Zapomniany holokaust. Zagłada Romów i Sinti w literaturze

Punktem wyjścia do rozważań o zagładzie Romów i Sinti w literaturze polskiej musi być stwierdzenie bardzo skromnej obecności tej tematyki. Nie inaczej jest z ludobójstwem Ormian, masakrą w Srebrenicy, nazistowską eksterminacją osób chorych psychicznie – literatura polska nie wydaje się być specjalnie tymi problemami zainteresowana. Do takiego wniosku prowadzi lektura przełomowej książki prof. Arkadiusza Morawca, w której badacz opisuje przypadki Literatury polskiej wobec ludobójstwa

 

Morawiec zwraca uwagę, że Polska nie odegrała kluczowej roli w badaniach nad zagładą Romów i Sinti, która w dużej mierze odbyła się przecież na ziemiach polskich. Tuż po zakończeniu wojny Jerzy Ficowski przekazał wiele bezcennych materiałów Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, która nie zainteresowała się sprawą. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych odbyły się pierwsze konferencje dotyczące „zapomnianego holokaustu”, a tworzące się wówczas organizacje romskie zaczęły dbać o pamięć o ludobójstwie, m.in. doprowadzając do ustanowienia drugiego sierpnia Dniem Pamięci o Zagładzie Romów i Sinti.

Gdyby nie Jerzy Ficowski, nie poznalibyśmy słów cygańskich lamentów śpiewanych przez Romów w Birkenau (m.in. „Wprowadzili nas przez bramy, wypuszczają kominami. Nie wyjdziemy już z obozu, sióstr ni braci nie spotkamy”) czy genialnych wierszy Papuszy poświęconych ich zagładzie, które zresztą być może nigdy by bez Ficowskiego nie powstały. W opublikowanych w 1953 roku Cyganach polskich zamieścił on też świadectwa ocalałych, które zbierał w drugiej połowie lat czterdziestych, częściowo podczas wędrówki z taborem. Zainteresowani tą tematyką kojarzą też na pewno jego późniejszą Modlitwę do świętej wszy, która ma opisywać prawdziwe zdarzenie z obozowej łaźni:

 

Cyganka w łaźni birkenau 

odarta z kolorów

z zaciśniętą pięścią 

przyodziana

w długą wodę fałdzistą

 

ukryła w dłoni 

ziarnko życia 

nasienie ucieczki 

pomiędzy linią życia 

a linią serca

na rozstajnych drogach 

chiromancji

 

schowała w garści 

ostatnią wesz

która zawsze odchodzi 

kiedy śmierć przychodzi 

śpiewała Cyganka

w łaźni birkenau

 

Modlitwa to jeden z około trzydziestu utworów literackich, w których Arkadiusz Morawiec odnalazł wątki ludobójstwa Romów i Sinti (choć sam z niezbyt przekonujących powodów używa określenia „Cyganie”). Jego przegląd rozpoczynają świadectwa tych, którzy ocaleli z Birkenau, największego miejsca kaźni Romów w trakcie Zagłady – m.in. krótkie wzmianki w relacjach Jankiela Wiernika i Mieczysława Chodźki. Na szczególną uwagę zasługują dwa mocne fragmenty Dymów nad Birkenau, wspomnień Seweryny Szmaglewskiej opublikowanych w 1945 roku. Warto przytoczyć ich większy fragment:

 

Oto (…) widać ludzi. Uderza widoczny przez druty brud i najzupełniejszy prymityw. Na ziemi, pokrytej plamami błotnych wybojów, mokrej nawet w dni pogodne, stoją baraki pełne szczelin i przewiewów. Spomiędzy nich wyzierają Cyganie, strojni w wielkie kapelusze, w buty z cholewami, ze śladami swej cygańskiej urody, zachowanymi w postaci kędzierzawych włosów, czarnych wąsików i fajeczek. Nie odebrano im niczego w trakcie wchodzenia do obozu. Tuż obok jawią się ich kobiety w fałdziście bujnych spódnicach w kwiaty, w barwnych gorsetach opinających piersi, z rzędami korali i złotych monet nawleczonych na łańcuszki, z kolczykami podzwaniającymi z cicha w uszach. Są niezwykle brudne. Swoich adamaszkowych i jedwabnych szat nie zdejmują zapewne wieczorem, gdy kładą się spać przy mężach, nie myją ciemnych ciał, nie czeszą hebanowo czarnych włosów. Pośród nich biegają dzieci. Całkiem małe, półnagie, pod gęstwą czarnych kędziorów, lub większe, strojne jak ich rodzice. Cyganie – dzieci lasów i polnych dróg – naród bez ojczyzny. 

