Remont małej synagogi we Wrocławiu
Fundacja Bente Kahan otrzymała z Urzędu Miejskiego Wrocławia dotację na remont szulu w wysokości 250 tysięcy złotych. O planach związanych z inwestycją rozmawiamy z Markiem Mielczarkiem, koordynatorem projektu.
Michał Bojanowski: Jak zaczęła się Pana współpraca z Fundacją Bente Kahan?
Marek Mielczarek: Przez lata uczyłem ludzi, jak pisać dobre aplikacje, jak pozyskiwać pieniądze na różne projekty. Kiedyś poproszono mnie, abym skontaktował się z Aleksandrem Gleichgewichtem i jego żoną Bente Kahan, i tak znalazłem się w Fundacji w pierwszych dniach jej działania. Pomysły Bente od razu mnie wciągnęły.
Dlaczego?
Nie wiem. Nieraz robi się rzeczy, bo pojawia się – nie wiedzieć skąd – wewnętrzny imperatyw, bądź po to, żeby mieć satysfakcję z samego faktu ich robienia, z chęci pozostawienia czegoś po sobie.
Wtedy mogłem pozwolić sobie na luksus pracy wolontariackiej – a ona, proszę mi wierzyć, wciąga jak narkotyk. Patrząc na niezłe rezultaty naszej pracy wiem, że ten projekt musimy doprowadzić do końca. Może to trochę górnolotnie brzmi, ale jesteśmy to winni pokoleniom: tym, których już nie ma, i – przede wszystkim – tym przyszłym, byśmy mogli patrzeć dumnie w oczy wnukom.
To ważny moment w historii działania Fundacji Bente Kahan.
W tym roku mija 10 lat od kiedy zajęliśmy się remontem synagogi. Zaczęło się od miejskich dotacji, jak na owe czasy bardzo znaczących – od pół do miliona złotych. Dzięki tym pieniądzom mogliśmy poddać renowacji frontową elewację i uporządkowaliśmy dziedziniec. Odbudowaliśmy też aron ha-kodesz, szafę ołtarzową, która stała się symbolem zmian i przywracania życia żydowskiego na Włodkowica. Od tego momentu różne instytucje zaczęły interesować się tym miejscem. Najbardziej jednak widoczne było zaangażowanie miasta. Dzięki niemu odtworzono obiekt tętniący życiem; nie tylko jako wyremontowaną synagogę, ale też jako przestrzeń kultury i sztuki, przestrzeń prezentowania dziedzictwa Wrocławia. To wydaje się być największym, wspólnym – Wrocławia, Gminy Żydowskiej i Fundacji Bente Kahan – osiągnięciem ostatnich dziesięciu lat.
Kluczowym momentem było otrzymanie dwóch milionów euro dotacji z Europejskiego Obszaru Gospodarczego, które pozwoliły 6 maja 2010 roku pokazać światu piękną synagogę Pod Białym Bocianem.
Choć nie wszystko było jeszcze skończone?
Nie byliśmy w stanie dokończyć remontu rozległych piwnic, ale już w dużym stopniu są przystosowane do użytkowania. Nie starczyło też wtedy środków na wyremontowanie mykwy, jednak Gminie Żydowskiej udało się zabezpieczyć ten obiekt przed dalszą dewastacją budując nowy dach – również dzięki miejskiej dotacji.
Na swoją kolej poczekać też musiał szul. Mała synagoga to niewątpliwie plama na honorze nas wszystkich. Zarówno wrocławian, Gminy Żydowskiej, jak i miasta. Miejsce, gdzie odbywają się nabożeństwa, bardzo mocno estetycznie odstaje od pozostałych obiektów. A nie możemy zapominać, że służy ono nie tylko wrocławskim Żydom na co dzień – wielu turystów w tym miejscu zaczyna bądź kończy zwiedzanie Dzielnicy Czterech Wyznań. Jak jest ważne dla kształtowania się tożsamości współczesnych Żydów wrocławskich, wie każdy, kto tam przychodzi. A dbałość o tożsamość jest przecież jednym z filarów naszej Fundacji. Dlatego z tych trzech wymienionych obiektów dalsze etapy renowacji zaczynamy właśnie od szulu, na remont którego w marcu Miasto przyznało Fundacji dofinansowanie.
Kiedy zaczną się prace?
Mamy gotową dokumentację projektu, w najbliższych dniach ogłosimy kolejny przetarg. Początkowo planowaliśmy odnowić szul na dziesiątą rocznicę powstania Fundacji, jednak już wiemy, że prace potrwają przynajmniej do końca października.
