Powołanie [Komentarz rabina Sacksa do parszy Wa-jikra]

Parsza wa-jikra  – 17 MARCA 2018/ 1 nisan 5778

Nigdy nie miałem ambicji, aby zostać rabinem. Na uniwersytecie studiowałem ekonomię, a później filozofię. Fascynowali mnie też słynni brytyjscy prawnicy: legendarny Edward Marshall Hall, Rufus Isaac czy Frederick Edwin Smith. Studia rabinackie ukończyłem dość późno, nie planując dalszej kariery z nimi związanej, a jedynie chcąc zgłębić dziedzictwo swojej religii.

Wszystko zmieniło się w styczniu 1978 roku. Był to mój drugi ważny jechidut (audiencja) u Rebego Lubawicz. Wydarzenie to całkowicie zweryfikowało mój stosunek do zawodu i życia. Ku mojemu zdziwieniu, Rebe zawetował wszystkie moje zawodowe plany – karierę akademicką, zostanie prawnikiem, ekonomistą, a nawet rabinem w Stanach Zjednoczonych. Moim zadaniem miało być kształcenie innych rabinów. W Wielkiej Brytanii było ich za mało i moją misją miało być zmienienie tego stanu rzeczy.

Ważne było, abym nie tylko został rabinem wspólnoty, ale również zapewnił uczniom możliwość przysłuchiwania się moim kazaniom. Nadal słyszę w głowie słowa Rebego, który wypowiada angielskie słowo „kazanie” z wyraźnym rosyjskim akcentem. Zaplanował nawet dokładnie, gdzie powinienem pracować. Miała to być London School of Jewish Studies, najstarsze seminarium rabinackie angielskojęzycznego świata.

Tak też zrobiłem. Pracowałem tam jako nauczyciel, a później dyrektor. Następnie – również po konsultacji u Rebego – podjąłem się pełnienia roli naczelnego rabina Wielkiej Brytanii, za co dziękuję nie tylko jemu, ale również mojej żonie, Elaine. Kiedy się pobieraliśmy, nie przypuszczaliśmy, że uda mi się zajść tak daleko, a Elaine nie wiedziała, że wychodząc za mnie, pisze się na bycie żoną naczelnego rabina. Bez jej stałego wsparcia, nigdy nie udałoby mi się osiągnąć tak wiele.

Opowiadam tę historię nie bez powodu. Chcę na swoim przykładzie pokazać różnicę między darem, a powołaniem, między tym, w czym jesteśmy dobrzy, a tym, do czego jesteśmy wezwani. Te dwie rzeczy bardzo się od siebie różnią. Poznałem wielu bardzo dobrych sędziów, którzy byli jednocześnie wspaniałymi pianistami. Wittgenstein uczył się inżynierii lotnictwa, a całe życie poświęcił filozofii. Ronald Heifetz studiował medycynę i kształcił się na muzyka, aby w końcu założyć Szkołę Przywództwa Publicznego, będącą częścią Szkoły Administracji Rządowej im. Kennedy’ego na Uniwersytecie Harvarda. Możemy być dobrzy w wielu dziedzinach, ale tylko poczucie misji i powołania naprawdę nas ukierunkowuje i nadaje życiu sens.

Takie znaczenie ma słowo otwierające parszę na ten tydzień, które jest jednocześnie hebrajskim tytułem całej księgi: Wa-jikra, „I wezwał”. Jeśli dobrze przyjrzymy się pierwszemu wersowi parszy, zauważymy, że jego konstrukcja jest nieco dziwna. W tłumaczeniu czytamy: „I wezwał Mojżesza, i rzekł do niego Wiekuisty z przybytku zboru, w te słowa”. Pierwsza fraza wydaje się być zbędna. Skoro napisano w Torze, że do Mojżesza przemówił Bóg, po co dodawać „I wezwał”?

Otóż wezwanie Mojżesza miało miejsce wcześniej niż padły słowa Boga. One były jedynie uściśleniem. Wezwanie zaś było naznaczeniem misji, zupełnie tak jak wtedy, kiedy Mojżesz po raz pierwszy został powołany przez Boga, który objawił mu się w gorejącym krzewie. Mojżesz podjął się wtedy zadania, które miało zdefiniować jego życie i nadać mu cel – wyprowadzenia ludzi z niewoli i przewodzenia im w wędrówce do wolności w Ziemi Obiecanej.

