Legenda Piłsudskiego

Gdy była taka potrzeba, usprawiedliwiał pogromy z lat 1918-1920. Gdy zależało mu na pomocy Stanów Zjednoczonych, potępiał agresję wobec Żydów. Gdy żołnierze dokonywali pogromów, nie występował przeciwko nim, ponieważ armia była krucha, a on nie chciał jej osłabiać. Były przecież ważniejsze sprawy. Ciążyła na nim łatka człowieka lewicy i obawiał się, że krytyka antysemityzmu może doprowadzić do pogłębienia tego wizerunku. Jeśli chodzi o stosunek do ludności żydowskiej, to wygrywa pojedynek z Dmowskim, ale gdy weźmiemy w nawias ten historyczny dwupak, okaże się, że ocena legendarnego herosa przysparza sporo kłopotów.

Magdalena Wójcik: Zanim zapytam o stosunek Piłsudskiego do Żydów w momencie odzyskania niepodległości, może warto przyjrzeć się wzajemnym relacjom jeszcze sprzed 1918 roku? 

Prof. Jolanta Żyndul: Tak naprawdę tylko wąskie kręgi żydowskie znały działalność Piłsudskiego sprzed odzyskania niepodległości. Z jednej strony było to środowisko socjalistów żydowskich, zgrupowanych w Bundzie i Polskiej Partii Socjalistycznej. Piłsudski w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku pracował nad przyciągnięciem wileńskiego Bundu do Polskiej Partii Socjalistycznej, której naówczas szefował. Ten plan się jednak nie powiódł i Bund poszedł własną drogą. W PPS powstała natomiast sekcja żydowska, która prowadziła rozległą działalność aż do rewolucji 1905 roku. 

Różne napięcia, choć pozbawione elementów antysemickich, zaważyły na tych relacjach. Prowadzone były negocjacje polityczne, ale nie przekładały się one na działania przeciwko społeczności żydowskiej. Wręcz przeciwnie, Piłsudski uważał, że akces działaczy żydowskich był podstawą sukcesu PPS, szczególnie na Kresach, gdzie Polaków było niewielu i współpraca z różnymi narodowymi grupami wydawała się niezbędna. W jednym z listów pisał nawet, że to on sprowadził z Londynu pierwsze czcionki żydowskie do maszyn drukarskich Bundu, żeby mogli zacząć drukować w jidysz. Był też autorem tekstu z 1903 roku przeciwko rozniecaniu waśni narodowościowych. Uważał, że antysemityzm szkodzi sprawie robotniczej i odzyskaniu niepodległości.

Drugie środowisko żydowskie, w którym był znany, to asymilująca się inteligencja żydowska w Galicji, która zgłosiła poważny akces do Legionów w czasie I wojny światowej.

 

Jak przyjęto Piłsudskiego po powrocie do Polski w listopadzie 1918 roku?

Wszyscy oczekiwali jego przyjazdu, gdyż Piłsudski odpowiadał społecznemu zapotrzebowaniu na przywódcę, otoczonego nimbem konspiracyjnej, a potem także wojskowej chwały. Warszawa oddała mu całą władzę niemal od razu. Dawne struktury, stworzone w czasie niemieckiej okupacji podczas I wojny światowej, były przestarzałe i przestały dobrze funkcjonować. Piłsudskiemu podporządkowały się także różne polskie gremia próbujące przejmować lokalną władzę. Istniały oczywiście środowiska, które kontestowały tę postać i cały porządek, który mógłby stworzyć, ale generalnie Piłsudski miał lud u stóp.

 

Żydzi też go tak traktowali?

Pamiętajmy, że sytuacja w kraju cały czas była bardzo niepewna i dynamiczna. W tamtym momencie Piłsudski wydawał się środowiskom żydowskim dobrym kandydatem na przywódcę, nieobciążonym zarzutem antysemityzmu. Wyłączając bundowców, dostał pełne poparcie ze strony partii żydowskich, które oczekiwały rozwiązania dwóch kwestii – zabezpieczenia praw politycznych i narodowych oraz zapobieżenia niebezpieczeństwom związanym z wybuchem antyżydowskiej przemocy. 

