Co się stało w zoo? Problemy z nagrodą im. Żabińskich
Uroczystość przyznania nagród im. Żabińskich dla Polaków ratujących Żydów zdominowali politycy. Nie pojawiła się na niej Teresa Żabińska-Zawadzki, wyrażając w ten sposób swój sprzeciw wobec przyjętej formuły. Nieobecność córki patronów zwróciła uwagę mediów na upolitycznienie tego wydarzenia. Nie odniesiono się jednak do zasad przyznawania nagrody, które podważają jej wiarygodność.
Polityka to nie wszystko
18 września odbyła się w warszawskim zoo ceremonia wręczenia nagród im. Antoniny i Jana Żabińskich dla Polaków, którzy w czasie II wojny światowej ratowali Żydów. Uczestniczyła w niej spora grupa polskich prawicowych polityków oraz przedstawiciele izraelskiego Knesetu, amerykańskiego Kongresu i Ambasady Wielkiej Brytanii w Polsce. Nagrody wręczał między innymi Dean Cain, hollywoodzki gwiazdor lat dziewięćdziesiątych, znany z tytułowej roli w serialu „Nowe przygody Supermana”.
Większość mediów opisała wydarzenie raczej zdawkowo, nie kwestionując wiarygodności i wagi nagrody. Krytyczną analizę przebiegu uroczystości przedstawiły jedynie TVN i „Gazeta Wyborcza”, a powodem tego była nieobecność córki Żabińskich i polityczna formuła wydarzenia. Problemy z nagrodą im. Żabińskich nie zostałyby jednak rozwiązane, gdyby polityki na scenie nie było. Element „wiecowy”, jak to określono, jest tylko jednym z nadużyć w tej próbie honorowania Polaków ratujących Żydów. Kiedy jednak przyjrzymy się formalnym podstawom nagrody, oburzenie polityką schodzi na dalszy plan.
Fundacja
Nagroda oficjalnie nazywa się „From the Depths Żabiński Award”, ponieważ inicjatorem jej ustanowienia jest działająca w Polsce od trzech lat fundacja „From the Depths”. Jej założyciel, Jonny Daniels, pochodzi z Wielkiej Brytanii, jest przyjacielem wielu obecnie rządzących polityków, a jego agencja PR obsługuje państwową spółkę PLL LOT. W mediach Daniels publicznie popiera dążenia Polski do uzyskania niemieckich reparacji wojennych i propaguje teorię, w której termin „polskie obozy śmierci” jest celowo używany w niemieckich mediach, aby odpowiedzialnością za Zagładę obarczyć Polaków.
Dawkowanie informacji
Fundacja „From the Depths” chce stawiać „mosty pomiędzy przeszłością a przyszłością” i „kształtować i budować lepszą przyszłość”. „Dotyka tematu pamięci o Zagładzie”, rozumiejąc, że nie można „iść po linii najmniejszego oporu, wypełniając to ważne zadanie”. Problem tylko w tym, że nie wiadomo, na czym to zadanie w praktyce miałoby polegać. Projekty prowadzone przez fundację sprawiają wrażenie spontanicznie organizowanych akcji, opartych głównie na dużej promocji w mediach (Jonny Daniels często i chętnie wypowiada się o nich w prawicowych gazetach, telewizji i na swoim twitterze) oraz obecności zagranicznych celebrytów. Zostają one nagłaśniane jako bezprecedensowe przykłady wkładu w ochronę żydowskiego dziedzictwa w Polsce. Prawicowa „Gazeta Polska” chwali na przykład Danielsa za to, że w ciągu dwóch lat zrobił więcej dla stosunków polsko-żydowskich niż inni przez ostatnich osiem.
Równie enigmatyczny, jak opis działalności fundacji, jest skład jej rady, w który wchodzą dwie osoby niemające powiązań z ochroną życia żydowskiego w Polsce ani z szeroko rozumianą kulturą żydowską (na stronie fundacji nie są nawet wymienione z nazwiska). Jak przyznaje Daniels, „From the Depths” to on i Lena Klaudel, czyli dyrektorka biura jego agencji PR (taką informację można było znaleźć przynajmniej do niedawna, kiedy strona agencji była jeszcze dostępna). Nie wspomina o współpracy z historykami lub ośrodkami badawczymi.
