Spór przez wzgląd na Niebiosa [komentarz do parszy Korach]

Parsza Korach 6 lipca 2019/ 3 tamuz 5779

Bunt Koracha był nie tylko najgorszą rewoltą, która wydarzyła się podczas wędrówki przez pustynię. Była to również jedyna bezpośrednia zniewaga Mojżesza i Aarona. Korach i jego zwolennicy oskarżyli Mojżesza o nepotyzm, niepowodzenie, a przede wszystkim o bycie oszustem, który – z myślą o własnym zysku – przypisuje Bogu swoje decyzje i prawa. Atak na Mojżesza był tak poważny, że stał się dla Mędrców modelem najgorszego sporu:

 

Jaki spór miał miejsce przez wzgląd na Niebiosa? Spór Hilela z Szamajem. Jaki spór nie wydarzył się przez wzgląd na Niebiosa? Bunt Koracha i jego zwolenników (Miszne Awot 5:17).

Tak nauki te interpretuje kataloński rabin Menachem Meiri (1249-1306):

 

W sporach Hilela z Szamajem jeden z nich wydawał opinię, a drugi mu się sprzeciwiał, ale nie przez to, że był kłótliwy, ani dlatego, że chciał wziąć górę w dyskusji, ale ponieważ pragnął dociec prawdy. Sytuacja Koracha była inna, ponieważ podważył on autorytet Mojżesza, naszego nauczyciela, niech spoczywa w pokoju. Był bowiem zawistny, kłótliwy i pragnął zwycięstwa (Bejt ha-bechira).

Mędrcy wyraźnie rozróżnili dwa rdzaje konfliktu: spór spowodowany poszukiwaniem prawdy i pragnieniem zwycięstwa.

Takie odczytanie wynika z wyraźnej rozbieżności między postulatami buntowników, a tym, co naprawdę chcieli osiągnąć. Korach i inni buntownicy twierdzili, że Izraelici nie potrzebowali przywódców – byli przecież narodem świętym, wszyscy słyszeli słowo Boże. Żaden system rang czy hierarchia świętości nie powinna rządzić ludem Izraela, „czemu więc wynosicie się nad zgromadzeniem Wiekuistego?” (Ba-midbar 16:3). Z tekstu wynika jednak, że Mojżesz zupełnie inaczej odebrał te słowa:

 

I rzekł Mojżesz do Koracha: „Posłuchajcież, synowie Lewiego! Czyż to mało wam, że wyróżnił was Bóg Israela ze zboru Israela, przybliżywszy was do Siebie, abyście sprawowali służbę przy przybytku Wiekuistego, a stawali przed zborem, by służyć im. I przybliżył ciebie i wszystkich braci twoich, synów Lewiego, z tobą, że domagacie się jeszcze i kapłaństwa! (Ba-midbar 16:8-10).

Buntownicy nie sprzeciwiali się idei przywództwa, ale sami chcieli przewodzić. Ich postulaty nie mają nic wspólnego z poszukiwaniem prawdy, za to słychać w nich wyraźną chęć zdobycia zaszczytów, statusu i tego, co postrzegali jako władzę. Nie chcieli się uczyć – chcieli zwyciężać. Nie interesowała ich prawda, ale wygrana.

Rezultaty, jakie to przyniosło, możemy wyczytać z dalszego ciągu wydarzeń. Na początku Mojżesz proponuje prosty test – każe buntownikom złożyć w ofierze kadzidło, aby przekonać się, czy Bóg je przyjmie, czy odrzuci. Reakcja Mojżesza jest racjonalna – skoro Korach miał wątpliwości, czy Izraelici wypełniają wolę Boga, niech to On zadecyduje. Był to eksperyment, rodzaj empirycznego testu. Bóg miał w jednoznaczny sposób pokazać, kto ma rację.

Mojżesz na tym jednak nie poprzestał – prawda nie była bowiem jedynym powodem sporu. Z cytowanego fragmentu wiemy, że Mojżesz próbował przemówić Korachowi do rozsądku, odwołując się nie do jego postulatów, ale przemawiając do ukrytego za nimi żalu. Korach obejmował zaszczytną pozycję. Nie był co prawda kapłanem, ale należał do Lewitów – jak pozostali członkowie jego plemienia, miał więc szczególny, święty status. Mojżesz próbował wytłumaczyć Korachowi, że powinien cieszyć się, że został w ten sposób uhonorowany i nie pozwolić, aby ambicje wzięły górę. Następnie zwraca się do rubenitów Datana i Abirama. Mojżesz, gdyby tylko miał okazję, użyłby pewnie w dyskusji z nimi innych argumentów, niż w rozmowie z Korachem, ponieważ źródło ich niezadowolenia było inne. Ci jednak wcale nie chcieli spotkać się z przywódcą, co tym bardziej dowodzi, że nie interesowała ich prawda. Powodem ich buntu było poczucie głębokiej zniewagi za to, że plemię Rubena, pierworodnego syna Jakuba, nie zostało wyróżnione żadnymi honorami.

