Polska jest moim priorytetem
Rabin Walter Homolka, doktor nauk humanistycznych (King’s College London) i literatury hebrajskiej (Hebrew Union College – Jewish Institute of Religion New York), jest profesorem zwyczajnym i wykładowcą filozofii żydowskiej w Instytucie Teologii Żydowskiej na Uniwersytecie Poczdamskim, rektorem Kolegium im. Abrahama Geigera, kształcącego liberalnych rabinów i kantorów, oraz przewodniczącym Fundacji Leo Baecka i Fundacji Ernsta Ludwiga Ehrlicha.
Jakub Berski: Wszyscy ordynowani pod Białym Bocianem mają już pracę?
Walter Homolka: Tak. Moja rola polega na tym, żeby upewnić się, że wszyscy absolwenci będą mieli pracę.
Gdzie pracują wasi rabini?
Na całym świecie. Na początku kształciliśmy rabinów do pracy w 120 niemieckich gminach, ale szybko okazało się, że program, jaki oferujemy, interesuje także osoby z innych krajów, szczególnie z Europy Środkowej. Poza Europą nasi absolwenci są obecni również m.in. w Ameryce, a czterech rabinów pracuje w RPA. Możliwość nieortodoksyjnych studiów rabinackich oferuje tylko kilka krajów: Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Izrael. Wszystkie są płatne, więc jeśli chcesz zostać rabinem, musisz zaciągnąć jakieś 100 tysięcy dolarów kredytu.
W Niemczech studia są bezpłatne, dlatego przyjeżdżają tam studenci z wielu krajów, m. in. z Węgier, Czech, Polski – w tym także z Wrocławia. Dla nich to jedyna możliwość. Ponadto, jeśli młody polski Żyd chce studiować na niemieckim uniwersytecie, dostanie bezzwrotne stypendium, które wynosi około 1000 euro miesięcznie. Jesteśmy więc jedynym miejscem, gdzie można podjąć studia rabinackie za darmo i dostać stypendium umożliwiające utrzymanie się w czasie studiów.
Studenci muszą jednak zdawać sobie sprawę, że bycie rabinem to niełatwa praca, a wiodą do niej trudne studia, których podstawą jest opanowanie kilku wcale nieprostych języków.
Dodatkową barierą jest język niemiecki.
Wkrótce będziemy oferować program w języku angielskim. Większość wykładowców i tak mówi biegle po angielsku, dla znacznej ich części to język ojczysty, więc łatwo zmienić język programu.
A jak wygląda rekrutacja?
Ponieważ nie pobieramy opłat, możemy przyjąć wysokie kryteria naboru. W związku z tym podjąłem decyzję, że będziemy przyjmować tylko te osoby, które mają dużą szansę spełnić się w roli rabina. Mówimy studentom wprost, jeśli po jakimś czasie uważamy, że nie powinni kontynuować studiów. Mogą oczywiście zostać aż do otrzymania stopnia naukowego i potem zająć się czymś innym, ale uważam, że jeśli osoba, która się do tego nie nadaje, zostaje rabinem, może zaszkodzić swojej społeczności na wiele lat. Lepiej więc, aby absolwentów było mniej. Studiów nie kończy nigdy więcej niż 3-4 rabinów.
W Żydowskim Seminarium Teologicznym w Breslau było ich znacznie więcej.
Musimy przyjmować na studia tych najbardziej utalentowanych. Mamy tylko około 30 studentów, a żeby ich wykształcić, potrzeba aż 6 profesorów i 10 asystentów. To nigdy, przenigdy by się nie udało poza Niemcami. Niemieckim władzom bardzo zależy na odrodzeniu życia żydowskiego w Niemczech. W Polsce czy we Francji nawet nie można pomarzyć o stworzeniu takiej instytucji za państwowe pieniądze.
Jestem przekonany, że jesteśmy bezkonkurencyjną instytucją, dlatego przygotowujemy się, aby kształcić rabinów z całego świata, choćby dlatego wprowadzenie studiów po angielsku jest priorytetem. Obecnie jesteśmy szczególnie zainteresowani wspieraniem społeczności żydowskiej w Polsce i Czechach. Studiuje u nas też czterech Węgrów, a jest to w dłuższej perspektywie więcej niż potrzeba. Ruch liberalny jest pod dużą presją na Węgrzech, może powinniśmy zrobić ordynację w Budapeszcie? W stolicy Węgier jest seminarium rabinackie, a jednak młodzi ciągną do nas.
Szkolicie też kantorów.
