Inna wojna Izraelskich Sił Zbrojnych

W czasach względnego pokoju toczy się w izraelskiej armii wojna ideologiczna, która potrwa dłużej niż niejeden konflikt zbrojny.

4. stycznia cały Izrael w napięciu czekał na finał procesu sierżanta Elora Azarii, który w marcu 2016 roku śmiertelnie postrzelił palestyńskiego terrorystę w Hebronie. Sprawa budziła wiele emocji, protestowali zarówno obrońcy żołnierza, jak i ci, którzy zdecydowanie potępiali czyn, którego się dopuścił. Sąd wojskowy, przed którym sądzony był Azaria, zadecydował w środę, 4. stycznia, że zbrodnia popełniona przez młodego sierżanta nie była przypadkowa, nie działał on w obronie innych, ani pod wpływem impulsu. Sędziowie orzekli, że postrzelił terrorystę, motywowany jedynie chęcią zemsty. Mimo że wymiar kary nie został jeszcze ogłoszony, tłumy Izraelczyków protestowały w obronie Azarii przed siedzibą sądu.

Poniżej znajduje się mój artykuł „Inna wojna izraelskich sił zbrojnych” o szczegółach zajścia, jak również o innych problemach izraelskiej armii z września 2016 roku.

 

W Izraelu zawsze i dużo mówi się na temat bezpieczeństwa. W tym kontekście nazwa Izraelskich Sił Zbrojnych odmieniana jest przez wszystkie przypadki. Uwaga opinii publicznej w minionym roku nie była jednak skupiona na krytyce tego, jak wojsko radzi sobie z codziennymi zagrożeniami, a na ocenie jego moralnej kondycji. Sytuacja na wszystkich granicach kraju i w Strefie Gazy była stabilna, nawet ataki nożowników, które od października 2015 roku paraliżowały całe społeczeństwo swoją skalą, częstotliwością i okrucieństwem (rozmawialiśmy o tym z rabinem Samuelem Rosenbergiem oraz Yossim Kuperwasserem), od marca 2016 roku stały się już sporadyczne. Coraz częściej zaczęto więc mówić o potrzebie wprowadzenia głębszych zmian w armii, a politycy wszystkich frakcji wskazywali na największe ich zdaniem wady, prowadzące do degradacji pozycji wojska w Izraelu.

Debatę o wartościach, które powinny przyświecać żołnierzom, można w uproszczeniu przedstawić jako starcie lewicy i prawicy. Ta pierwsza obwiniała armię za to, że nie działa etycznie i nie dba o morale żołnierzy. Krytykowała dowódców za tuszowanie i pozostawanie obojętnym wobec przestępstw, których w ostatnim czasie było w szeregach IDF-u zbyt dużo. Prawica z kolei widziała apele lewicy o kierowanie się humanitarnymi wartościami jako działania prowadzące do osłabienia armii, której podstawowym zadaniem ma pozostać obrona Izraelczyków przed zagrożeniem ze strony terrorystów. Zdaniem prawicowych polityków za nieefektywność wojska w zwalczaniu terroryzmu należy obwiniać zbyt duży wpływ, który wywiera na nie lewica.

Najważniejszym wydarzeniem w ideologicznym starciu lewicy i prawicy, było zastrzelenie przez młodego sierżanta Elora Azarię terrorysty, który zaatakował izraelskich żołnierzy w Hebronie.

Zajście miało miejsce 24 marca 2016. Dwóch palestyńskich terrorystów rzuciło się na izraelskich żołnierzy z nożami. Z odsieczą szybko przybiegli inni żołnierze i postrzelili Palestyńczyków. Jeden zginął na miejscu, drugi, Abdel Fattah al-Sharif, został ciężko ranny. Wkrótce potem sierżant Azaria oddał śmiertelny strzał w jego stronę.

Być może całe zdarzenie nie doczekałoby się uwagi mediów – w końcu żadnemu z Izraelczyków nic poważnego się nie stało – gdyby nie fakt, że w Hebronie przebywa wielu działaczy różnych organizacji pozarządowych (zarówno izraelskich, jak i zagranicznych), którzy filmują każde zajście i najmniejszą nawet sprzeczkę pomiędzy palestyńskimi a izraelskimi sąsiadami. Tak też było w tym przypadku, kiedy członek lewicowej organizacji Be-celem (po hebrajsku nazwa ta oznacza „na obraz” i pochodzi z pierwszego rozdziału Księgi Bereszit) nagrał całą akcję i opublikował film w internecie. To rozpętało burzę, bo na nagraniu widać dokładny przebieg wypadków.