Teraz wśród dawnych i obecnych mieszkańców miasta szukamy śladów pamięci wystroju małej synagogi. Zgromadziliśmy już część materiałów, jednak jest to sprawa niezwykle słabo udokumentowana. Zrobiliśmy badania stratygraficzne, które pozwoliły ustalić chronologię zapraw, podkładów, warstw malarskich, przez dziesiątki lat zbierających się w tym miejscu. Odkryliśmy malarstwo szablonowe na suficie, jak również ciekawe i cenne elementy drewniane. Wszystko to będziemy starali się poddać gruntownej renowacji – i w zależności od ich stanu – ewentualnej rekonstrukcji.
Remont szulu, o którym tu mówimy, będzie w dużej mierze remontem technicznym: uporządkujemy wszystkie instalacje, podłogę, sufit, stolarkę okienną, drzwi; wszystko w duchu epoki, w której to miejsce powstało. Zapewnimy lepsze ogrzewanie i klimatyzację, gdyż zimą jest tam nieco za zimno, a latem za gorąco. Wszystko będzie odbywać się pod nadzorem komisji religijnej przy Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich, podobnie jak to było w przypadku remontu synagogi.
Mało kto wie, że winda w synagodze ma specjalne szabatowe oprogramowanie, które umożliwia jej jeżdżenie w święta bez jakiekolwiek ludzkiej ingerencji. Także w przypadku remontu szulu wszystkie kwestie techniczne i te związane z tradycją i obrzędowością będą konsultowane z rabinami, tak, by mogły służyć wszystkim tam modlącym się Żydom. Do tej pory nie mamy jednak zdjęć aron ha-kodesz ani bimy, cały czas liczę, że znajdzie się ktoś, kto pokaże ich poprzednią wersję. Wszystkich zapraszam do współpracy. Może ktoś ma zdjęcie z bar lub bat micwy z lat 40. i 50. ubiegłego wieku?
Czyli te elementy wystroju będą zmienione?
Obecne, sklejone ze starych desek, zespawane z prętów zbrojeniowych, pochodzą bodajże z lat 90. Chcę zwrócić się do osób zainteresowanych sztuką żydowską z prośbą o kwerendę w archiwach i bibliotekach, na przykład w Ossolineum. Musimy też jeszcze raz przejrzeć całą prasę żydowską w poszukiwaniu zdjęć małej synagogi, zapytać dawnych breslauerów i wrocławian, czy nie mają takich fotografii.
Projekt nie jest więc ostatecznie jeszcze zamknięty?
W kwestii wyposażenia jeszcze nie. Wnętrze się zachowało i główny trzon naszych prac może być prowadzony bez dodatkowych badań i kwerend. Wystarczy nieco zeskrobać stare farby, aby dostrzec oryginalne malowidła sprzed dziesiątków lat. Ciekawy też jest strop oklejony fornirem, mocno podniszczony, więc nie wiem, na ile można go uratować. Na pewno – tak jak w synagodze – tego, czego nie uda nam się przywrócić w całości, pozostawimy we fragmentach w oryginalnej formie, aby mogło zaświadczać o pierwotnym wnętrzu i technikach, jakimi się dawniej posługiwano.
Zwycięzca przetargu na odtworzenie szafy ołtarzowej i bimy będzie musiał przedstawić odpowiednie techniki rekonstrukcji oraz być w stałym kontakcie z radą religijną. Jeżeli nie znajdziemy zdjęć tych elementów, odtworzymy je w duchu epoki, w której powstawały. Z elementów wystroju pozostaną ławki, które łatwo będzie można przywrócić pierwotny wygląd i scalić kolorystycznie zarówno z odrestaurowanym plafonem, jak i całą odnowioną stolarką. Meble akurat są przy takich remontach najwdzięczniejszymi elementami.
Nie każdy chyba wie, że na balkonach w dużej synagodze stoją oryginalne ławki z Żydowskiego Seminarium Teologicznego w Breslau, prawie tak stare jak Synagoga. Odgrzebaliśmy je spod sterty różnych desek, i wyratowaliśmy od potężnego grzyba, którego owocnik miał średnicę przynajmniej pięciu metrów. Ławki były bardzo zniszczone, poddaliśmy je gruntownej renowacji. Czy warto wykonywać taką pracę dla kilku desek? Na pewno wiele osób mogłoby tutaj dyskutować. Mnie wydaje się, że warto – to trochę takie przywracanie ducha czasu odzyskanego.
Co jeszcze złoży się na wyposażenie szulu?
Samo wyposażenie, ostatni etap remontu, będzie świetną okazją do zaprezentowania tych pozostałości po dawnych wnętrzach synagogalnych, które gdzieś są poukrywane w magazynach i dawno już powinny ujrzeć światło dzienne. Mam na myśli chociażby menory, stanowiące artystyczne i historyczne świadectwo gminy w Breslau i powojennego rozkwitu życia żydowskiego we Wrocławiu. Wcześniej nie można było ich eksponować również z tego względu, że szul nie był dostatecznie zabezpieczony. Jego zabezpieczenie to następny istotny etap naszej pracy.