Z nimi jest trochę większy problem, bo na kantorów jest mniejsze zapotrzebowanie niż na rabinów. Nabożeństwa bez wątpienia są lepsze, gdy prowadzi je profesjonalny kantor, ale jeśli synagogę stać na pensję tylko dla jednej osoby, to priorytetem jest rabin.
Trzeba było na nowo przemyśleć funkcję kantora, czyli połączyć ją na przykład z edukacją religijną, tak, żeby kantor mógł też pracować w szkole. To również jeden z powodów mojego zainteresowania Polską, tutaj gminy będą się teraz intensywnie rozwijać.
Czyli istnieje duże zapotrzebowanie na liberalnych rabinów?
Tak. Sto procent naszych absolwentów znajduje pracę w zawodzie. Z samej tylko Polski dostałem prośby z Katowic, Gdańska, Szczecina oraz Poznania, żeby wysłać tam naszych studentów przynajmniej z wizytą. Sądzę więc, że jest taka potrzeba. Brakuje w Polsce rabinów, szczególnie młodych rabinów.
Którzy będą pracować w polskich synagogach, zatrudniających do tej pory ortodoksyjnych rabinów?
W Polsce jest miejsce na różne nurty judaizmu. Dopóki rabini są przygotowani, aby służyć różnym grupom ludzi, jest szansa, aby odnaleźli się w gminach też ci nieortodoksyjni, na przykład we Wrocławiu. Nie widzę przeszkód, żeby rabin konserwatywny albo liberalny nie mógł tu pracować, pod warunkiem, że będzie respektował także inne tradycje. I to jest akurat ciekawe podobieństwo pomiędzy Niemcami a Polską. W Niemczech mamy system zjednoczonych gmin [niem. Einheitsgemeinde], w którym różne odłamy judaizmu znajdują się w obrębie tej samej gminy żydowskiej. Tak samo, z tego co wiem, jest na przykład w Warszawie. Dla nas oznacza to, że musimy wyszkolić rabinów, którzy w takim systemie się odnajdą. Teraz najważniejszą kwestią jest udowodnienie, że judaizm liberalny stanowi część całego spektrum.
Czy polskie gminy są na to gotowe?
Mam nadzieję, że rozmowy poprzedzające tę ordynację sprawiły, że jest szansa na harmonijne współistnienie, którego dobrym przykładem jest właśnie gmina Warszawska. Tam ortodoksyjny rabin Michael Schudrich współpracuje z liberalnym Stasem Wojciechowiczem. 27 listopada Etz Chaim organizuje koncert z okazji Święta Dziękczynienia dla Amerykanów – to jest taki okres, w którym czują się oni szczególnie samotni w Polsce. Wtedy na nabożeństwach szabatowych będą śpiewać nasi kantorzy. Prowadzimy też zaawansowane rozmowy z Poznaniem. Ważne jest, by grupy liberalne poza gminą mogły zostać z nią zintegrowane, a to oczywiście może się stać tylko pod warunkiem chęci z obu stron.
Skąd przekonanie o konieczności integracji?
Jeśli zostaną na uboczu, efekt będzie jeszcze gorszy. Jeśli nastąpi integracja, pomysł utworzenia Beit Polska przepadnie, ale ja, jako reprezentant Europejskiej Unii Judaizmu Postępowego, muszę wyraźnie powiedzieć, że nie jestem zwolennikiem istnienia niezależnej liberalnej jednostki, bo osłabiłaby ona głos żydowski w Polsce. Mamy w tej kwestii duże doświadczenie w Niemczech, uczy też tego historia gminy żydowskiej w Breslau. Dużo lepiej jest, gdy liberałowie czy konserwatyści istnieją wewnątrz gmin. W waszym przypadku także dlatego, że dzieje się to w kraju, gdzie wiele osób odkrywa swoje żydowskie korzenie i wraca do przedwojennych tradycji. Spadkobiercami tego materialnego i duchowego dziedzictwa zarówno ortodoksyjnych, jak i liberalnych polskich Żydów są wasze gminy. To dziedzictwo pluralizmu religijnego, dlatego powinno się we współczesnych społecznościach integrować Żydów należących do różnych odłamów judaizmu. Taka integracja wzmacnia pozycję gmin jako reprezentantów całej społeczności. W Niemczech wzmocniła ona także nurt liberalny. Nasza społeczność była bardzo liczna, a mimo to nie mieliśmy przed integracją silnej pozycji, ponieważ byliśmy poza oficjalnym systemem.
Jak doszło do integracji?