 

Polska odzyskuje niepodległość i dochodzi do ogromnego, niespotykanego wcześniej wybuchu przemocy wobec Żydów. 

Opracowania historyczne na temat stosunków polsko-żydowskich zaczynają się niejednokrotnie dopiero od 1921 roku, ponieważ ten pierwszy okres niepodległości, od 1918 do 1920 roku, naznaczony był przemocą antyżydowską na skalę dotychczas w historii Polski niespotykaną. 

Oczywiście wcześniej zdarzały się już pogromy Żydów – wystarczy wspomnieć ten warszawski w 1881 czy białostocki w 1906 roku. Jednak wybuch nastrojów antyżydowskich w 1918 roku przewyższył wszystko, co w stosunkach polsko-żydowskich miało do tej pory miejsce. 

 

Dlaczego tak się działo?

Przyczyn jest wiele. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że mówimy o okresie tuż po wojnie, w wielu miejscach trwały jeszcze bardzo krwawe walki, wciąż ginęli ludzie. Z jednej strony pogromy miały miejsce na wschodzie, w momencie gdy dana miejscowość przechodziła z rąk do rąk. Wojska polskie wkraczały do Lwowa, Wilna, Lidy, Mińska i dochodziło do pogromów. Z drugiej strony krwawe wystąpienia antyżydowskie zdarzały się też na terytorium kontrolowanym w pełni przez Polaków.
Często ich podłoże stanowiły kwestie ekonomiczne – tak było w małych miejscowościach Galicji, najpierw na przełomie października i listopada 1918, później także w kwietniu i maju 1919 roku. Ta druga fala była powiązana ze specyficzną rewolucją chłopską, która skierowana była przeciwko tzw. establishmentowi: władzom, Kościołowi, wojsku, a także Żydom, często uważanym przez chłopów za część warstwy panującej. Z kolei do pogromu w Strzyżowie posłużyły pogłoski o mordzie rytualnym. W innych miejscach chodziło o podejrzenia, że Żydzi ukrywali towary oraz stosowali praktyki lichwiarskie i paskarskie. 

 

Dlaczego doszło do tej erupcji antysemityzmu akurat wtedy?

Niezwykle trudno odpowiedzieć na to pytanie. Frank Golczewski tłumaczył to euforią patriotyczną, która przetaczała się przez kraj w momencie odzyskania niepodległości i która wyładowywała się na tych, których postrzegano jako „obcych”. 

 

Zatem na fali tej euforii musiano też atakować inne grupy „obcych”.

Z Ukraińcami toczyliśmy regularną wojnę, podobnie z Litwinami, z Czechosłowacją. Mieli oni swoje armie, więc niechęć wobec nich przybierała formę konfliktów zbrojnych. Inaczej było z Żydami. 

 

Jak na to wszystko reagował Piłsudski?

Był on zarówno wodzem armii, jak i zwierzchnikiem państwa – stał na czele struktur cywilnych i wojskowych. Wydawałoby się więc, że to idealna osoba do kształtowania polityki wobec mniejszości.

Ale gdy wrócił z Magdeburga, w kwestii Żydów miał w głowie przede wszystkim projekt emancypacyjny, choć podczas jednego ze spotkań podkreślał, że po powrocie do Warszawy przeraził go rozmiar antysemityzmu. 

Kiedy wprowadzono ordynację wyborczą pod koniec listopada 1918 roku, uznał, że kwestia równouprawnienia została załatwiona, bo Żydzi, na wzór państw zachodnich, otrzymali równe prawa wyborcze. I rzeczywiście, przy późniejszych pracach nad polską konstytucją nigdy nie zakwestionowano zasady równouprawnienia obywatelskiego Żydów ani likwidacji praw wyjątkowych. Ale gdy do Piłsudskiego zgłaszali się wówczas żydowscy politycy czy inni przedstawiciele społeczności żydowskiej, równouprawnienie nie było jedynym postulatem.  

Czego dotyczyły pozostałe?