 

(…)

 

W kilka tygodni później obóz męski zerwał się ze snu zbudzony krzykiem wielu tysięcy ludzi. (…) W jasnym oświetlonym obozie cygańskim popędzani przez SS-manów wybiegają na drogę Cyganie, Cyganki i ich dzieci. Sformowani w piątki mają rozkaz wychodzić na drogę i iść do krematorium. Stawiają opór i stąd owe krzyki rozlegają się ponad Birkenau. Krzyki trwają całą noc, lecz na rano obóz cygański jest pusty. 

 

Wspomnianej wcześniej Papuszy zawdzięczamy dwa, chyba najlepsze literackie świadectwa zagłady Romów. Pierwszy z nich to ballada Smutna pieśń z 1951 roku, w której romska kobieta w jakimś niesłychanym szale szuka zemsty na Niemcach:

 

(…)

Ja, Cyganka, nie płakałam nigdy,

z płonącym sercem, konno, szukałam Niemców

nocami, lasami, błędnymi drogami

i tak śpiewałam: 

 

Ja, cygańska dziewczyna, bać mi się nie czas!

Raz mnie matka rodziła, umrę tylko raz! 

Oj, załomotał w ziemię kopytami koń!

(…)

O, wielki Boże, biłeś ty nas.

Bij teraz Niemców, o Panie!

 

Rok później Papusza napisała poemat zatytułowany Krwawe łzy co za Niemców przeszliśmy na Wołyniu w 1943 i 44 roku. Morawiec przekonuje, że poetka dała w nim wyraz treściom, które jej krewni, rozmówcy Ficowskiego, zawarli w swej ustnej relacji:

 

Bez ognia i bez wody wielki w lesie głód.

Gdzie będą spać dzieci? Namiotu nie mamy.

Ognisk nie możemy rozpalać nocami,

w dzień by przed Niemcami dym nas zdradzić mógł. 

Jakże tu żyć z dziećmi w tej ogromnej zimie?

 

Chwilę później na to retoryczne pytanie pada odpowiedź:

 

Tej nocy wielki mróz wzbierał. 

Już mała córeczka umiera, 

a po czterech dniach

czterech synków matki pogrzebały

w zaspach wielkich i białych. 

 

Krwawe łzy to utwór długi, świetnie przetłumaczony przez Ficowskiego. Warto sięgnąć po niego w całości. W tekście pojawiają się także odwołania do wspólnego losu Romów i Żydów. Papusza sporo miejsca poświęca błąkającej się Żydówce, która zachodzi do Romki (tymczasowo) mieszkającej w domu należącym niegdyś do Polaków (gdzie wpuścili ją Ukraińcy, wcześniej mordując pierwotnych właścicieli):

 

Raz księżyc w okno patrzył z wysoka,

Nie mogłam nocą zmrużyć oka. 

Ktoś zagląda w okno moje! 

Zadrżałam, ale pytam: – Kto tam stoi?

– Czarna moja Cyganeczko, 

niech mi drzwi odemkną! – 

Wchodzi – widzę Żydóweczkę piękną. 

Drży, trzęsie się cała 

i prosi, żebym jeść jej dała. 

(…)

Biedna moja Żydóweczka w niedoli! 

Dałam jej, com tam miała, koszulę,

dałam chleba i garsteczkę soli. 

