, który ją kupuje za bezcen na rzeź” – słyszy odpowiedź i od razu prosi o przeniesienie z powrotem do wojska. Tam tworzy serię Biblioteka żołnierza. W czasach kartek i wiecznych braków każda wydawana książka sprzedaje się na pniu. Dziełem życia jest jednak Wielka encyklopedia powszechna, której koncept tworzy dla PWN-u. To właśnie z jej powodu i zawartych w niej haseł Bromberg będzie sądzony, formalnie zostając oskarżonym o niegospodarność i działalność na szkodę państwa. Kiedy władze umożliwią mu w końcu wyjazd z kraju, Encyklopedii nie będzie wolno mu ze sobą zabrać. Wyjedzie do Sztokholmu razem ze swoją żoną i córkami Mają i Dorotą, oskarżoną o przyłożenie się do samobójstwa szkolnej koleżanki.

 

*

Ostatni rozdział książki to wiele ciężkich do udźwignięcia gettowych i obozowych biografii. Jedna z bohaterek jedzie pożegnać się z rodziną, która ukrywała ją w czasie wojny. „Przetrzymałaś nazistów, a komunistów nie możesz przetrzymać?” – próbuje wyperswadować jej wyjazd stary nauczyciel, który ją uratował. „Już wystarczy tego przetrzymywania”, odpowiada. Żona Bromberga w innym fragmencie mówi z kolei: „Lepiej być obcym w obcym kraju aniżeli we własnym”.

 

*

Jako uzupełnienie książki Grynberga obowiązkowo należy przeczytać wywiad z Dorotą Bromberg, córką Adama, opublikowany w Wygnanych do raju Krystyny Naszkowskiej (wyd. Agora, 2017). Grynberg na ostatniej stronie Memorbucha wspomina, że po wyjeździe do Szwecji Brombergowie założyli wydawnictwo, pod szyldem którego wydawali największe nazwiska światowej literatury, w tym kilku noblistów. To jednak opowieść Doroty pełna jest zupełnie niewiarygodnych szczegółów opisujących drogę do tego sukcesu, odniesionego w obcym, ale jednak bardziej swoim kraju.