Brak regulaminu
Do tej pory odbyły się dwie ceremonie wręczenia nagrody, wciąż jednak niejasne są zasady jej przyznawania. Na stronie fundacji nie ma żadnej informacji na ten temat, oprócz tej, że wyróżnienie otrzymują Polacy ratujący Żydów w czasie II wojny światowej. Nie wiadomo, jaki jest regulamin i kryteria przyznawania nagrody, czy istnieje komisja wybierająca nominowanych, a jeżeli tak, to kto w niej zasiada, czy wreszcie, w jaki sposób weryfikuje się i poświadcza historie o ratowaniu. Fundacja „From the Depths” nie udzieliła nam odpowiedzi na te pytania, choć takie informacje powinny być dostępne publicznie. Również Teresa Żabińska-Zawadzki nie zna zasad przyznawania nagrody. Łatwo odnieść wrażenie, że jej laureaci wybierani są przypadkowo lub według znanego tylko Danielsowi klucza.
Selektywny wybór uhonorowanych
Skoro nie wiadomo, kto i według jakich zasad wybiera laureatów wyróżnienia, pojawiają się pytania o obiektywność wyboru, szczególnie jeśli honoruje się rodzinę, której potomkowie to znani politycy. Jan Kawczyński wraz z żoną i córką zginęli, ratując Żydów. Podczas ceremonii nagrodę w ich imieniu odebrał Daniel Kawczyński, wnuk brata Kawczyńskiego, brytyjski parlamentarzysta, członek partii konserwatywnej, który podczas uroczystości zapewniał, że będzie apelował do brytyjskiego rządu o pomoc w staraniach o reparacje wojenne.
Choć trudno wymagać od organizatorów, żeby ustalali, co mówią osoby przyjmujące nagrodę, ciężko oprzeć się wrażeniu, że obecność Kawczyńskiego była skrupulatnie zaplanowanym elementem politycznej narracji tej uroczystości.
„Formalna” konkurencja dla Yad Vashem
Ideą towarzyszącą powstaniu nagrody była chęć uhonorowania tych, którzy z powodów formalnych nie mogli otrzymać medalu z Yad Vashem. Te „powody formalne” są zresztą jedynym tropem wskazującym sposób wyboru wyróżnianych osób.
Kiedy Jonny Daniels dwa lata temu zaproponował Teresie Żabińskiej-Zawadzki, żeby nagroda nosiła imię jej rodziców, zgodziła się między innymi dlatego, że jej brat także nie dostał medalu z Yad Vashem z „powodów formalnych”. Według niej wymagania stawiane przez Yad Vashem nie miały odniesienia do sytuacji jej rodziny, ponieważ udział brata w ratowaniu Żydów został dobrze udokumentowany, również, co według wytycznych Yad Vashem jest konieczne, przez uratowanych. Jednak, żeby dostać medal, Ryszard Żabiński musiałby sam o niego zabiegać, a tego nie chciał. Żabińska-Zawadzki uznała więc, że pomysł Danielsa daje wyraz pięknej idei, a w dodatku pozwoli uhonorować osoby będące w podobnej sytuacji, które nie chcą udowadniać, że mówią prawdę. Ryszard Żabiński w zeszłym roku jako pierwszy otrzymał nagrodę im. Żabińskich.
Jednak w tym roku nagrody trafiły do osób, o których jerozolimski instytut nawet nie słyszał.
Jak udało się ustalić, zarówno rodzina Kawczyńskich, jak i Jakoniuk (dwoje z trojga tegorocznych odznaczonych) nigdy nie zostały zgłoszone do Yad Vashem. Trudno zatem mówić o „powodach formalnych”, które sprawiłyby, że komisja odznaczająca Sprawiedliwych postanowiłaby tego nie robić. Fundacja Jonny’ego Danielsa, zamiast zasugerować zgłoszenie do Yad Vashem, postanowiła sama (lepiej?) uhonorować ratujących.