 

Wśród twórców, którzy przywracali pamięć o zagładzie Romów, wspomnieć należy jeszcze Tadeusza Nowaka. Opublikował on w 1966 roku powieść Takie większe wesele, w której na kilku stronach pojawia się opis zbiorowej egzekucji. Natomiast w opowiadaniu Mojżesz, które ukazało się cztery lata wcześniej, Morawiec znajduje niezwykły akapit:

 

A do dworu żandarmi na bryczkach zjeżdżają. Koniak sobie piją, jałowcową szynkę bagnetami kroją, a ostatni Cyganie weselnie im grają. A lichtarze żydowskie na stołach im świecą. A poniektórzy chłopi na wieś zwożą żydowskie miasteczka. Papę zwożą i belki i łupkowe gonty i blaszane balie, marmurowe wanny i szmaciane lalki. A żandarmi Cyganów na cmentarz prowadzą, łopaty im dają, grób im kopać każą, ziemią i skrzypkami, basetlą i dudą zasypać ich każą. A niebem idzie anioł i paschalny lichtarz półksiężyca niesie. 

 

Zapomniany holokaust

W Auschwitz-Birkenau zamordowano około 20 tysięcy Romów i Sinti, w większości pochodzących z Niemiec, Austrii, Czech i Moraw, tylko w niewielkim procencie z Polski. Eksterminowano ich też, na mniejszą skalę, w innych obozach. Jednak większość Romów z okupowanej Europy zginęła nie w obozach, ale w zbiorowych egzekucjach tam, gdzie ich ujęto. Wynikało to najprawdopodobniej z obawy przed ich ucieczką. Mordów dokonywały Einsatzgruppen, żołnierze Wehrmachtu, żandarmerii i lokalnej policji, a w niektórych przypadkach kolaboranci. Swój udział mieli też polscy granatowi policjanci. Choć liczba wymordowanych osób trudna jest do ustalenia, przyjmuje się, że w czasie wojny zginęło około pół miliona Romów i Sinti. Ich ludobójstwo z wielu powodów było przez lata nieobecne w dyskursie publicznym oraz opracowaniach historyków. Marginalnie potraktowano tę zagładę już w procesach norymberskich. I tak do lat siedemdziesiątych, wedle słów Gabrielle Tyrnauer, stanowiła ona „niemal zapomniany przypis do historii nazistowskiego ludobójstwa”. W 1971 roku w Londynie odbył się pierwszy Kongres Światowej Unii Romów, podczas którego zaczęto domagać się uznania „zapomnianego holokaustu” (termin ten pojawił się kilka lat później).

 

Niepamięć

Morawiec wymienia wiele powodów, dla których Romowie i Sinti nie podejmowali przez lata tematu dokonanego na ich narodzie ludobójstwa. Jednym z nich jest to, że – do lat siedemdziesiątych – pamięć o własnych dziejach nie stanowiła istotnego elementu kształtującego ich tożsamość. Głosy osób, które doświadczyły ludobójstwa, nie były słyszalne też dlatego, że poprzez wymazywanie z pamięci złego czasu próbowano chronić własną tożsamość. Niemniej ważne były czynniki zewnętrzne: marginalizowanie tej tematyki przez badaczy, spór o to, czy są oni ofiarami tego samego Holokaustu co Żydzi, a także dekady PRL-owskiej propagandy z jej „polskimi ofiarami hitleryzmu” – bez rozróżniania poszczególnych grup etnicznych.

 

Lista zainteresowania światem

Książka Arkadiusza Morawca wypełnia wielką lukę w badaniach literackich. Nikt wcześniej nie prześledził, kto i w jaki sposób pisał w Polsce o masowych zbrodniach XX wieku. Jest też ważnym głosem w dyskusji o naszym zainteresowaniu światem. Bo choć te badania mają być dopiero początkiem poszukiwań, to – szczególnie na tle ogromu literatury poświęconej zagładzie Żydów – lista utworów literackich traktujących o innych ludobójstwach raczej znacznie się nie wydłuży. Warto więc pamiętać o tych, które już na niej się znajdują.