W tych pierwszych miesiącach Piłsudski przyjął bardzo wiele różnych delegacji. Już 12 listopada, czyli dwa dni po powrocie, odbyła się seria spotkań z przedstawicielami różnych opcji politycznych, także żydowskich. Spotkał się zarówno z syjonistami, ortodoksami, jak i przedstawicielami folkistów. Rozmowy dotyczyły kształtu przyszłego polskiego rządu, widać zatem, że żydowskie ugrupowania zostały potraktowane jako pełnoprawni członkowie polskiego spektrum politycznego. Ale projekty, które zgłaszali (zwłaszcza partie świeckie), daleko wykraczały poza wyobrażenia Piłsudskiego na temat ustroju Polski. To były przede wszystkim żądania autonomii narodowo-kulturowej, która w środowisku żydowskim była dyskutowana już od rewolucji 1905 roku. Wydaje się jednak, że Piłsudski tego rozwoju żydowskich ruchów świeckich nie zanotował. W jego wizji nie było miejsca na przyznanie jakiejkolwiek autonomii mniejszości żydowskiej.

Późniejsze spotkania dotyczyły już przede wszystkim reakcji, zapobiegania i przeciwdziałania pogromom. Pod koniec listopada do Warszawy przyjechała delegacja Żydów, aby interweniować w sprawie krwawych zajść w powiecie jędrzejowskim. Piłsudski odpowiedział im, że władza jest bardzo przychylnie usposobiona do Żydów. Było to 29 listopada, czyli w dzień, kiedy podpisał dekret o ordynacji wyborczej, więc czas teraźniejszy w jego wypowiedzi był w sumie usprawiedliwiony. Nie zmienia to jednak faktu, że nie takiej reakcji na pogromy oczekiwano.

 

Łatwo było dostać się do Piłsudskiego?

W pierwszych miesiącach tak. Dopiero od wiosny 1919 roku te audiencje odbywały się rzadziej i było o nie trudniej. W archiwum Kancelarii Cywilnej Naczelnika Państwa znajduje się wiele żydowskich próśb o spotkanie, jednak były one coraz częściej odrzucane.

Piłsudski spotykał się też z różnymi delegacjami żydowskimi podczas swoich podróży po kraju. Tam też wiodącym tematem była kwestia bezpieczeństwa.

 

Dawał gwarancje czy tylko wysłuchiwał próśb?

Musimy pamiętać, że sytuacja w Polsce była bardzo dynamiczna. Wojska polskie na jesieni 1918 roku cały czas toczyły walki w Galicji, potem ciężar przeniósł się na granicę północno-wschodnią. Z dokumentów wynika, że do Piłsudskiego spływały wiadomości o tym, co się dzieje. Lecz w jego wypowiedziach podczas spotkań z przedstawicielami żydowskimi widać było próbę usprawiedliwienia tej sytuacji. Mówił, że zajścia antyżydowskie w Galicji związane były z przejmowaniem władzy przez polskie struktury, że odbywały się one w politycznej próżni, gdy ustępowały władze austriackie, a polskie jeszcze nie były ustabilizowane. W końcu przypominał też argument nienawiści do żydowskich sprzedawców, którzy jako jedyni mieli odnieść korzyści z wojny. Twierdził, że w tak trudnych czasach, w tak chaotycznych warunkach trudno oczekiwać całkowitej sprawiedliwości. Chcecie mieć równouprawnienie nie tylko na papierze, ale i w rzeczywistości, to musicie je sobie wywalczyć – kwitował po żołniersku. Uważał też, że gdy władza polska się ustabilizuje, do tych zajść już nie będzie dochodziło. Jak wiemy, to nie zawsze była prawda. Na pewno nie doceniał też faktu, że kwestie antysemityzmu w Polsce coraz bardziej interesowały światową opinię.

 

Stąd wzięła się potrzeba stworzenia traktatu mniejszościowego?

Traktat mniejszościowy, nazywany też małym traktatem wersalskim, gwarantujący poszanowanie praw mniejszości religijnych, językowych i etnicznych w Polsce, został podpisany 28 czerwca 1919 roku. Był on więc wynikiem, a nie przyczyną tego, co wówczas działo się w kraju. Do Paryża dotarły informacje o pogromie lwowskim z listopada 1918 roku, potem także o kolejnych antyżydowskich wystąpieniach, a w odpowiedzi pojawiła się dyskusja o gwarancjach prawnych dla mniejszości. Nie był to jednak jedyny czynnik. Dyplomacji niemieckiej zależało na ochronie praw ludności niemieckiej, która miała znaleźć się pod polskim panowaniem. Te dwa czynniki zdecydowały o konieczności określenia ram współżycia narodowościowego na ziemiach polskich.