Jest już po ataku, ambulansy zabierają rannych, wokół sceny zamachu kręci się kilkoro uzbrojonych żołnierzy, ale też paramedycy, ludzie w cywilnych ubraniach, niektórzy z karabinami na plecach, niektórzy bez. Ranny terrorysta leży na ulicy, nikt zdaje się nie przejmować jego obecnością. Nóż, którego użył do ataku, leży zbyt daleko, aby mógł po niego sięgnąć. Zresztą i tak nie byłby w stanie tego zrobić, bo oprócz paru ledwie widocznych obrotów głowy, w ogóle się nie rusza. Wtedy sierżant Azaria, który nie był obecny podczas ataku na swoich kolegów, podchodzi do leżącego na ziemi mężczyzny i z bliskiej odległości oddaje strzał prosto w jego głowę.

Ta sprawa podzieliła Izraelczyków. Wielu uważa Azarię za bezdusznego, przepełnionego agresją mordercę. Część twierdzi, że terrorysta i tak był umierający, dobicie go było więc czymś w rodzaju skrócenia jego agonii. Ale są też tacy, którzy w młodym żołnierzu widzą bohatera. Twierdzą, że nie jest pewne, iż al-Sharif nie sięgnąłby po nóż, że nie zdetonowałby ładunku wybuchowego, który potencjalnie mógł być ukryty pod jego kurtką. Ich zdaniem sierżant Azaria miał więcej rozumu niż jego dowódca, który nie upewnił się, że żadnego niebezpieczeństwa już nie ma.

Po publikacji nagrania, dowódcy IDF-u musieli obiecać opinii publicznej rzetelne śledztwo. Sierżant Azaria został aresztowany, a początkowo dochodzenie w jego sprawie było prowadzone z domniemaniem popełnienia przez niego morderstwa. W tej chwili zarzuty dotyczą już tylko nieumyślnego spowodowania śmierci. Akt oskarżenia mówi, że Azaria „naruszył zasady włączania się do akcji” i strzelał „bez wyraźnego uzasadnienia, kiedy ranny terrorysta leżał na ziemi, nie próbując dokonać kolejnego ataku i nie stanowiąc bezpośredniego zagrożenia oskarżonego, osób cywilnych i żołnierzy znajdujących się na miejscu”.

Kto stoi po stronie sierżanta Azarii? Oczywiście jego rodzina, która w sądzie dowodziła, że chłopak dostał wyróżnienie za służbę w swojej jednostce, a dowódcy byli z niego bardzo zadowoleni. Zwykli Izraelczycy, którzy przyszli wyrazić swoje poparcie. Artyści, tacy jak raper Subliminal, którzy zaśpiewali na demonstracji w obronie Azarii, odbywającej się na placu Rabina w Tel Awiwie. Prawicowy minister edukacji Naftali Bennett, który zorganizował wiec poparcia dla żołnierza w miejscowości Ramle. Wspierał go też inny prawicowy polityk Avigdor Liberman, który przychodził nawet na toczący się w sądzie wojskowym w Jafie proces. Fakt, że 30 maja Liberman został Ministrem obrony narodowej, sprawił jednak, że musiał pohamować się z wyrażaniem zbyt osobistych opinii.

Zachowaniem sierżanta Azarii nie byli jednak zachwyceni najważniejsi ludzie w armii. Dowódca Sztabu Generalnego IDF-u, generał Gadi Eizenkot powiedział, że żołnierze i dowódcy, którzy nie działają zgodnie z kodeksem etycznym armii izraelskiej, będą bezzwłocznie karani. Podkreślił jednocześnie, że ci, którzy popełniają błędy, mogą liczyć na poparcie swoich przełożonych, jednak czyn sierżanta Azarii z pewnością nie był pomyłką na polu walki.

Również ówczesny Minister Obrony Narodowej Moshe „Bogie” Yaalon zapowiedział, że nie będzie więcej zamiatania problemów pod dywan. Prawda zostanie ujawniona, a on sam zrobi wszystko, co może, aby armia funkcjonowała, mając zawsze na uwadze kodeks etyczny. I mimo że były to słowa, których oczekiwałoby się od człowieka na jego pozycji, wywołały oburzenie prawicy, a Yaalon został zmuszony do dymisji. Należy dodać, że nie tylko z powodu sprawy sierżanta Elora Azarii.