Czy kwota dotacji wystarczy na cały remont?
To początek wieloletniego projektu. Ma on objąć remont wszystkich obiektów, o których tutaj rozmawiamy, a powiązanych funkcjonalnie z synagogą Pod Białym Bocianem. Otrzymaliśmy nieco mniejszą kwotę, niż tę, o którą ubiegaliśmy się, jednak tak zazwyczaj bywa. Wydaje mi się, że jeśli będziemy gospodarować oszczędnie, pieniędzy powinno starczyć na remont całego szulu. Jeżeli jednak tak się nie stanie, znajdziemy dodatkowy sposób finansowania. Powiem wprost – mamy w Fundacji niezłą efektywność w staraniu się o środki. Do 2020 roku chcemy pozyskać łącznie 20 milionów złotych. Ilu ludziom udają się takie rzeczy? Wierzymy, że realizujemy bardzo dobre projekty. A na takie zawsze znajdą się pieniądze. One się dobrze sprzedają, bo są potrzebne, a nawet niezbędne pro publico bono.
Po szulu czas na muzeum?
Projekt na multimedialne muzeum w piwnicach synagogi mamy gotowy. I tym zajmiemy się na następnym etapie. To będzie wyjątkowe muzeum, w którym pokażemy nie tylko to, co składa się na materialne dziedzictwo żydowskie Dolnego Śląska, ale przede wszystkim odtworzymy utracone jego elementy, które trzeba wydobyć gdzieś z bibliotek, z ludzkiej pamięci i zaprezentować w możliwie najnowocześniejszy sposób. Bazowanie na multimediach jest koniecznością, gdyż nie możemy sobie pozwolić na kosztowne rekonstrukcje wszystkiego, co w toku dziejów zaginęło.
Swego czasu zafascynowała mnie rekonstrukcja dachu synagogi z Gwoźdzca, która jest częścią wystawy w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Znaczna część tych prac odbywała się w naszej synagodze. My chcemy iść nieco dalej: podobnych nieistniejących „Gwoźdzców” mamy we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku bardzo wiele, nie jesteśmy w stanie ich odtwarzać w takiej samej formie, jednak chcemy je w naszym muzeum rekonstruować za pomocą multimediów. Wydobyć i skatalogować dla przyszłych pokoleń to, czego nie da się już odtworzyć. A oprócz tego mamy też artefakty światowego kalibru, jak kolekcja Saravala, która wciąż czeka na odpowiednią ekspozycję.
W piwnicy synagogi?
Póki co myślimy o tym szerzej. To jeden z tych elementów wrocławskiego dziedzictwa, który pozwala nam rozwijać się i spoglądać wciąż dalej. Być może w podziemiach synagogi będzie ekspozycja multimedialna, być może jednak znajdziemy zupełnie inne miejsce dla pokazania dziedzictwa żydowskiego na Dolnym Śląsku. Najważniejsze jest, aby je jak najszybciej pokazać, bo to bardzo ważny element edukacji historycznej i społecznej.
A nikogo nie musimy przekonywać, jak edukacja i jej odpowiednie zorganizowanie są ważne. To dla nas ogromne wyzwanie – ale o tym możemy rozmawiać w szerszym gronie i kiedy indziej, bo to szeroki temat.
Chyba coraz mocniej uświadamiamy sobie, że jeżeli nie opowiemy dziedzictwa Breslau we Wrocławiu, to zginie ono bezpowrotnie.
Zawsze czułem pewien dyskomfort, gdy usiłowano wszystkich wrocławian ubrać jedynie we lwowskie korzenie, bo przecież nie każdy je miał. Pozbawiano nas jednocześnie przez lata dziedzictwa (również tego materialnego) przedwojennego Breslau. A duch tego miasta mimo to przetrwał i trwa do dziś. Takie rzeczy nie giną. Wracają od czasu do czasu ze zdwojoną siłą.
Tak jest w przypadku Dzielnicy Wzajemnego Szacunku. To tutaj dziedzictwo Breslau chyba najmocniej uwidacznia się w każdym działaniu mieszkańców Wrocławia. I to jest najbardziej fascynujące.
Spotkania breslauerów z wrocławianami bywają bardzo wzruszające – jak bardzo, wielokrotnie w swojej twórczości pokazała Bente Kahan. Ale nie tylko ona – to temat, który poruszał i porusza wielu twórców.
Myślę, że odtwarzając artefakty z czasów minionych trochę się do tej twórczości przyczyniamy – a może to po prostu nasza wspólna powinność i praca pro publico bono.