Trzecie odznaczenie trafiło natomiast do zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Zaledwie rok temu kilka sióstr należących do zgromadzenia zostało pośmiertnie odznaczonych medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Instytut Yad Vashem nie przyznaje jednak odznaczeń całym społecznościom czy wspólnotom. Wyjątek stanowiła jedynie polska organizacja Żegota, w której działalność zaangażowana była cała siatka osób, i Duńczycy (jako cały naród), którzy wspólnym wysiłkiem sprawili, że niemal wszystkim duńskim Żydom udało się przeżyć wojnę. Dostali oni jednak nie medale i tytuły, a drzewka w Alei Sprawiedliwych. Yad Vashem zapewne odznaczyłby całe zgromadzenie Sióstr Franciszkanek, gdyby uznał, że ratowały wszystkie siostry.
Kto jest bohaterem?
Przyjęło się, że określenie Sprawiedliwi, pisane wielką literą, odnosi się wyłącznie do osób odznaczonych medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Yad Vashem weryfikuje zeznania ratowanych, ratujących i świadków. Na tej podstawie orzeka, czy udzielona pomoc motywowana była wyłącznie słusznymi pobudkami. Medal może być przyznany tylko w wypadku, kiedy ratujący narażał swoje życie i kiedy jasno stwierdzono, że nie robił tego dla korzyści materialnych bądź jakichkolwiek innych lub z powodu chęci przekonania kogoś do zmiany wiary. Cała procedura jest czasochłonna, ale rzetelnie przeprowadzana. Do tej pory nikt jej nie kwestionował.
Fundacja „From the Depths” nie ujawnia, czy współpracuje z historykami, co budzi zasadne podejrzenie, że tego nie robi. Brak jasnych procedur może doprowadzić w przyszłości do niesłusznego uznania za bohatera kogoś, kto nim w rzeczywistości nie był.
Jeżeli potencjalni wyróżnieni nie otrzymali medalu z Yad Vashem, trzeba najpierw dotrzeć do informacji, dlaczego tak się stało. Jest to o tyle skomplikowane, że dokumenty z posiedzeń komisji rozpatrującej przyznanie tytułu Sprawiedliwych są tajne, więc w najlepszym wypadku można się dowiedzieć, że sprawę zawieszono. Powody, dla których tak się stało, nie będą ujawnione. Oprócz niekompletnej dokumentacji, mogą to być przecież niejasne okoliczności ratowania albo żądanie opłaty od ratowanego. Większość spraw nie jest udokumentowana tak dobrze, jak pomoc, której udzielali Żabińscy i ich syn Ryszard.
Co dalej ze Sprawiedliwymi?
Większość Sprawiedliwych nie żyje już od lat. Ich dzieci o działalności rodziców wiedzą często jedynie z opowiadań, bo w czasie wojny były zbyt małe, żeby świadomie pomagać lub nawet pamiętać to, co wtedy się działo. Umierają ostatni uratowani, a jeśli żyją, często nie są już w stanie opowiedzieć swojej historii. I właśnie w tym momencie następuje w Polsce gwałtowny wzrost inicjatyw mających upamiętnić ratujących. W 2016 roku powstaje Kaplica Pamięci w toruńskim sanktuarium wybudowanym z inicjatywy Tadeusza Rydzyka [czytaj więcej], a Radio Maryja odnajduje tysiące Polaków, którym należałby się medal Yad Vashem. W tym samym czasie fundacja Jonny’ego Danielsa zaczyna wręczać medale Polakom, którzy ratowali Żydów. Pojawiają się nowe historie, często pochodzące już tylko z przekazu kolejnych pokoleń, podczas gdy narzędzi do weryfikacji ich wiarygodności jest coraz mniej.
Należy zatem zadać pytanie, czy powinno honorować się nieżyjących, gdy brakuje świadectw ich bohaterskich czynów? Zrozumiałe jest, że wiele rodzin czuje się pokrzywdzonych przez bardzo precyzyjnie sformułowane zasady Yad Vashem, ale ryzyko nadużyć jest spore, zarówno ze strony rodzin opowiadających o swoich przodkach, jak i pragnących rozgłosu twórców nagród.
Z kolei Instytut Yad Vashem powinien na nowo przemyśleć formułę, a być może nawet zakończyć przyznawanie tytułu Sprawiedliwych, gdyż odchodzą ostatnie osoby, które mogłyby zaświadczyć o przypadkach ratowania Żydów podczas wojny.
