Jom Kipur w Szwecji

Za przyzwoleniem policji w Göteborgu omal nie doszło do sytuacji, w której manifestacja neonazistów przeszłaby w święto jom kipur obok synagogi. W ostatniej chwili władze zmieniły trasę marszu, jednak policja i społeczność żydowska przygotowują się na bardzo trudny dzień pojednania. o rosnącym problemie ruchów neonazistowskich w szwecji mówi willy silberstein, dziennikarz i były przewodniczący szwedzkiego komitetu przeciwko antysemityzmowi.

Informacja, że neonazistowskie ugrupowanie Nordycki Ruch Oporu zamierza w największe żydowskie święto, przypadające na sobotę, 30 września, przemaszerować pod synagogą w Göteborgu, odbiła się szerokim echem w szwedzkich mediach. Choć, jeśli chodzi o ocenę tego, jak bardzo w Szwecji wzrasta antysemityzm i przemoc wobec Żydów, organizacje zajmujące się tą problematyką są raczej ostrożne, to hasło „neonaziści demonstrujący w Jom Kipur” wywołało lawinę protestów. Reagowali ludzie kultury i mediów, pytając jednocześnie, gdzie są granice wolności słowa, a gdzie zaczyna się ignorancja policji, która wyraziła zgodę na ten marsz. Tymczasem neonaziści testowali swoje siły i 17 września około 50 osób przemaszerowało przez centrum Göteborga. Mimo że demonstracja nie została wcześniej zgłoszona – a więc była bezprawna – policja nie interweniowała. „Nawet bez pozwolenia demonstranci muszą mieć taką samą ochronę, jak gdyby mieli pozwolenie. To zgromadzenie publiczne i powinno się, w miarę możliwości, pozwolić na jego przebieg” – mówił wtedy szef lokalnej policji Erik Nord. Jednocześnie tłumaczył, że znalezienie organizatora wydarzenia i ukaranie go „mogłoby być trudne”. Sytuacja stała się na tyle poważna, że premier Szwecji Stefan Löfven wezwał partie opozycji do wspólnego rozważenia, jak skutecznie przeciwstawić się antydemokratycznym siłom zagrażającym szwedzkiemu porządkowi. Löfven mówił: „Jestem szczerze zniesmaczony tym, co się stało, przekroczona została granica przyzwoitości. […] Myślę, że musimy naprawdę zacząć zastanawiać się nad tym, jak stanąć w obronie wolności słowa i wolności zgromadzeń. Te siły nie uznają wolności słowa jako wartości, na której powinno być zbudowane społeczeństwo, jakiego oni chcą. Jest wręcz przeciwnie i w związku z tym naszym obowiązkiem jest obrona demokracji”. Dopiero w poniedziałek, 25 października, Sąd Administracyjny w Göteborgu ogłosił, że Nordycki Ruch Oporu podczas demonstracji nie będzie mógł przemaszerować w pobliżu synagogi ani też w okolicy, gdzie będą odbywały się targi książki, gdyż w obu tych miejscach będzie wtedy wielu mieszkańców miasta. Mimo to władze i tak obawiają się, że dojdzie do zamieszek i w związku z tym do Göteborga zostali wysłani dodatkowi funkcjonariusze z całej Szwecji.

 

Willy SilbersteinWilly Silberstein jest dziennikarzem,  związanym przez wiele lat z dziennikiem „Svenska Dagbladet”  oraz z Pierwszym Programem Szwedzkiego Radia. W latach 2009-2016 przewodniczył Szwedzkiemu Komitetowi Przeciwko Antysemityzmowi.

 

Katarzyna Andersz: Ruch neonazistowski w Szwecji jest bardzo mały, a jednak niepokoi?

Willy Silberstein: Nie jest duży, ale problem w tym, że właśnie teraz zaczyna się odradzać. Zeszłoroczna neonazistowska demonstracja w Sztokholmie zgromadziła około pięciuset osób, wcześniej nigdy z czymś takim się nie spotkałem. W tym roku po raz pierwszy Nordycki Ruch Oporu (Nordiska Motståndsrörelsen) mógł uczestniczyć w corocznym, tygodniowym forum politycznym Almedalen odbywającym się w Visby na Gotlandii. Mieli własny namiot, gdzie sprzedawali swoją literaturę. Protestowali, byli agresywni, część z nich ma już zresztą wyroki za rasistowskie ataki.

 

Wszystko zgodnie z prawem?

Mamy bardzo daleko idące prawa dotyczące wolności słowa i zgromadzeń dotyczące każdej, bez wyjątku, organizacji politycznej.

 

Gdzie jest granica?

Zakazane jest na przykład używanie zwrotu „Sieg Heil”, przestępstwem są także wulgarne rasistowskie komentarze. Jeśli jednak grupa neonazistowska chce demonstrować i złoży zawiadomienie o planowanym proteście, w zasadzie nie zdarzają się sytuacje, żeby im odmówiono. Policja może zakwestionować prawo do demonstrowania tylko, jeśli jest ryzyko, że podczas demonstracji wybuchną zamieszki, albo że zakłócony zostanie ruch drogowy. Wtedy zresztą najczęściej kończy się na tym, że demonstrującym wyznaczana jest inna trasa przemarszu.

