Historia na Purim: 74. rocznica uratowania bułgarskich Żydów
10 marca 1943 roku do Bułgarii przybyły pociągi Niemieckich Kolei, by przetransportować Żydów do obozów zagłady. O trzeciej nad ranem bułgarska policja rozpoczęła akcję wysiedleńczą. Pod eskortą uzbrojonych policjantów przeprowadzono Żydów na miejsce zbiórki, gdzie mieli zostać wrzuceni do pociągów i wywiezieni do Treblinki. Pociągi odjechały puste.
Dwa lata wcześniej Bułgaria dołączyła do wojny po stronie Niemiec, choć sympatyzowała z nazistami, podobnie jak inne bałkańskie kraje, na długo przed wojną. Profaszystowska, rządząca partia wprowadziła w życie antysemickie „ustawy o obronie narodu” podobne do niemieckich „ustaw norymberskich”. Ograniczenie praw Żydów sięgało również obowiązku noszenia Gwiazdy Dawida i zakazu małżeństw mieszanych.
Tyle że próba odseparowania Żydów nie szła w parze z nastrojami społecznymi. Bułgarzy nie uznawali ich za zagrożenie, nie rozumieli więc o jaką „obronę narodu” chodzi. Członkowie poprzednich gabinetów pisali drwiące listy o ówczesnej sytuacji: „Biedna Bułgaria! Nasz naród składa się z 7 milionów ludzi, a do tego stopnia obawiamy się zagrożenia ze strony 45 tysięcy Żydów, którzy nie piastują żadnych znaczących funkcji państwowych, że musimy wprowadzić prawa, które nas przed nimi ochronią!”. Nie tylko opozycja i intelektualiści, ale i zwykli obywatele protestowali przeciwko wprowadzeniu zasad „obrony przed Żydami”.
I tak nastąpił początek 1943 roku, gdy rząd zdecydował się podporządkować niemieckiemu rozkazowi deportacji Żydów. Jak sugerowali Niemcy, Żydzi mieli zostać zabrani do obozów pracy, gdzie zorganizowano im wspaniałą możliwość odkupienia swoich win za rzekome rozliczne przestępstwa. Deportacje miały zacząć się 10 marca, na kilka dni przed świętem Purim. Gdy do Bułgarii dotarły niemieckie pociągi, wydawało się, że Żydów czeka taki sam los, jak w innych krajach Europy.
Tymczasem niemal całe społeczeństwo bułgarskie zjednoczyło się w ratowaniu Żydów, choć wcale nie było powszechnie wiadome, że pociągi dojeżdżają bezpośrednio do obozów śmierci. Do kraju docierały jednak pogłoski o tym, co działo się z Żydami. To wystarczyło.
Na czele walki o życie Żydów stanął bułgarski Kościół prawosławny. Jeden z jego przedstawicieli, Borys Haralampiew, wyznał publicznie, że jeśli „my, Kościół, pozwolimy na deportację Żydów, zdradzimy nasze najświętsze powinności”. „Musimy im pomóc!” – dodawał.
Wtórował mu biskup metropolita płowdiwski Cyryl, mówiąc, że „cały bułgarski Kościół prawosławny stawi się za Żydami”. Cyryl wysłał list do króla Bułgarii z prośbą o pomoc Żydom. Swój sprzeciw wyraził również do szefa policji sugerując, że będzie się starał utrudniać wysiłki policji pracującej nad akcją deportacyjną.
10 marca 1943 roku, w dzień deportacji, biskup Cyryl wołał do sterroryzowanych Żydów: “Moje Dzieci, nie pozwolę, żeby spotkał was taki los. Położę się na torach i w ten sposób nie pozwolę, by was zabrano!”. Zaraz po tym spotkał się z królem i powiedział mu, że jeśli przyczyni się do tej akcji, to zagrożone jest życie wieczne jego duszy.” Decydujące naciski na Borysa III miał biskup Stefan, powojenny szef bułgarskiego Kościoła, który nakazał całemu duchowieństwu, by umożliwiało Żydom ukrywanie się w cerkwiach.