Dlaczego zatem Mojżesz zostaje powołany po raz drugi? Prawdopodobnie ma z tym związek fakt, że księga Wa-jikra właściwie Mojżesza nie dotyczy. Nadana przez mędrców nazwa trzeciej księgi Tory brzmiała Tora Kohanim, „prawo kapłanów” (stąd łacińska nazwa Leviticus, która dosłownie oznacza „dotycząca Lewitów”, potomków Lewiego). Mojżesz jednak nie był kapłanem, była to rola jego brata, Aarona. Bóg zdaje się więc mówić do Mojżesza: również i to zadanie należy do ciebie; nie jesteś kapłanem, ale to przez ciebie ujawniam Moje prawa, łącznie z prawami kapłańskimi.

Może nam się wydawać, że idea powołania istnieje we wszystkich kulturach. Tak nie jest. Wybitny niemiecki socjolog Max Weber (1864-1920) zauważył, że idea powołania, tak fundamentalna dla społecznej etyki Zachodu, w rzeczywistości ma swój początek w religii, gdzie oznacza zadanie wyznaczone przez Boga.

Ten koncept zrodził się na potrzeby Biblii hebrajskiej. W tekstach innych kultur komunikacja między ludźmi i ich bogami była znikoma. Idea Boga, który naznacza człowieka na swojego pomocnika i emisariusza była rewolucyjna, a właśnie na niej opiera się judaizm.

Historia Żydów zaczyna się od wezwania Abrahama, aby opuścił dom swojego ojca. Później Bóg powołuje Mojżesza i proroków. W mistycznej wizji Izajasza wyjątkowo obrazowo przedstawiony jest Bóg zasiadający na tronie, otoczony przez śpiewające anioły: „Wtedy usłyszałem głos Pana mówiącego: Kogoż mam posłać, i któż Nam pójdzie? I rzekłem: Oto jestem, poszlij mnie!” (Izajasz 6:8).

Jedną z najbardziej wzruszających opowieści o powołaniu jest historia Samuela. Jego matka obiecała Bogu, że jeśli tylko obdaruje ją synem, odda go na służbę do świątyni. Pewnej nocy, kiedy młody Samuel rzeczywiście został przekazany do Szilo, gdzie służył kapłanowi Elemu, usłyszał w nocy głos wołający jego imię. Myśląc, że wzywa go Eli, pobiegł sprawdzić, czego od niego chce. Ten jednak wyprowadził go z błędu i oznajmił, że to nie on go wzywał. Sytuacja powtórzyła się to jeszcze dwa razy, po czym Eli zrozumiał, że to Bóg wzywa chłopca. Doradził Samuelowi, aby następnym razem, kiedy usłyszy głos, odpowiedział: „Mów, o Wiekuisty! Albowiem sługa Twój słucha” (1 Ks. Samuela 3:9). Chłopcu nie przyszło nawet do głowy, że to sam Bóg wzywa go do wypełnienia zadania, a tak właśnie było. W ten sposób rozpoczęła się jego misja jako proroka, sędziego i tego, którego zadaniem było namaszczenie dwóch pierwszych królów Izraela – Saula i Dawida (1 Ks. Samuela 3).

Więcej proroków nie było wezwanych przez Boga, a historia profetyzmu kończy się w okresie Drugiej Świątyni. Mimo to idea powołania pozostaje żywa dla wszystkich, którzy wierzą w Bożą Opatrzność. Każdy z nas jest inny, a swoim wyjątkowym zestawem talentów i zdolności możemy wzbogacić świat. To, że znajdujemy się w określonym miejscu i czasie, z określonymi możliwościami nie jest przypadkowe. Bóg już wyznaczył nam zadanie i wzywa nas do jego wypełnienia.

Nikt tak nie przyczynił się do przywrócenia tej idei do życia jak ocalały z Zagłady psychoterapeuta Viktor Frankl. Jako więzień w Auschwitz postanowił sobie, że będzie podtrzymywał w ludziach wolę życia poprzez pokazywanie im, że muszą przetrwać, bo wciąż mają do wypełnienia misję. W ten sposób dawał im powód, aby pozostać przy życiu do zakończenia wojny.