 

Czy w takim razie policja, która wydała zgodę na demonstrację w pobliżu synagogi w Göteborgu, nie przewidywała, że neonaziści mogą komukolwiek zagrażać?

Ta sytuacja jest o tyle kuriozalna, że neonaziści wcale nie ubiegali się o zgodę na przemarsz taką trasą. To policja, obawiając się zakłóceń w ruchu, zaproponowała, aby demonstrowali 250 metrów od synagogi w najważniejsze święto żydowskie.

 

W artykule w „Aftonbladet” pisze pan, że neonaziści powinni mieć prawo demonstrowania i że powinni być chronieni na takich samych zasadach jak wszyscy. Z drugiej strony apeluje pan do policji o więcej zdrowego rozsądku. Jaka jest w tym logika?

Nawet osobom propagującym tak okropne poglądy jak neonaziści nie powinniśmy zabraniać protestować. Zakazy nie sprawią, że te poglądy złagodnieją lub całkowicie znikną. Lepiej więc, żeby wyrażane były otwarcie, na legalnych demonstracjach. To taki wentyl bezpieczeństwa. Granicą, moim zdaniem, jest otwarte nawoływanie do przemocy. Jednocześnie, tak jak napisałem, nie uważam, że okolice synagogi w święto Jom Kipur są odpowiednim miejscem na taką demonstrację. Wystarczyłoby trochę więcej rozsądku ze strony władz.

 

Jednak, jak sam pan przyznał, ruch neonazistowski rośnie w siłę. Łagodna polityka względem niego nie działa.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, jaka jest tego przyczyna. Czy to kwestia tego, że w ich szeregi wstępuje rzeczywiście coraz więcej osób? Czy może tego, że są obecnie bardziej widoczni? To drugie byłoby niestety odzwierciedleniem klimatu politycznego w całym kraju. Wcześniej przynależność do tych grup była być może bardziej wstydliwa, stygmatyzowała, a ich członkowie pozostawali w ukryciu. Teraz na pewno neonaziści stali się o wiele bardziej widoczni.

 

Jest większe przyzwolenie społeczne?

Zdecydowanie. Jednym z tego powodów, przynajmniej moim zdaniem, jest obecność w parlamencie partii Szwedzkich Demokratów (Sverigedemokraterna), którzy wywodzą się z ruchów neonazistowskich, a działacze neonazistowscy od początku stanowili ich trzon. Uważam, że nie zmienili się od tego czasu i wciąż są partią rasistowską, której działań się obawiam. Fakt, że mamy takie ugrupowanie w parlamencie, daje przyzwolenie na rozwój skrajnych ruchów. Dwadzieścia lat temu nie do pomyślenia byłoby, że partia pokroju Szwedzkich Demokratów może wejść do parlamentu. Teraz sondaże pokazują, że popiera ich około 16% Szwedów, są więc siłą polityczną, jakiej nie można ignorować.

 

Szwedzcy Demokraci już teraz proponują ustawy, które uderzyłyby w Żydów. Po tym, jak zakazano w Szwecji uboju rytualnego, chcą jeszcze zakazu importu koszernego mięsa, sprzeciwiają się też obrzezaniu.

Na razie nie ma szans na zyskanie poparcia dla tych inicjatyw i nawet jeśli w przyszłości uzyskają więcej miejsc w parlamencie, też raczej nie będą w stanie tych propozycji przeforsować. Niemniej jednak to część ich programu i tego właśnie by chcieli.

WIĘCEJ O ANTYSEMITYZMIE W SZWECJI TUTAJ

Czy szwedzcy Żydzi na co dzień rzeczywiście mają powody, aby czuć się zagrożeni?

Zależy o jakim mieście i dzielnicy mówimy. Inna jest sytuacja w Malmö, gdzie jest bardzo duży odsetek ludności muzułmańskiej, inna w centrum Sztokholmu. Część społeczności żydowskiej w Malmö rzeczywiście zdecydowała się na opuszczenie miasta. Wyjeżdżają do Izraela albo do stolicy, ale to wciąż nie jest masowy exodus. Są w szwedzkich miastach dzielnice, w większości muzułmańskie, do których nie powinno się wchodzić, manifestując swoją żydowskość. Szwedzka telewizja przeprowadziła nawet dwa lata temu prowokację, wysyłając swoich dziennikarzy do jednej z nich. Na głowach mieli kipy i czuli się tak zastraszeni, że musieli przerwać ten eksperyment.

 

Jak wygląda to z pana perspektywy – osoby, która urodziła się, dorastała i zbudowała swoje życie zawodowe w Szwecji?

Urodziłem się dziewięć lat po zakończeniu wojny. Kiedy byłem młody, nigdy nie spotkałem się z antysemityzmem i bezpośrednio nie spotykam się z nim i dziś, głównie dlatego, że mieszkam w bezpiecznej, zamożnej dzielnicy. Noszę naszyjnik z gwiazdą Dawida i w momencie, kiedy stanie się to niebezpieczne, wyjadę ze Szwecji.