Protestowano w całym kraju. Fałszowano tysiące aktów chrztu, ryzykując niejedno życie. „Niezależnie od tego, czy za tysiąc, czy za jedną osobę, naziści mogą mnie zabić tylko raz” – miał powiedzieć ksiądz, który sam wydał tysiąc fałszywych aktów chrztu. Rolnicy deklarowali, że położą się na torach, aby uniemożliwić przejazd pociągów. Rzemieślnicy ukrywali Żydów na zapleczach swoich zakładów.
Sprzeciw wobec decyzji o deportacji wyraziło również wielu polityków. Faszystowski polityk Dimitur Peshev otwarcie sprzeciwił się planom deportacji i wraz z 43 przedstawicielami różnych partii politycznych napisał list do premiera, w którym tłumaczył, że „takie działanie jest nie do przyjęcia, nie tylko dlatego, że bułgarscy obywatele nie mogą być wydaleni poza kraj, ale również dlatego, że miałoby to fatalne skutki i groźne konsekwencje dla kraju. Byłaby to niezasłużona plama na bułgarskim honorze”.
Po naciskach Borys III wycofał się i odwołał rozkaz. Po dwóch miesiącach niepewności bułgarscy Żydzi wrócili do swoich domów, ku zadziwieniu nazistów. „Jestem głęboko przekonany, że premier i rząd chcą dążyć do ostatecznego i radykalnego rozwiązania kwestii żydowskiej” – pisał ambasador Niemiec w Bułgarii – „Jednakże jest to utrudnione przez mentalność Bułgarów, którym brakuje naszego ideologicznego oświecenia”.
Hitler dostał szału. Podczas spotkania z królem stanowczo zażądał deportacji Żydów. Krzycząc jak szaleniec, zaatakował Borysa III i Bułgarię w potoku oskarżeń i gróźb. Borys III spokojnie wyjaśnił, że Bułgaria potrzebuje Żydów do pracy. I choć Hitler mu nie uwierzył, to nie chciał tracić wojennego sojusznika. Zaakceptował pozostanie Żydów tak długo, jak będą umieszczeni w obozach. 20 tysięcy Żydów zostało więc wywiezionych z Sofii, ale nikogo nie wysłano poza granice kraju.
Deportacja Żydów z Bułgarii nigdy się nie odbyła. Był to jedyny kraj w Europie Wschodniej, gdzie Żydzi uniknęli Zagłady. Ta historia znana jest wśród bułgarskich Żydów jako „cud narodu żydowskiego”. Czy był to jednak cud? Ani to „niewytłumaczalne zjawisko”, ani żaden „szczęśliwy zbieg okoliczności”. Bardzo to przecież wytłumaczalne, świadome i nieprzypadkowe.
Historia ratowania bułgarskich Żydów przez dekady nie była dostatecznie dobrze znana. Głównie dlatego, że w czasie komunizmu nie chciano promować opowieści o tym, jak znienawidzony przez komunistów król wespół z Kościołem przyczynili się do uratowania około 50 tysięcy osób. Dopiero rok 89’ pozwolił na dostęp do dokumentów i powolne odkrywanie tej niesłychanej historii. Protest bułgarskiego społeczeństwa przeciwko Zagładzie znalazł wyraz w filmie dokumentalnym „The Optimists” z 2001 roku.
Biblijny cud purimowy z „Księgi Estery” polegał na tym, że znalazła się kobieta, która ogarnęła to, co dzieje się wokół niej. Potrafiła zaryzykować, choć igraszki z królem mogły skończyć się dla niej śmiercią. W tej opowieści nie ma odniesień do Boga. Bohaterka nie modli się o cud, skupia się na powodzeniu swoich działań. To historia akcji i nie zakłóca jej jakaś boska, nadnaturalna ingerencja, ofiary, błagania czy psalmy. Cudem jest Estera. Trzy dni nic nie je, żeby dobrze wyglądać. Ładnie się ubiera. W końcu wieczory z królem na piciu wina się nie kończą, a pomiędzy imprezami nie ma czasu na wzywanie Boga.
Cudem jest działanie.
Za rok okrągła, pięćdziesiąta rocznica Marca.
W Marcu cudów nie było.