 

Latem 1919 roku do Polski przybyła amerykańska komisja pod przywództwem Henry’ego Morgenthaua.

Miała ona zbadać, w jaki sposób traktowani są Żydzi w Polsce. Piłsudski nie był tym zachwycony, uważał zresztą, że za granicą wyolbrzymia się kwestie przemocy wobec Żydów. Sam traktat mniejszościowy był dla niego próbą narzucenia Polsce pewnych standardów zachowań, które jego zdaniem były przestrzegane. Do Morgenthaua podchodził więc z dużym dystansem. 

Ale zaznaczmy, że poza Ignacym Paderewskim, który zaprosił komisję amerykańską i był spiritus movens całej wizyty, ponieważ chciał pokazać Zachodowi, jak wygląda sytuacja w kraju, z przyjazdu Morgenthaua nikt nie był zadowolony. Władze polskie uważały, że to rodzaj działań narzuconych z zewnątrz, które uwłaczają niepodległemu państwu. 

Morgenthau nie miał też dobrej prasy wśród Żydów, ponieważ reprezentował opcję asymilatorską. W związku z tym narodowe środowiska żydowskie obawiały się, że będzie on wyrazicielem opinii tej właśnie grupy. 

 

Mimo to Piłsudski spotkał się z Morgenthauem kilka razy.

Mamy szczegółowe sprawozdanie ze spotkania, które odbyło się 2 sierpnia 1919 roku w Wilnie, dokąd Morgenthau udał się, aby zbadać kwestię kwietniowego pogromu. Piłsudski twierdził wcześniej, na przykład w liście do Paderewskiego z maja 1919 roku, że właściwie zapobiegł pogromowi, wkraczając z wojskiem do miasta. Była to nieprawda. Później w rozmowie z Morgenthauem utrzymywał, że w Wilnie Żydzi pomagali bolszewikom, a polscy chrześcijanie Polakom, i tak naprawdę to był rodzaj wojny domowej, którą polska armia – z nim na czele – zgasiła. Osobiście miał widzieć żydowskich mieszkańców Wilna atakujących żołnierzy. Wielu cywilów zostało aresztowanych i powinni byli zostać rozstrzelani, ale relatywnie niewielu z nich zabito. Piłsudski przekonywał, że niektórych błędów nie dało się uniknąć, jednak straty w jego rozumieniu były niewielkie. 

 

Czyli zasadniczo wpisywał zajścia antyżydowskie w kontekst działań wojennych?

Przedstawiał je w sposób bardzo minimalizujący ich znaczenie. Piłsudski widział to wszystko jako odprysk wojennej przemocy. W pogromie we Lwowie zginęło siedemdziesięciu trzech Żydów, a ponad czterystu było rannych, natomiast podczas obrony miasta śmierć poniosło około czterystu pięćdziesięciu Polaków, a kolejnych tysiąc zostało rannych. Tragedia żydowska rozmywała się w ogólnym obrazie wojny. Piłsudski uważał, że stabilizacja państwa wszystko to uspokoi. Jednocześnie zwracał uwagę, że lwowscy Żydzi zachowali się nielojalnie względem Polski i wojska polskiego. Usprawiedliwiając pogrom, dodawał, że brały w nim udział różne szumowiny, od których ucierpieli nie tylko Żydzi. 

Co więcej, podczas spotkania z syjonistami ze wschodniej Małopolski dziwił się, że w sytuacji, kiedy nowe polskie władze nie miały jeszcze możliwości utrzymać na odpowiednim poziomie porządku i bezpieczeństwa na tych terenach, nie doszło do większych strat.

Profesor Wacław Jędrzejewicz, pisząc w Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego o jego kolejnych działaniach, notorycznie powtarzał, że zostały wydane rozkazy wojskowe, które miały ograniczyć wystąpienia antyżydowskie. Nie udało mi się jednak tych zarządzeń odnaleźć.