Od tego momentu konfrontacja staje się jeszcze bardziej zacięta. Ten jeden raz w życiu Mojżesz postanawia zaryzykować i zdać się na cud:

 

I rzekł Mojżesz: „Po tem poznacie, że Wiekusity posłał mnie, abym urządził wszystkie te sprawy, i żęm nie czynił tego samowolnie: Jeżeli śmiercią wszystkich ludzi pomrą ci, a przeznaczenie wszystkich ludzi spełni się nad nimi, to nie Wiekuisty mnie posłał. Ale jeżeli takie zjawisko objawi Wiekuisty, że rozewrze zeimia paszczę swoję, i pochłonie ich i wszystko co do nich należy, i zstąpią żywcem w przepaść, poznacie wtedy, że lżyli ci ludzie Wiekuistego” (Ba-midbar 16:28-30).

Mojżesz zaledwie skończył mówić, kiedy „rozstąpiła [się] ziemia pod nimi” (16:31). Ziemia „pochłonęła [buntowników] żywcem w przepaść i zawarła się nad nimi” (16:33). Czy można wyobrazić sobie bardziej dramatyczny dowód? Bóg nie pozostawia wątpliwości, że Mojżesz ma rację. Co niezwykłe, na tym historia sporu się nie kończy. Izraelici nie tylko nie okazali skruchy, ale następnego ranka wrócili znowu narzekając, tym razem nie na to, kto powinien dowodzić, ale na sposób, w jaki Mojżesz postanowił rozwiązać spór: „I szemrał cały zbór synów Israela nazajutrz przeciw Mojżeszowi i Ahronowi, mówiąc: ‘Wyście zabili lud Wiekusitego!’” (Ba-midbar 17:6). 

Być może miałeś rację – próbowali powiedzieć do Mojżesza – a Korach się mylił. Ale czy tak rozwiązuje się konflikty – poprzez skazywanie swoich przeciwników na śmierć? Tym razem Bóg znajduje inne wyjście z sytuacji. Instruuje Mojżesza, aby nakazał każdemu z plemion przynieść do Przybytku laskę z wyrytym imieniem, od którego pochodzi nazwa plemienia. Na lasce Lewitów miało widnieć imię Aarona. Plemię, którego laska zakiełkuje, będzie wybranym przez Boga. Tak też uczyniono. Następnego ranka okazuje się, że laska z imieniem Aarona zapączkowała, zakwitła i obrodziła w migdały. Tak kończy się spór (Ba-midbar 17:16-24).

Konflikt rozwiązuje nie pokaz siły, ale coś zupełnie innego. Tekst nie mówi niczego wprost, ale fakt, że laska Aarona zakwitła, wydaje się mieć symboliczne znaczenie. Na Bliskim Wschodzie migdałowiec to pierwsze kwitnące drzewo. Jego białe kwiaty symbolizują koniec zimy i początek nowego życia. W swojej pierwszej wizji prorok Jeremiasz zobaczył gałązkę migdałowca (szaked) – miał to być znak, że Bóg „wypatrywał” (szoked), aż wypełni się Jego słowo (Ks. Jeremiasza 1:11-12)[1]. Kwiat migdałowca miał przypominać złote kwiaty zdobiące menorę (Szemot 25:31, 37:17), zapalaną przez Aarona codziennie w Przybytku. Hebrajskie słowo cic, oznaczające tu kwiecie, to skojarzenie ze słowem oznaczającym wykonany ze szczerego złota element stroju z wygrawerowanymi słowami „Święte Wiekuistemu” (Szemot 28:36), który Aaron nosił na czole[2]. Kwitnący migdałowiec był więc czymś więcej niż tylko znakiem. Był symbolem życia, światłości, świętości i Bożej opatrzności.

Można pokusić się o wniosek, że gałązka migdałowca była symbolem kapłaństwa i związanej z nim woli życia, stojącego w opozycji do postawy buntowników, którzy pragnęli władzy[3]. Kapłan nie rządzi ludźmi, ale ich błogosławi. Jest kanałem przewodzącym życiodajną energię płynącą od Boga[4]; łącznikiem między ludźmi a Bożą Obecnością. Mojżesz odpowiada na bunt Koracha jego własnymi środkami – pokazem siły. Bóg reaguje jednak inaczej, pokazując, że w przywództwie nie chodzi o podkreślenie własnej osoby, ale o skromność i unikanie rozgłosu.

