Porozmawiajmy o śmierci [judaizm a życie pozagrobowe]

„W pewnym momencie podszedł do mnie, wyciągnął nóż z kieszeni i zaatakował. Chciał wbić go w szyję, ale nie trafił. Uderzył jakieś dziesięć centymetrów niżej. Oboje byliśmy przekonani, że nóż tkwi głęboko w ciele. Uciekając, jeszcze się odwrócił, żeby zobaczyć, jak konam. Uratowała mnie gruba kurtka z Polski” – mówi rabin Boaz Pash o ataku palestyńskiego nożownika w Jerozolimie, w którym omal nie zginął. 

 

Michał Bojanowski: Kiedy pierwszy raz pomyślał rabin o śmierci?

Boaz Pash: Byłem w trzeciej, może czwartej klasie podstawówki, kiedy na zajęciach z Talmudu usłyszałem o rabinie Eliezerze, który przekonywał swoich uczniów, że musimy żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim dniem naszego życia. 

 

Chwytaj dzień?

Rabini uczą nas, że przed śmiercią trzeba się nawrócić, zrobić tszuwę. Problem w tym, że nie wiadomo, kiedy umrzemy. Dlatego Eliezer uznał, że powinniśmy żałować za grzechy codziennie i w ten sposób śmierć nas nigdy nie zaskoczy. 

 

Trochę to stresujące. 

Bardzo mnie to wtedy przerażało. Miałbym, będąc dzieckiem, rozmyślać o tym, że jeśli dziś zrobię tszuwę, to wszystko będzie w porządku, a jeśli nie, to jestem stracony? 

 

A właściwie dlaczego nie moglibyśmy nawrócić się dopiero po śmierci? 

Jeśli się temu przyjrzeć bliżej, to – według mnie – judaizm nie widzi w śmierci czegoś, co ma być początkiem nowego życia, otwarciem nieznanych drzwi. Śmierć to coś ostatecznego, kończy wszystko. 

 

Nie ma więc życia po śmierci?

W Torze nie znajdziesz żadnej wzmianki na temat życia po śmierci. Cały Pięcioksiąg mówi, że jeśli będziesz dobry, to dostaniesz nagrodę. Ale nie gdzieś tam kiedyś po śmierci, tylko tutaj, w tym konkretnym życiu na ziemi. Postępujesz dobrze, więc otrzymasz pożywienie, dom, dzieci, deszcz dla twoich upraw – wszystko, co jest ci niezbędne. Jeśli nie, to twoi wrogowie zaatakują cię i się nie obronisz. W Biblii nie ma mowy o życiu po śmierci, o karach, które dosięgną nas gdzieś w zaświatach. 

 

Może nie ma nic na temat naszego życia po śmierci, ale są w niej na przykład aniołowie. Oni raczej do ziemskiego porządku nie należą.

Jednak o tym, co miałoby się z nami stać po śmierci, nie ma mowy. W czasach biblijnych skupiano się na rzeczach materialnych. 

 

A co z Mesjaszem? 

Upragniony Mesjasz to król, który przyjdzie i wyzwoli naród Izraela – nie w mitycznej przyszłości czy po śmierci, ale tu i teraz. Chodzi o realnych ludzi i realne wyzwolenie. To chrześcijaństwo wszystko przeniosło w świat duchowy. Natomiast w Biblii jest mowa o rzeczach bardzo przyziemnych. Mesjasz to namaszczony władca, na przykład Dawid jest w Biblii nazywany meszijach, czyli namaszczony. Melech ha-maszijach – król namaszczony. Biblijny judaizm odnosi się całkowicie do życia, a nie do sfery duchowości czy życia po śmierci. Gdy w Biblii pojawia się śmierć, oznacza ona karę. Spójrzmy na jeden z wersetów księgi Dwarim, w którym Mojżesz mówi do Izraelitów: „Świadczę się przed wami dzisiaj niebem i ziemią: życie i śmierć składam przed tobą, błogosławieństwo i przekleństwo; wybierz życie, abyś żył ty, i potomstwo twoje”. Zatem życie to coś dobrego, śmierć – złego. 

 

Kiedy pojawia się więc życie po śmierci w judaizmie?

W czasach Drugiej Świątyni. Może przychodzi wraz z depresją spowodowaną rzymską okupacją? Nie rozumiano, dlaczego tak się dzieje, że ona nie mija. Dobrze to widać w Ewangeliach, w których Jezus mówi o Królestwie Bożym nie z tego świata. Zatem skoro nie można wypełnić tego w naszym realnym świecie, zostaje przeniesione do świata duchowego. Zabierasz te wszystkie idee i mówisz, że odnoszą się one do duchowości. O Olam ha-Ba, świecie, który nadejdzie, czytamy w Misznie. Talmud uczy, że została ona spisana, ponieważ obawiano się, że upływ czasu i rosnące prześladowania wobec Żydów sprawią, że ustna tradycja z czasów Drugiej Świątyni zostanie zapomniana. 