 

Wystąpienia antyżydowskie miały miejsce nie tylko na wschodzie.

Istnieje notatka z rozmowy Piłsudskiego z amerykańskim ambasadorem Hugh Gibsonem z końca maja 1919 roku, podczas której Marszałek mówił o niedawnych zajściach w Częstochowie, czyli na terenie nieobjętym działaniami wojennymi, z w miarę ustabilizowaną sytuacją wojskową i polityczną. Doszło tam wówczas do wystąpień antysemickich z udziałem wojska. I rzeczywiście była reakcja na te zajścia, są raporty, które mówią, że nastroje antysemickie nasilają się, że trzeba je ukrócić. 

Według mnie to pokazuje, że stosunek Piłsudskiego do wystąpień antyżydowskich na Kresach, czyli tam, gdzie wciąż toczyły się walki z Ukraińcami czy bolszewikami, był inny niż stosunek do takich wydarzeń wewnątrz kraju, gdzie były one traktowane jako destabilizujące porządek w państwie. Na wschodzie natomiast – jako nieunikniona cena za zwycięstwa wojskowe.

Być może ostrzejsza reakcja na wydarzenia w centralnej Polsce związana była również z jakimiś wewnętrznymi roszadami i sporami – był to bowiem okres, kiedy Piłsudski obejmował władzę nad Armią Wielkopolską oraz nad Błękitną Armią Józefa Hallera, które na tych terenach były głównie obwiniane o antyżydowską przemoc.

 

Jak często Piłsudski wyjaśniał pogromy sympatią Żydów do bolszewików?

Piłsudski osobiście wysunął zarzut współpracy z bolszewikami w odniesieniu do pogromu w Wilnie. Ale pojawiał się on także w kontekście pogromów w Lidzie i Mińsku oraz wojskowego mordu w Pińsku 5 kwietnia 1919 roku. Dowódca oddziału wojska polskiego, zresztą pod wpływem donosu żołnierzy żydowskich, aresztował wówczas członków zebrania syjonistycznego pod zarzutem przygotowywania bolszewickiej konspiracji, a następnie trzydziestu pięciu z nich kazał rozstrzelać. Informacja o tym zdarzeniu bardzo szybko dotarła do Warszawy. Piłsudski w liście do dowódcy tego fragmentu frontu prosił o informację, co tam się wydarzyło. Chciał to wiedzieć, aby ustosunkować się do żydowskich zarzutów. 

Później, podczas wojny polsko-bolszewickiej, jeszcze kilkakrotnie dawał świadectwo tego, że postrzega Żydów jako wrogo nastawionych do Polski. Podczas wyprawy kijowskiej i kontrofensywy sierpniowej w 1920 roku mówił jednak, że Żydzi nie wszędzie zachowali się źle. W jednych miejscowościach dzielnie stawili opór bolszewikom, a w innych, czasami zupełnie po sąsiedzku, miała miejsce zdrada stanu.

 

Panuje jednak przekonanie, że Piłsudski był postrzegany przez Żydów jako bohater.

Trudno jest go oceniać w kategoriach filo- czy antysemickich. Dla Żydów piłsudczycy na tle innych opcji politycznych z pewnością byli najlepszym wyborem. W ich programie nie było wątków antysemickich. Narodowa Demokracja z Dmowskim na czele, czyli druga opcja, która mogła wtedy zdobyć władzę w kraju i która wypadła bardzo dobrze w wyborach parlamentarnych w styczniu 1919 roku, dla Żydów była nie do przyjęcia. Krążyła zresztą czarna, endecka legenda o tym, że Piłsudski popiera Żydów, że z nimi współpracuje, a jego polityka jest prożydowska. Ale to była propaganda.

Wobec kwestii żydowskiej Piłsudski miał tak naprawdę postawę neutralną i w późniejszym okresie rzadko się na ten temat wypowiadał. Rabin i działacz syjonistyczny Ozjasz Thon w swoich wspomnieniach pisał, że gdy po przewrocie majowym w 1926 roku Piłsudski był premierem i na posiedzeniu rządu stawiano jakieś sprawy żydowskie, to albo spychał je na koniec, albo w ogóle nie chciał brać udziału w dyskusji. Więc to nie był dla niego na pewno żaden priorytet. 