W Dniu Pamięci o Zagładzie, 5 maja 2016, Zastępca Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Izraela, generał Yair Golan wygłosił przemowę, po której spadła na niego ogromna krytyka, a jego przełożony, Minister Yaalon, znalazł się na dywaniku premiera Benjamina Netanyahu.

Yair Golan, nawiązując od poczynań nazistowskich żołnierzy podczas drugiej wojny światowej, ostrzegł w swoim przemówieniu przed nienawiścią, której łatwo się poddać, szczególnie żołnierzom. „Nie ma nic prostszego niż stanie się bezwzględnym, moralnie skorumpowanym i hipokrytą” – mówił. Przyznał, że niepokoi go, iż podobne procesy, jakie w latach trzydziestych zachodziły w Europie, rozpoznaje także we współczesnym Izraelu. Nawiązał również do sprawy sierżanta Elora Azarii, podkreślając, że zadaniem armii jest wziąć odpowiedzialność zarówno za rzeczy chwalebne, jak i wstydliwe.

Trudno powiedzieć, co dokładnie w przemówieniu Golana nie spodobało się politykom prawicy. Czy były to porównania do nazistów, czy może wyrażanie zaniepokojenia widokiem młodych ludzi protestujących na ulicach przeciwko Arabom lub firmach, które zwalniają arabskich pracowników, o czym też wspomniał.

Minister Edukacji Narodowej Naftali Bennett wezwał Yaira Golana do natychmiastowego odwołania opinii, które wygłosił. Głos zabrał też Bezalel Smotrich z religijno-syjonistycznej partii Ha-Bajt ha-Jehudi, który wyznał, że martwią go absurdalne i przekłamane porównania Golana, które znieważają pamięć o Zagładzie.

Po przemowie generała Golana, premier Netanyahu wezwał do siebie Ministra Obrony Narodowej Moshego Yaalona, jednak ten nie przeprosił za zachowanie Golana. Podkreślił, że ma do niego pełne zaufanie i ceni jego kompetencje zawodowe. Wkrótce potem, przewidując, że Netanyahu będzie chciał go usunąć ze stanowiska, sam podał się do dymisji. Swoją rezygnację uzasadnił brakiem porozumienia w „kwestiach moralnych i zawodowych”. W swoich wcześniejszych wypowiedziach wspierał również innych wysokich rangą wojskowych, którzy wyrażali zaniepokojenie sytuacją w izraelskiej armii.

Generała Golana wsparli także politycy opozycji, w tym jej lider Isaac Herzog, który publicznie pochwalił go za odwagę. Mimo to Golan ugiął się i przeprosił za swoją przemowę, stwierdzając, że nie został dobrze zrozumiany. Problem został więc pozornie rozwiązany. Pozostała też nadzieja, że nowy Minister Obrony Narodowej Avigdor Liberman, bliski Netanyahu, z resztą problemów poradzi sobie lepiej niż jego poprzednik.

Jaka będzie przyszłość izraelskiej armii? Dużo zależy od tego, kto wygra jeszcze jedną wojnę toczącą się pomiędzy prawicą a lewicą.

Do niedawna za edukację żołnierzy odpowiedzialne były dwa departamenty: edukacji religijnej (todaa jehudit) i zwykłej edukacji, uważany za bardziej liberalny. Dwa lata temu zrezygnowano całkowicie z edukacji religijnej, co bardzo nie spodobało się prawicy. Decyzja na początku wywołała wiele kontrowersji i protestów, które zdążyły już nieco przycichnąć. Ich echa pojawiają się jednak raz na jakiś czas, tak jak po przemowie rabina Yigala Levinsteina (szerzej pisaliśmy o niej w „Chiduszu” 7/2016 w artykule „Dumni i perwersyjni”), który stoi na czele wyznawców poglądu, że armia jest w konflikcie z religią. Nie podoba mu się m.in. jej otwartość na ruchy feministycznie i organizacje LGBT.

Przyszły kształt Sił Obronnych Izraela będzie zależał od żołnierzy, którzy teraz zaczynają swoją służbę. Jakich wartości nauczą się w wojsku? Wydaje się, że właśnie zaczęła się o nie długa i niełatwa wojna.