 

W ten sposób zaspokojono naszą potrzebę kontynuacji. 

Zwróć uwagę, że w Biblii tą kontynuacją nie było życie pozagrobowe, a potomstwo – w ten sposób radzono sobie z potrzebą przetrwania. W Talmudzie rabini widzą to już szerzej. Pojawia się idea, że umiera twoje ciało, ale dusza pozostaje żywa. A skoro dusza nie umiera wraz z ciałem, to i z nim nie powinna się rodzić. Stąd pomysł, że dusza jest wieczna i istnieje gdzieś tam od zawsze i tylko w pewnym momencie wchodzi w ciało człowieka. Jednak jeśli źle się zachowujesz, Bóg może twoją duszę zniszczyć. Na przykład jeśli zabijesz kogoś albo będziesz cudzołożył i przed śmiercią nie zdążysz się nawrócić. 

 

Zatem po śmierci dusza wraca tam, skąd się wzięła. 

Tyle że rabini, jak to rabini, nie mogą nagle powiedzieć, że coś ot tak sobie wymyślili. Musieli znaleźć źródła w Biblii, które mówią o życiu duszy. I znaleźli. Choć, jak mówiłem wcześniej, na pewno nie było to pierwotnym zamysłem piszącego. I tak przeszliśmy od starożytności, gdzie śmierć była końcem, do Talmudu, gdzie jest już początkiem. 

 

Ale nie zawsze i nie pod każdym warunkiem. 

Tak jak mówiłem wcześniej, przed śmiercią konieczne jest nawrócenie, spowiedź przed Bogiem. Jeżeli to zrobisz, Bóg zachowa twoje życie i możesz wejść do Olam ha-Ba. Jeśli nie – umrzesz. Kolejna istotna rzecz jest taka, że po śmierci ciało musi zostać umieszczone w ziemi. Zohar wyjaśnia, że tylko wtedy, kiedy nasze ciało znajdzie się w ziemi i znowu stanie się prochem, dusza może powrócić do miejsca, z którego wcześniej do niego wstąpiła. Z tego też powodu w judaizmie ortodoksyjnym nie dopuszcza się kremacji – ciało musi zostać włożone do ziemi. 

 

Czym właściwie jest Olam ha-Ba?

Każdy rabin będzie miał tutaj inną odpowiedź, a wielu w ogóle nie odpowie. Mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że według mnie są dwa światy przyszłe. Pierwszy to swego rodzaju paralelna egzystencja – żyjemy sobie w naszym materialnym świecie i ten duchowy istnieje, ale nie jest dla nas konieczny. Jeżeli żyjesz duchowo, to świetnie, ale jeśli nie, to nie jest to żaden problem. Możesz żyć tylko swoim materialnym życiem. Ten Olam ha-Ba może być prywatny i dla każdego inny. Dusza może iść po śmierci do nieba albo gdziekolwiek indziej i tam kontynuować swoje życie. 

 

A drugi?

Nazwijmy go ogólnym zbawieniem świata, dzięki któremu powróci on do stanu sprzed grzechu zerwania owocu z drzewa poznania i znów stanie się idealny. 

 

Jak miałoby się to odbyć?

Nikt nie potrafi tego wyjaśnić. Nagle miliony ludzi miałyby powstać z martwych i normalnie żyć? Na to nie ma ani miejsca, ani pożywienia. Oczywiście musiałoby wydarzyć się to w inny sposób. Wielu rabinów powie, że chodzi tylko o dusze, których przecież nie trzeba ani karmić, ani szukać im mieszkania. 

 

Gdzie są teraz te wszystkie nieśmiertelne dusze, które nie żyją na ziemi?

Kabała uczy, że są w przechowalni dusz, która nazywa się guf (hebr. ciało). Znajduje się ona pod stopami Boga. Kiedy Bóg bierze duszę i zsyła ją na ziemię, decyduje od razu, ile lat będzie żyła. I kiedy nadchodzi przewidziany dzień, musi powrócić. Choć z drugiej strony umieramy, ponieważ grzeszymy. 

 

Teoretycznie więc można żyć na ziemi wiecznie? 

Nigdzie nie jest określone, jak długo człowiek może żyć. Potrafisz sobie wyobrazić kogoś, kto nie grzeszy? 

 

Teoretycznie. 

Tymczasem judaizm jest bardzo praktyczną religią. Masz rzeczy robić, a nie myśleć o nich. To nie kwestia wiary, jak w buddyzmie, tutaj trzeba praktykować. A wiara ewentualnie może być potrzebna do tego, by sprawić, że będziesz robił to, co masz do zrobienia. Dopiero Rambam – tysiąc lat po spisaniu Talmudu – doszedł do wniosku, że przydałoby się też wierzyć. Jeżeli ktoś wierzy w życie pozagrobowe czy jakieś inne rzeczy, to świetnie, ale jest to pewnego rodzaju luksus. Judaizm jest przede wszystkim religią zachowań, czynów. 