Upolitycznienie Żabińskich
Antonina i Jan Żabińscy zostali Sprawiedliwymi już w 1965 roku, czyli trzy lata po powołaniu komisji przyznającej wyróżnienia. Pomogli około stu Żydom, a przynajmniej tyle przypadków dobrze udokumentowano. Trudno wskazać dokładną liczbę osób, gdyż Żabińscy pomagali na różne sposoby. W willi na terenie warszawskiego zoo, którego Jan Żabiński był dyrektorem, ukrywało się w różnych okresach wiele rodzin, ale Żabiński zajmował się Żydami już na etapie wyprowadzania ich z getta: organizował kryjówki, załatwiał fałszywe papiery. Pomógł między innymi Racheli Auerbach, jednej z trzech osób, które przeżyły wojnę i wiedziały o lokalizacji miejsca ukrycia archiwum getta. Dokumenty, nazwane Archiwum Ringelbluma, zdeponowano po wojnie w Żydowskim Instytucie Historycznym. Są one bezcennym źródłem wiedzy o życiu w getcie. Historia Żabińskich zyskała międzynarodowy rozgłos dzięki hollywoodzkiemu filmowi „Azyl”, który premierę miał w marcu tego roku.
„Jestem Polakiem-demokratą” – pisał Jan Żabiński, wyjaśniając swoją motywację do pomocy Żydom. „Do żadnej partii nie należę i żaden program partyjny nie był moim przewodnikiem. Nie można mnie podciągnąć pod jakikolwiek strychulec. Czyny moje były i są konsekwencją pewnego nastroju psychicznego w wyniku wychowania postępowo-humanistycznego, jakie otrzymałem zarówno w domu rodzinnym, jak i w gimnazjum Kreczmara” – te słowa cytuje Teresa Żabińska-Zawadzki, komentując uroczystość przyznania nagród.
Córce Jana i Antoniny Żabińskich obecność polityków nie przeszkadza, pod warunkiem, że są oni gośćmi i nie wykorzystują uroczystości do realizowania swoich celów. „Z tego zrobił się wiec polityczny, a chyba nie taka była idea, nie o to chodziło” – mówiła. Swoje poglądy Żabińska-Zawadzki przedstawiła też organizatorowi uroczystości przyznania nagród im. Żabińskich, fundacji „From the Depths”, jej zdanie nie zostało jednak uwzględnione.
Żabińska wspomina przy tej okazji ceremonię, która odbyła się w Teatrze Narodowym w 2008 roku, podczas której krzyżami komandorskimi zostali odznaczeni Polacy ratujący Żydów, w tym jej rodzice. „Wspaniała, cudowna uroczystość” – wspomina, zaznaczając, że byli na niej obecni politycy różnych opcji, ale odbyła się ona bez zbędnych przemów. Odznaczenia w imieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego wręczała wtedy Maria Kaczyńska.
Promocja Polski
Podczas uroczystości wręczenia nagród im. Żabińskich po raz kolejny okazało się, że polscy Sprawiedliwi służą kreowaniu takiej narracji historycznej, z której wyeliminowane zostaną postawy obojętności i wrogości wobec Żydów. Mówienie o zbrodniach popełnionych na polskich Żydach przez Polaków od jakiegoś czasu traktowane jest jako prowokacja i zamach na dobre imię narodu. Sprawiedliwi są jednym z głównych środków, jakimi próbuje się budować płynące w świat pozytywne przesłanie o postawie Polaków wobec Żydów w czasie wojny [czytaj więcej]. Tyle że świat nie da temu wiary, jeśli nie zachowa się odpowiednich proporcji.
Niegodziwością wobec Sprawiedliwych jest forsowanie tezy, która sugeruje, że ich postawa była powszechna. Nie była i dlatego należy się im uczciwe przyznanie, że wyróżniali się wyjątkową postawą. Tego także zabrakło na uroczystości przyznania nagród im. Żabińskich. Wicepremier Mateusz Morawiecki w swoim przemówieniu stwierdził, że „cały naród polski powinien mieć jedno wielkie drzewo Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”. Ta wypowiedź dobrze oddaje ton dominującej w Polsce polityki historycznej.