Frankl uważał, że powołanie przychodzi z zewnątrz. Pytanie, które według niego człowiek powinien sobie zadać, nie brzmiało „czego ja chcę od życia?”, ale „czego życie chce ode mnie?”. W swojej książce Nieuświadomiony Bóg cytuje wyznanie jednego ze swoich studentów, niegdyś leczonego z powodu choroby psychicznej, który w liście pisze: „Ale w ciemności odnalazłem poczucie celu, własnej misji w świecie. Wiedziałem, tak jak wiem i teraz, że musiałem, choćby z jakiegoś najbardziej błahego powodu, zostać przy życiu. Jest coś, czego tylko ja mogę dokonać i niezmiernie ważne jest, żebym właśnie ja to zrobił… W osamotnionej ciemności ‘nory’, w której zostałem porzucony przez człowieka, znalazł mnie On. On tam był, nawet kiedy nie znałem Jego imienia. Bóg był tam ze mną”.

Natan Szaranski miał podobne odczucia czytając Psalmy w więzieniu, w którym zamknęło go KGB. Opisuje je w książce Fear No Evil.

Frankl wierzył, że „każdy człowiek tworzy coś wyjątkowego, a każda sytuacja w życiu jest niepowtarzalna. Konkretne zadanie człowieka odnosi się do tej wyjątkowości i niepowtarzalności”[1]. Istotą tego zadania jest, jak twierdził, fakt, że samo ono siebie przewyższa. Pochodzi z zewnątrz świadomości i rzuca nam wyzwanie, aby nasze życie polegało na czymś więcej niż ochronie własnych interesów. Aby jednak odkryć, co jest naszym zadaniem, musimy zrozumieć, że nasze życie ma znaczenie i cel.

Jak odkryć więc swoje powołanie? Zmarły niedawno Michael Novak twierdził[2], że ma ono cztery cechy charakterystyczne. Po pierwsze, powołanie jest inne dla każdego. Po drugie, do rzeczy, do których jesteśmy powołani, mamy talent. Po trzecie, wypełnianie go, daje nam radość i nową energię. Po czwarte, nie możemy się spodziewać, że objawi nam się od razu. Możliwe, że przemierzymy wiele dróg, zanim znajdziemy tę właściwą.

Novak cytuje Logana Pearsalla Smitha, który powiedział: „Sprawdzianem powołania jest miłość do ciężkiej pracy, którą wkładamy w jego wypełnianie”. Wszystkie prawdziwe osiągnięcia wymagają karkołomnych przygotowań. Najbardziej znaną teorią jest ta, która mówi, że aby cokolwiek opanować, należy spędzić przy tym około dziesięciu tysięcy godzin intensywnej pracy. Czy jesteśmy gotowi zapłacić taką cenę? To nie przypadek, że Wa-jikra rozpoczyna się wezwaniem. Księga ta opisuje przecież rytuał składania ofiar, a powołanie wiąże się z poświęceniem. Jesteśmy skłonni do poświęceń, gdy czujemy, że konkretna rola lub zadanie jest tym, do czego jesteśmy przeznaczeni.

To idea, która może zmienić nasze życie. Każdemu z nas Bóg wyznaczył zadanie: pracę do wykonania; życzliwość do pokazania; dar do obdarowania; miłość do dzielenia się nią; samotność, w której możemy przynieść ulgę; ból, który możemy uleczyć; czy złamane życie, które możemy naprawić. Rozpoznanie tego zadania i usłyszenie wołania Boga stanowi o sensie i celu naszego życia. Gdy odnajdziemy to, do czego robienia mamy predyspozycje, a przy tym będzie to istotna, wymagająca podjęcia misja, możemy być pewni, że właśnie do niej wzywa nas Bóg.

 

[1] Viktor Frankl, The Unconscious God, Simon & Schuster, Nowy Jork 1975, s. 57.

[2] Michael Novak, Business as a Calling, Free Press, 1996, s. 17-40.

 

Tłumaczenie: Jolanta Różyło © CHIDUSZ 2018

rabin-jonathan-sacks-chidusz-komentarze-do-tory-paraszat-ha-szawua-rabbi-sacks-torah