 

I tak ludzie, którzy całe dnie spędzają na wypełnianiu micwot, nie rozmyślają o wiecznym życiu. 

Może też dlatego, że nie mają narzędzi, żeby to pojąć? Ten temat mocniej pojawia się w mistycyzmie żydowskim. Kabaliści lubią mówić o życiu duchowym. Stworzyli nawet cały system paralelnego życia, przestrzeni, która jest niejako odbiciem lustrzanym życia na ziemi, jego przeciwnością. To, co tutaj jest święte, tam jest nieważne. To trochę taka pociecha dla tych, którzy mieli złe życie, że następne będzie lepsze. 

 

Olam ha-Ba nie będzie lepszy dla wszystkich?

Miszna mówi, że nasze ziemskie życie nie jest warte nawet jednej minuty w przyszłym życiu. I zaraz dodaje, że całe nasze pośmiertne życie nie jest warte nawet jednej minuty studiowania Tory i wypełniania dobrych uczynków na ziemi. Z tej sprzeczności ciekawie wybrnął chasydyzm. Przecież główną ideą istnienia cadyka jest to, że może on być w dwóch światach jednocześnie. W naszym świecie może on żyć przyszłe życie, a po śmierci niejako wieść życie ziemskie. Mówi się, że zły człowiek jest uznawany za martwego nawet za życia, a sprawiedliwy za żyjącego także po śmierci. To, czy jesteś żywy czy umarły, nie zależy od twojego fizycznego stanu, ale od uczynków, od twojej sprawiedliwości. 

 

Trudno z tego wszystkiego zbudować jeden spójny system. 

I nie powinniśmy próbować tego robić. Judaizm nie wypracował w tej kwestii żadnego wspólnego systemu, dlatego też wszystko się w nim zmieści. To jest trochę jak supermarket – możesz przyjść i kupić, cokolwiek zechcesz. Jedni mówią, że prawdziwe życie jest tu na ziemi, inni, że to tylko czas przygotowania. Oznacza to jedno: wszystko jest prawdziwe. Można oczywiście być cynicznym i powiedzieć, że skoro nie da się niczego udowodnić, nikt nie może mówić, co stanie się po śmierci. Ale ja myślę, że to, w co wierzymy, jest prawdą. Jest prawdą, ponieważ w to wierzymy. 

 

I to wystarczy?

Istnieje idea, szczególnie popularna wśród kabalistów, która mówi, że wszystko jest jedną wielką kontynuacją. Możemy podzielić jakieś fizyczne podstawy – ja mam swoje ciało, ty masz swoje i nie jesteśmy tacy sami, ale jedna dusza może być podzielona pomiędzy różne ciała. Podobnie jak w przypadku reinkarnacji. Ja wierzę we wszystko, bo wierzenia pomagają nam być dobrymi ludźmi. 

 

Jaka zmiana nastąpiła w życiu rabina po zamachu w Jerozolimie? 

Bardzo duża: carpe diem. Ciesz się tym, co masz. Nie rozmyślaj za dużo o tym, co chcesz osiągnąć. Wiem, brzmi to trochę słabo, taka trochę cepelia. Jednak naprawdę wtedy pomyślałem, że dostałem w bonusie kilka dodatkowych lat życia. Po hebrajsku jest takie powiedzenie: wstałem rano, cała reszta to bonus [kamti ba-boker, kol ha-szar ze bonus]. 

 

Opowie rabin o zamachu?

Przede wszystkim całe to wydarzenie było bardzo głupie, poczułem się trochę nieszanowany [śmiech]. Jeżeli chcesz mnie zaatakować, to zrób to na poważnie. Nóż miej porządny, a nie jakiś stary, babciny, kuchenny…

 

Po kolei. Przyszedł rabin na przystanek autobusowy.

Stałem, coś tam sobie czytałem. Widziałem, że obok siedzi chłopak i rozmawia przez telefon. To było zimą, miałem na sobie grubą kurtkę przywiezioną z Polski. W pewnym momencie ten chłopak podszedł do mnie, wyciągnął nóż z kieszeni i zaatakował. Chciał wbić go w szyję, ale nie trafił. Uderzył jakieś dziesięć centymetrów niżej. Oboje byliśmy przekonani, że nóż tkwi głęboko w ciele. Uciekając, jeszcze się odwrócił, żeby zobaczyć, jak konam… Teraz ciężko mi powiedzieć, który z nas był bardziej zdziwiony, że stoję na ulicy, tak jak stałem, a nie leżę i się wykrwawiam. Nie wiedziałem, co się dzieje. Po chwili dopiero do mnie dotarło, że skoro nóż leży na ziemi, to znaczy, że nie jest wbity w moje serce. Uratowała mnie kurtka z Polski [śmiech]. Zadzwoniłem po policję, która przyjechała dosłownie w ciągu kilku sekund. Zapytali, jak on wyglądał, i od razu pojechali dalej. Chyba największym szokiem było dla mnie to, jak później na komisariacie policji pokazano mi nagranie całego zdarzenia. Widocznie wszystko jest filmowane za pomocą dronów. 