W 2006 roku niemiecki rząd zapowiedział, że możemy robić wszystko, cokolwiek chcemy, ale nie za ich pieniądze. A jeśli chcemy otrzymać finansowe wsparcie, Centralna Rada Żydów musi skupiać wszystkich Żydów. I to udało się bardzo dobrze. Model działa już od 8 lat – został uzgodniony, kiedy Papież Benedykt XVI odwiedził synagogę w Kolonii. Przed jego wizytą przedstawiciele gmin spotkali się z Ministrem Spraw Wewnętrznych. Minister oczywiście nie miał na to wpływu, ze względu na rozdział religii od państwa, ale zasugerował, że jeśli nie dojdzie do porozumienia, będzie to oznaczało stratę finansową. To był bardzo dobry krok i od tego momentu w Niemczech wszystkie trzy denominacje są równe. Mamy trzy opcje, więc ludzie mogą wybrać to, co im odpowiada. W Polsce, oczywiście, skala byłaby o wiele mniejsza.
U was też o wiele bardziej pożądany jest pomysł, aby to nie obcokrajowcy, a mówiący po polsku Polacy byli rabinami – a to jest coś, w czym Kolegium może pomóc.
Nasza otwartość na Polskę wiąże się także z lokalizacją Kolegium w Brandenburgii, niemieckim kraju związkowym odpowiedzialnym za stosunki polsko – niemieckie. Nieprzypadkowo właśnie orkiestra tego landu grała w Synagodze pod Białym Bocianem pierwszego września. Wszystko jest już gotowe, jak instrument, który czeka, żeby na nim zagrać. Mam nadzieję, że także czytając ten wywiad, ludzie poczują się zachęceni do budowania wspólnych relacji. Polska i Niemcy są w wyjątkowej sytuacji, szczególnie kiedy na Wschodzie stosunki stają się coraz trudniejsze, jesteśmy w zasadzie zobligowani do rozwijania partnerstwa.
Stąd pomysł na tę historyczną ordynację we Wrocławiu? Dlaczego nie Berlin? Przecież marzenie Geigera o wykładaniu teologii tu poniosły klęskę, a tam się ziściły?
Zgadza się, ale jednak Geiger kluczowe lata swojego życia spędził tutaj. W Berlinie przebywał tylko dwa lata. We Wrocławiu napisał większość swoich prac. Jest także kwestia jego związku z uniwersytetem. I chociaż nie mógł na tablicy ogłoszeń wywiesić nawet informacji o swoich wykładach – było to zarezerwowane dla profesorów, a on profesorem zostać nie mógł, Geiger znał tu wielu profesorów. Wrocław jest zatem ważny, jeśli spojrzeć na instytucjonalizację akademickiego przygotowywania rabinów. Mieścił pierwsze i jakże ważne seminarium rabinackie, którego Geiger jednak nie współtworzył, bo uznano go za zbyt radykalnego. Ta historia to świetna okazja, by przyjrzeć się skomplikowanym stosunkom między Polską a Niemcami. Kiedy rozmawiałem o planach zorganizowania ordynacji we Wrocławiu z kimś z niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, usłyszałem, że jesteśmy instytucją zajmującą się spuścizną niemieckich Żydów i powinniśmy takie wydarzenia organizować w kraju. Odpowiedziałem, że Breslau jest przecież częścią historii niemieckich Żydów. Teraz jest też częścią dziedzictwa polskich Żydów i temu też nikt nie chce zaprzeczać.
A jednak Polacy nie mówią już o „Ziemiach odzyskanych” a Niemcy podkreślają, że Wrocław jest polski.
Na ordynacji był pochodzący z Breslau przedstawiciel chadeków reprezentujący niemieckich wypędzonych. Spędza tu dużo czasu, spotyka się z mieszkańcami, politykami, duchownymi. Reprezentuje zatem wypędzonych, ale ma doskonałe relacje z wrocławianami. Spójrzmy, ilu Niemców przychodzi do Centrum Informacji Turystycznej na Rynku, którzy jak na spowiedzi opowiadają jakiemuś 20-letniemu pracownikowi, dlaczego przyjechali do Wrocławia. Niemcy lubią tu przyjeżdżać i obserwować, jak miasto się rozwija, mają z nim emocjonalny związek. I to właśnie powinno być wykorzystane jako most łączący Niemcy i Polskę, bez obaw, że ktoś chce odwracać historię. Na całe szczęście znam coraz więcej polskich włodarzy miast, którzy to rozumieją.