 

Coś się jednak zmieniło. Sam przed chwilą wskazał pan na niepokojące oznaki tych zmian.

Wcześniej w ogóle nie mówiło się o antysemityzmie, bo ten problem nie był w ogóle odczuwalny. Teraz jest. Najbardziej jednak przeraża mnie, że za naszym, być może złudnym, poczuciem bezpieczeństwa stoją olbrzymie środki zapobiegawcze i to, że uważa się je za normalne. Nie powinniśmy w ogóle czuć się zagrożeni, a tymczasem jednym z naszych podstawowych zadań jako społeczności jest zapewnienie ochrony. Jej rozmiar wzrasta z każdym atakiem na społeczność żydowską. Szczególnie dotknął nas zamach w Kopenhadze, bo przecież nasze dwa kraje są tak do siebie podobne.

 

Czy trudniej jest w Szwecji zwracać uwagę na problemy społeczności żydowskiej, bo społeczeństwo jest antyizraelskie?

W dobrym społeczeństwie te rzeczy nie idą w parze – można być antyizraelskim, ale nie antysemickim. Ludzie mają prawo krytykować Izrael tak, jak krytykują inne kraje i ich politykę. Niestety w Szwecji niechęć do Izraela przekłada się na niechęć do Żydów. Wielu Szwedów swoją nienawiść do Izraela błędnie kieruje w stronę szwedzkich Żydów. Kiedy tylko zaostrza się sytuacja na Bliskim Wschodzie, jak na przykład podczas wojny w Gazie trzy lata temu, od razu daje się to odczuć także tutaj. Rośnie liczba odnotowanych przypadków, gdy względem Żydów używana jest mowa nienawiści lub dochodzi do aktów agresji. Wielu ludzi wyrażających antyizraelskie poglądy posługuje się również retoryką, w której przewija się rodzina Rotschildów i  Stany Zjednoczone, rzekomo rządzone przez Żydów, w skrócie – różnego rodzaju teorie konspiracyjne.

 

A jednak Szwecja nadal jest dobrym miejscem dla Żydów.

Czy Szwecja jest dobrym krajem dla kogokolwiek? Przez pół roku jest tu ciemno i zimno. Jednak, już mówiąc poważnie, jeśli sytuacja choć trochę się pogorszy, będzie to bardzo zła i drastyczna zmiana. Na razie jednak, choć czasy dla Żydów są dużo gorsze od tych, w których ja się wychowałem, nie ma powodu do paniki. Mój poziom zaniepokojenia na pewno zwiększyłby się, gdyby się okazało, że Szwedzcy Demokraci zdobędą więcej poparcia. Na razie na pewno widać, że wzrasta liczba zgłaszanej przemocy wobec Żydów, co bada raz na jakiś czas Szwedzka Agencja Przeciwdziałania Przestępczości. Niepokojąco brzmią też wyniki badań organizacji Living History Forum, która zajmuje się edukacją o Zagładzie. 20% uczniów w wieku gimnazjalnym, a wśród nich jeszcze większy odsetek wśród uczniów muzułmańskich, przejawia w jakimś stopniu antysemickie i rasistowskie poglądy. Czy to dobrze ukazuje nastawienie społeczeństwa szwedzkiego? Czy co piąta osoba, która siedzi w tej kawiarni jest antysemitą? Tego nie wiem. Na pewno Szwecja nie jest złym krajem do życia, choć nie brak nam problemów, także tych, które dotykają naszą społeczność.

 

Jakie były reakcje na pana artykuł w „Aftonbladet”?

Mój apel nie był jedynym, jakie społeczność żydowska wystosowała do policji w Göteborgu. Warty przytoczenia jest natomiast głos szwedzkiego Kościoła. Jeden z jego wysoko postawionych przedstawicieli nawoływał w dzienniku „Dagens Nyheter” do tego, żeby zmienić prawo, bo jeśli legalnie możliwe jest, że neonaziści będą maszerować w Jom Kipur pod synagogą, to najwidoczniej mamy złe prawo.

 

Zdanie Kościoła będzie się liczyć?

Nie, Szwecja to nie Polska. Ale to ważny głos, który społeczność żydowska docenia.

 

Chcieliście jakoś zamanifestować swój sprzeciw podczas święta?

Pojawił się na przykład pomysł, żeby przypinać do ubrań żółtą gwiazdę Dawida. Z drugiej strony to Jom Kipur, więc wielu z nas chce po prostu być w synagodze. Moja żona śpiewa w chórze synagogalnym w Sztokholmie, więc do Göteborga na pewno nie pojedziemy. Gdyby nawet odbyła się jakaś kontrmanifestacja, nie sądzę, aby była ona duża. Może to dobrze, może nie powinniśmy dodawać neonazistom znaczenia poprzez protestowanie przeciwko nim. Może brak reakcji jest właściwą reakcją.