 

Co myśli rabin o tym chłopaku? 

Nie czuję złości. Myślę, że ma wyprany umysł przez arabską propagandę, która głosi, że Żydzi są nic nie warci i że trzeba ich wszystkich zabić, bo przecież nie są ludźmi. Było mi przykro, gdy usłyszałem, że ma spędzić dziewięć lat w więzieniu. Wszystko przez te pięć sekund na przystanku. Oczywiście mam świadomość, że gdyby trafił w szyję, moje dzieci nie miałyby dziś ojca. 

 

Zdarzył się cud? 

Nie sądzę. Tak się po prostu dzieje. Kiedy coś mnie rozczaruje albo gdy gorzej się poczuję, od razu myślę, że nie mam na co narzekać – żyję. Nie wierzę, że wydarzenia zmieniają człowieka. Zmiana przychodzi od wewnątrz, przynajmniej w moim przypadku. 

 

W ciągu tych paru chwil na przystanku nie myślał rabin o śmierci?

Nigdy nawet nie myślę o kolejnym dniu. Nie wiem, co Bóg ma dla mnie w planach i jakoś mnie to nie zajmuje. Kiedy byłem dzieckiem, opowiedziano mi historię o pewnym chasydzie. Wstał rano i chciał pójść do synagogi. Szedł ulicą i zatrzymali go policjanci. Zapytali, dokąd idzie. Odpowiedział, że nie wie. – Co to znaczy, że pan nie wie? Pytamy, dokąd idziesz – irytowali się. Znów odpowiedział, że nie wie, więc zawieźli go na komisariat. Tam znów pytają, dokąd szedł. Sprawa stoi w miejscu, więc poirytowany policjant staje się w końcu bardziej precyzyjny: – Kiedy wyszedł pan z domu na ulicę, to dokąd chciał pójść? – Jak wychodziłem z domu – odpowiada spokojnie chasyd – to chciałem pójść do synagogi na modlitwę. Jak miałbym odpowiedzieć na pańskie pytanie „dokąd idziesz?”, skoro myślałem, że do synagogi, a skończyłem na komisariacie? Nigdy nie wiesz, dokąd idziesz. 

 

To co rabin wie?

Kiedy umiera ci ktoś bliski, zastanawiasz się, czy kiedykolwiek go jeszcze spotkasz. Ja z kolei wierzę, że jesteśmy częścią czegoś większego. Moja dusza jest podzielona na wiele osób, wliczając ciebie. Coś ci daję, opowiadam, ty rozmawiasz ze mną, coś od ciebie dostaję. To wystarczy. To jest dla mnie życie. Znowu zabrzmię jak bohater słabej literatury, ale serio polecam czerpać radość z każdego momentu. 

 

I śmierci się rabin nie boi?

W ogóle. Nie wiem, dlaczego, ale nie widzę w tym żadnego problemu. Nikt mnie nie pytał, czy chcę żyć, ktoś to w środku nocy zrobił i tyle. Nikt też ze mną nie dyskutował na temat śmierci. Zanim umrzesz, jesteś żywy. Po śmierci cię nie ma, więc nie ma się co martwić. 

 

I nie byłoby rabinowi żal, że nie posiedzi już sobie przed synagogą i nie zapali więcej papierosa?

Jeżeli już o tym mowa, to może mam taki malutki żal, że urodziłem się za wcześnie. Chciałbym zobaczyć, jak będzie wyglądało życie za sto lat, jakich gadżetów ludzie będą używać. Czy rzeczywiście samochody będą latały, a nie jeździły. Ale nie jest to chęć dłuższego życia, po prostu ciekawość świata. 

 

Ostatnio w jednej z gazet grożono rabinowi śmiercią. Co by rabin zmienił, gdyby dowiedział się, że niedługo umrze?

Nic. Może ewentualnie jeszcze bardziej cieszyłbym się z życia. Może to jest tak, jak uczył rabin Eliezer, że trzeba myśleć o każdym dniu, żyć codziennie tak, jak gdyby był to nasz ostatni dzień na ziemi. Nie tylko się z niego cieszyć, ale i robić tszuwę. Ludzie, którzy tutaj koło nas przechodzą chodnikiem – to oni są powodem, dla którego nie boję się śmierci. Umrę, a oni nadal będą żyć.