Raj dla Żydów
Podczas uroczystości Jarosław Kaczyński potępił Zagładę („była arcyzbrodnią, wyrazem skrajnego, najskrajniejszego zła”) oraz zwrócił uwagę na problem współczesnego antysemityzmu. „Dziś antysemityzm często przejawia się jako wrogość względem Państwa Izrael, tak charakterystyczna w szczególności dla całej europejskiej lewicy” – mówił. Wtórował mu inny polityk Prawa i Sprawiedliwości, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Jan Dziedziczak: „Powinniśmy stale przypominać o Holokauście, o tym, co Niemcy zrobili z Żydami. Dlaczego? Dlatego, że antysemityzm się odradza. My tego w Polsce nie widzimy. Warszawa to jedna z nielicznych europejskich stolic, gdzie Żyd może spokojnie iść w jarmułce i nie grozi mu za to pobicie czy nawet zabicie. Niestety, o innych stolicach, zwłaszcza na zachód od naszych granic, tego nie można powiedzieć”.
Złudną troskę posła Dziedziczaka o europejskich Żydów najlepiej pokazuje notka, którą opublikował na swojej oficjalnej stronie w czerwcu 2015 roku. Bronił się wtedy przed zarzutami o bycie „lobbystą” na rzecz Izraela. „W swoich wypowiedziach nigdy nie ukrywałem, że w konflikcie Izraelsko-Palestyńskim jestem po stronie Izraela” – pisze [pisownia oryginalna]. Wyjaśnia, że Izrael w „zderzeniu cywilizacji” broni nas przed radykalnym islamem, ale też podkreśla, że państwo żydowskie jest ważne po to, aby naród żydowski „nie musiał tułać się po całym świecie”, czyli „uciekać np. do Polski”. „Wspierajmy go zatem dyplomatycznie w procesie bliskowschodnim. To się nam jako Polsce opłaca” – konkluduje, dając do zrozumienia, że im bardziej Polska będzie wspierać Izrael, tym mniej żydowskich tułaczy zostanie nam na głowie w Polsce.
W wywiadach Teresa Żabińska-Zawadzki retorycznie pyta, co z nagrodą imienia jej rodziców mają wspólnego obecne stosunki Polski z Izraelem. Na temat braku antysemityzmu w Polsce też ma „trochę inne zdanie”, o którym przypomniała, mówiąc o paleniu kukły Żyda i odradzających się bojówkach ONR.
Reprezentacja Polski
Środowiska żydowskie na uroczystości w warszawskim zoo reprezentował przewodniczący TSKŻ-u Artur Hofman oraz rabin Chabadu Szalom Dow Ber Stambler. Oni też w sierpniu 2017 r. fotografowali się z Jarosławem Kaczyńskim z okazji „owocnego spotkania z liderami środowisk żydowskich w Polsce” (słowa Danielsa). Uczestnicy spotkania zostali wtedy jednogłośnie skrytykowani przez trzynaście polskich organizacji żydowskich, które we wspólnym oświadczeniu podkreśliły, że żaden z nich nie ma upoważnienia do mianowania się reprezentantem „środowisk żydowskich” podczas spotkań z politykami.
Polityków opcji innej niż PiS w zasadzie zabrakło. Grzegorz Schetyna i Hanna Gronkiewicz-Waltz wysłali swoje listy, a na uroczystości pojawiła się posłanka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, która jako jedyna w swoim przemówieniu zwróciła uwagę na niepokojące zjawiska w Polsce.
Nie pojawili się reprezentanci Ambasady Izraela w Polsce (Ambasador miała inne zobowiązania), przedstawiciele i rabini Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP ani przedstawiciele kilkunastu innych organizacji żydowskich. Wszystko znów, tak jak podczas sierpniowego spotkania, odbyło się w wąskim gronie, a w świat wysłano przesłanie pokazujące zgodność i współpracę pomiędzy władzą a środowiskami żydowskimi. Większość zagranicznych mediów, w których została odnotowana uroczystość, nie próbowała zgłębić tematu. Jedynie amerykański „Forward” 8 października 2017 r. opublikował artykuł o tym, jak w krajach dawnego bloku wschodniego Chabad umniejsza rzeczywistą skalę antysemityzmu, żeby zdobyć przychylność władz i publiczne fundusze. Zostało w nim wspomniane sierpniowe spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z przedstawicielami Chabadu, Jonnym Danielsem i Arturem Hofmanem.