Cztery lata temu odbyła się konferencja w Lesznie, w miejscu narodzin Leo Baecka. Byliśmy pod wrażeniem jej organizacji i tego, że miejsce urodzenia Baecka zostało odrestaurowane. Prezydent Leszna został odznaczony Orderem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Robi się wiele rzeczy z myślą o spuściźnie niemieckich Żydów, a przecież jeszcze niedawno było to niemożliwe.
O Wrocław jestem spokojny. Aleksander Gleichgewicht to bardzo pragmatyczny i inspirujący przywódca. Nowy rabin, którego nie miałem okazji spotkać, także wyszedł nam naprzeciw. Mimo że synagoga jest ortodoksyjna, mogliśmy tam być. Nie chciał poznawać wszystkich szczegółów, ale nie uniemożliwił nam organizacji ordynacji.
Czy w Niemczech nurt ortodoksyjny nie obawia się waszej atrakcyjności? Synagoga w Luksemburgu pustoszała, ale gdy zaczęto wprowadzać liberalne zmiany, ludzie zaczęli do niej powracać.
W Niemczech mieszka 200 tysięcy Żydów rosyjskich. Niewiele wiedzą o judaizmie. Jeśli 10% to Żydzi ortodoksyjni, a 10% – liberalni, to wciąż większości można sporo zaoferować. Formalnie, jak już wspomniałem, istnieją u nas połączone gminy. Rząd zobowiązany jest do finansowania wszystkich nurtów i nie ma mowy, żeby którykolwiek rościł sobie prawo do bycia jedynym autentycznym. Zarządy gmin składają się z przedstawicieli różnych nurtów. Nie wydaje mi się więc, aby był to jakiś problem. Polska ma nawet większą szansę na przyjęcie takiej sytuacji, bo wielu członków gmin nie jest Żydami z ortodoksyjnego punktu widzenia. Można nie oferować im nic, co nie jest dobrym pomysłem, albo wskazać jakąś alternatywę.
Na przykład konwersję?
Można zaoferować konwersję, ale nie wszyscy tego chcą, bo twierdzą, że przyjechali do Niemiec jako Żydzi (mają na przykład żydowskiego ojca) i teraz ktoś im mówi, że to niby nie wystarczy. Kiedy w Niemczech było 20 tysięcy Żydów, konwersja była bardzo drażliwym tematem, ludzie nie byli tak skłonni akceptować konwertytów. W ciągu 25 ostatnich lat problem raczej przestał istnieć. Oczywiście zawsze powinno być miejsce dla judaizmu ortodoksyjnego, ale faktem jest, że nie jest on w stanie przyciągnąć więcej niż 15% Żydów na całym świecie. Trzeba więc pomyśleć o pozostałych 85%. Inna sprawa to Izraelczycy w Niemczech, którzy nie identyfikują się zazwyczaj z religią.
Jak wyglądają relacje z przedstawicielami środowisk ortodoksyjnych po 15 latach istnienia Kolegium?
Obecnie ortodoksyjna szefowa gminy żydowskiej w Monachium Charlotte Knobloch przyjeżdża na naszą ordynację z piękną przemową – a były czasy, kiedy ortodoksi nie pojawiliby się na takiej uroczystości.
Wtedy potrzebowaliście się od nich uniezależnić?
Wyzwaniem dla nas było znalezienie środków na finansowanie Kolegium i to się udało. Niemiecki rząd przyznaje nam fundusze, również na stypendia, a ja jestem urzędnikiem państwowym Brandenburgii. To sprawia, że jestem również niezależny od gmin żydowskich, czyli nie muszę stosować się do rozporządzeń Centralnej Rady Żydów w Niemczech. Przez 15 lat zyskaliśmy uznanie zarówno w świecie żydowskim jak i poza nim. To u nas pojawia się Minister Spraw Zagranicznych, Prezydent Niemiec, czy władze państw, w których organizujemy uroczystości. Podczas przygotowań do ordynacji dało się zauważyć, że łatwo udaje się namówić do udziału członków rządu niemieckiego i gmin żydowskich w Niemczech. Odniosłem wrażenie, że polski rząd nie był zachwycony pomysłem uczestnictwa w żydowskim wydarzeniu pierwszego września, bo to jest przecież data ważna dla ogółu Polaków, a nie tylko dla Żydów.
A jednak stawia Pan na Polskę?
We Włoszech nas nie potrzebują. We Francji nasi rabini są w dwóch dużych synagogach. W Hiszpanii dzieje się niewiele, a Wielka Brytania ma swoje własne seminarium. Mogę więc spokojnie powiedzieć, że moim priorytetem jest Polska.