Nie przeciwdziałano jednak tej pozytywnej ocenie Piłsudskiego przez Żydów, którzy wierzyli, że Piłsudski traktuje wszystkich bez różnicy. Niektóre działania jego kancelarii po 1926 roku celowo utwierdzały wizerunek Piłsudskiego jako człowieka mającego pozytywny stosunek do społeczności żydowskiej. W prasie ukazała się na przykład informacja, że kupił szekel od dwójki młodych syjonistów albo że spotkał się z żydowskim powstańcem 1863 roku, który do niego napisał. Zresztą bardzo dużo ludzi – nie tylko Żydów – pisało do niego listy z życzeniami i prośbami. Niektóre spośród tych żydowskich listów publikowane były w prasie, nierzadko z adnotacjami, że prośba została załatwiona. Z jednej strony nie mamy zbyt wielu ewidentnych dowodów na działania prożydowskie, ale z drugiej jego świta nie blokowała informacji na ten temat. 

 

A co z plotką o żydowskim pochodzeniu żony Marszałka?

Nie była jeszcze wówczas tak mocno ugruntowana. Najczęściej odnosiła się do jego drugiej żony, Aleksandry Szczerbińskiej. Niektórzy twierdzili, że była córką Feliksa Perla. Z drugiej strony wielki zwolennik Piłsudskiego, lwowski Żyd Wiktor Chajes, w swoich dziennikach z okresu międzywojennego pisał, że ponoć „jego pierwsza żona jest Żydówką”. Warto podkreślić, że ta plotka funkcjonowała zarówno jako część czarnej legendy Piłsudskiego rozpowszechnionej wśród jego przeciwników w obozie narodowym, jak i białej legendy tworzonej w kręgach żydowskich. To wyjątkowo silny mit, który funkcjonuje zresztą do dziś i przypomina bardzo legendę Esterki, żony czy kochanki Kazimierza Wielkiego. 

 

Można zatem powiedzieć, że wizerunek Piłsudskiego jako walczącego z antysemityzmem jest przesadzony?

Z pewnością nie można powiedzieć, żeby ostro wypowiadał się i zdecydowanie działał przeciwko antyżydowskiej przemocy po odzyskaniu niepodległości. Nie ma na to świadectw. Można raczej stwierdzić, że ją bagatelizował. Nie postrzegał tego problemu jako kluczowego dla istnienia państwa polskiego.

 

Dodatkowo wypowiedział traktat mniejszościowy w latach 30.

Właściwie cały jego obóz prezentował bardzo konsekwentną politykę wobec tego zobowiązania. Podczas spotkania z Morgenthauem Piłsudski zwracał uwagę głównie na artykuł 12. traktatu, w którym mowa była nie tyle o prawach, jakie Polska powinna zapewnić mniejszościom, ile o kontroli Ligi Narodów nad jego przestrzeganiem. W 1934 roku Polska zakwestionowała przede wszystkim ten właśnie artykuł – nie odmówiła przestrzegania postanowień, tylko wypowiedziała poddanie się międzynarodowej kontroli.
Choć powstawały różne projekty ograniczenia praw mniejszości żydowskiej, to w nowej konstytucji z 1935 roku żaden taki zapis się nie znalazł. Wszystko zostało uregulowane tak jak w konstytucji marcowej z 1921 roku. Nie widać więc ze strony piłsudczyków – do śmierci Marszałka – próby zmian tych przepisów.
Problemem było to, że sprawy mniejszości narodowych nieustannie pojawiały się na forum Ligi Narodów. Podkreślmy jednak, że nigdy nie została tam poruszona żadna sprawa żydowska – to były przede wszystkim przypadki związane z mniejszością niemiecką. Jednak ta kwestia nie miała już wówczas żadnego znaczenia, gdyż Niemcy wystąpiły z Ligi Narodów. Jej członkiem został natomiast Związek Radziecki, a w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych zrodziła się obawa, że będzie on stawiał na forum Ligi sprawy ukraińskie. Cała sprawa wypowiedzenia traktatu mniejszościowego w gruncie rzeczy w ogóle nie dotyczyła więc Żydów, tylko innych mniejszości.