Materialne potrzeby innych są naszą duchową odpowiedzialnością [Tu bi-szwat]
tu bi-szwat – 31 stycznia 2018/15 szwat 5778
Jedno z moich ulubionych żydowskich porzekadeł brzmi: „Wielu ludzi martwi się o stan swoich własnych żołądków i o kondycję duszy innych, podczas gdy należałoby zainteresować się stanem brzuchów innych i kondycją własnej duszy”. Mówiąc krócej, jak ujął to rabin Izrael Salanter (1810–1883): „Materialne potrzeby innych są moją duchową odpowiedzialnością”.
Przypomniałem sobie o tym w związku z wielką kampanią Enough Food for Everyone If („Wystarczy jedzenia dla wszystkich, jeśli”), przygotowywaną przez organizacje pozarządowe i różne, również żydowskie, grupy religijne. Międzynarodowa akcja miała na celu przekonanie do podjęcia bardziej efektywnych działań na rzecz potrzeb mieszkańców wielu krajów, w których głód wciąż jest problemem.
Fakty są wstrząsające. Blisko miliard ludzi, czyli jedna ósma światowej populacji, wciąż cierpi głód. W wyniku niedożywienia rocznie umierają dwa miliony dzieci. Jednocześnie w Wielkiej Brytanii lekarze ostrzegają przed epidemią otyłości. Borykamy się z problemem przejedzenia, podczas gdy inni głodują.
Wyzwanie, które przed nami stoi, jest nie tylko natury ekonomicznej i politycznej, ale również religijnej. W Tanachu znajdziemy wiele zapisów, które miały gwarantować, że podstawowe potrzeby całej wspólnoty będą spełnione. Rogi pól, pokłosie, zapomniane snopy zboża, małe kiście winogron, które nie zostały zebrane podczas zbiorów w winnicy – wszystko to Tora nakazuje pozostawić dla potrzebujących.
Wszystkie plony pochodzące z siódmego roku zbiorów należały do całej wspólnoty. W trzecim i szóstym roku siedmiorocznego cyklu dziesięcina wszystkich zbiorów przekazywana była ubogim. Henry George, XIX-wieczny publicysta i zwolennik społecznych reform, napisał, że największym zmartwieniem Mojżesza było „położenie fundamentów pod państwo społeczne, w którym nieznana będzie upadlająca bieda”. Było to pierwsze w historii państwo opiekuńcze, posługujące się systemem opodatkowania polegającym na redystrybucji dóbr.
Jedną ze współczesnych interpretacji tego biblijnego nakazu jest Leket Israel (hebr. „pokłosie”) – izraelski bank żywności, zajmujący się gromadzeniem nadwyżek jedzenia i zbiorów rolniczych, które w przeciwnym razie byłyby zutylizowane. Niewykorzystane produkty zwożone są z gospodarstw rolnych, kibuców, restauracji, sal kateringowych, korporacyjnych stołówek i piekarni, a następnie przekazywane potrzebującym. Chcieć to móc.
Majmonides pisał w średniowieczu, że mimo iż nadrzędnym celem religii jest „doskonalenie duszy”, być może jeszcze ważniejsze jest „doskonalenie ciała”. Przez doskonalenie ciała rozumiał właśnie niwelowanie biedy i walkę z nierównościami społecznymi. Twierdził, że człowiek nie może rozwijać swojej duchowości, jeśli nie zaspokoi najpierw podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie czy dach nad głową. Stąd też walka z biedą jest religijnym obowiązkiem.
Według organizatorów wspomnianej kampanii problem, z którym dziś się zmagamy, polega na tym, że na świecie produkowana jest wystarczająca ilość jedzenia, ale potrzeby ogromnej liczby ludzi wciąż nie są zaspokajane. Są miejsca, gdzie rolnikom odbierana jest ziemia i kraje, w których międzynarodowe korporacje unikają płacenia podatków lokalnym władzom. Ceny jedzenia są często sztucznie windowane. W rezultacie cele ustanowione przez Organizację Narodów Zjednoczonych na początku tego tysiąclecia są dalekie od realizacji. Wielkie słowa wciąż czekają, aby ktoś zamienił je w czyny.
Świętujemy Tu bi-szwat, dzień w żydowskim kalendarzu nazywany Nowym Rokiem Drzew. Historycznie był to dzień, w którym Żydzi przywozili dziesięcinę swoich zbiorów do Jerozolimy, a tam dzielono się jedzeniem z przyjaciółmi i obcymi lub, w wyznaczone lata, rozdawano je biednym.
Według żydowskiej tradycji nie jesteśmy właścicielami wytwarzanych dóbr, a zaledwie ich opiekunami. „Boga jest ziemia i wszystko, co ją napełnia” (Psalm 24:1). Warunkiem, dzięki któremu możemy pełnić rolę opiekunów, jest dzielenie się błogosławieństwem zbiorów z innymi.
Jedną z moich ulubionych opowieści rabinicznych jest historia wielkiego mistyka, rabina Szneura Zalmana z Ladów, którego pewnej nocy obudził płacz jego wnuka. Zszedł więc na dół, gdzie znalazł swojego syna, tak pochłoniętego studiowaniem Tory, że nie słyszał płaczu własnego dziecka. Rabin poszedł więc do pokoju wnuka i delikatnie ukołysał go do snu, po czym wrócił do studiującego syna. „Moje dziecko – powiedział – nie wiem, co jest przedmiotem twoich studiów, ale nie może to być słowo Boże, skoro sprawia, że głuchy jesteś na płacz dziecka”.
Dziś, w czasie dobrobytu, wciąż płacze zbyt wiele dzieci. Dołóżmy starań, aby ich płacz był usłyszany.
Tłumaczenie: Jolanta Różyło © CHIDUSZ 2018