Parsza Korach pokazuje destruktywną naturę sporu „nie przez wzgląd na Niebiosa”, ale powodowanego chęcią zwycięstwa. W tego rodzaju konflikcie nie chodzi o prawdę, ale władzę, w rezultacie czego cierpią obie strony sporu. Ktoś musi zwyciężyć. Jednak wygrany również przegrywa, ponieważ umniejsza znaczenie swojego przeciwnika, na czym sam traci. Nawet ktoś taki jak Mojżesz upada nisko, dając powody do oskarżeń, że zabił ludzi należących do narodu wybranego przez Boga. Spór o władzę jest zawsze sytuacją, w której przegrywają obie strony. 

Inaczej jest, kiedy spieramy się o prawdę. Wygranemu należy się laur zwycięstwa. Ale przegrany też wygrywa – być pokonanym przez prawdę to bowiem jedyna forma klęski, która jest jednocześnie sukcesem.

Znany wers z Talmudu wyjaśnia, dlaczego w prawie żydowskim tradycyjnie skłaniamy się ku szkole Hilela, a nie jego oponenta Szamaja:

 

[W sprawach prawa uznajemy opinie przedstawicieli szkoły Hilela], bo jego uczniowie byli życzliwi i skromni; bo studiowali nie tylko to, co sami zarządzili, ale i opinie szkoły Szamaja, którą stawiali na pierwszym miejscu (Eruwin 13b). 

Pragnęli więc prawdy, nie zwycięstwa. Dlatego słuchali opinii przeciwników i przekazywali ją innym jeszcze przed własnymi zarządzeniami. Jak trafnie ujął to współczesny naukowiec, Timothy Ferris:

 

Wszystkich, którzy naprawde chcą się czegoś nauczyć – czy to ateistów, wierzących, naukowców, czy mistyków – łączy nie wiara w coś, ale wiara sama w sobie. Jej symbolem jest medytacja, a tradycją szacunek dla wymowności ciszy. Boża dłoń może być bowiem dłonią człowieka, jeśli sięga z miłością i dobrocią, a Boży głos może być twoim głosem, jeśli mówisz prawdę[5].

Judaizm nazywany jest czasami „kulturą sporu”[6]. To jedyna znana mi religia, której główne teksty (Biblia Hebrajska, Midrasz, Miszna, Talmud, skodyfikowane prawo żydowskie i kompendium interpretacji biblijnej) są antologiami sporów. Boża Obecność kryje się nie w głosie sprzeciwu, ale w całej dyskusji[7]

W sporze o prawdę wygrywają obie strony, bo każdy jest skłonny wysłuchać opinii swojego oponenta i dzięki temu uczy się czegoś nowego. Uczestnicy sporu wspólnie poszukujący prawdy, posługują się rozsądkiem, logiką, wspólnymi źródłami i szacunkiem dla nich. Nie stosują argumentów uderzających w rozmówcę, nie znieważają, nie poniżają i nie grają nieuczciwie na emocjach drugiej osoby. Pokonany gotowy jest przyznać się do błędu. Zwycięzca się nie puszy, a przegrany nie wpada we wściekłość.

Historia Koracha to klasyczny przykład zhańbienia dyskusji. Szkoły Hilela i Szamaja uczą nas, że istnieje inne rozwiązanie. „Spór przez wzgląd na Niebiosa” jest jedną z najbardziej szlachetnych idei w judaizmie – polega na rozwiązywaniu konfliktu z poszanowaniem dla obu stron i skromności w dążeniu do prawdy.

[1]L. Yarden, The Tree of Light, Londyn 1971 s., 40–42.
[2]Być może jest to też aluzja do cicit – frędzli z błękitną nicią, które według midrasza były powodem buntu Koracha.
[3]Zob. Jonathan Sacks, Not in God’s Name, Nowy Jork 2015, s. 252–268.
[4]Nasuwa się na myśl wiersz Dylana Thomasa o „tej sile, która przez zielony lont prze kwiaty” (o tym samym tytule) [tłum. S. Barańczak]. Tak jak życie płynie przez gałęzie drzew rodząc kwiaty i owoce, tak Boża energia płynie przez Kapłana, aby obrodzić w błogosławieństwa.
[5]Timothy Ferris, The Whole Shebang, Londyn 1997, s. 312, wyd. pol. Cały ten kram: raport o stanie wszechświata(ów), 1999.
[6]David Dishon, Kultura sporu w judaizmie [hebr.], Jerozolima, 1984.
[7]Zob. Jonathan Sacks, Future Tense, Londyn 2009, s. 181–206.

Tłumaczenie: Jolanta Różyło © CHIDUSZ 2019

rabin-jonathan-sacks-chidusz-komentarze-do-tory-paraszat-ha-szawua-rabbi-sacks-torah

Cykl ukazuje się dzięki wsparciu:

yesod