Chava Rosenfarb “Drzewo życia” [recenzja]
Nakładem wydawnictwa Centrum Dialogu im. Marka Edelmana ukazał się pierwszy tom książki Chavy Rosenfarb „Drzewo życia” („Der boim fun lebn”), uważanej za jedną z najważniejszych, choć wciąż mało znaną książkę o Zagładzie. Nagrodzona prestiżową nagrodą im. Icyka Mangera –przyznawaną od 1969 roku literaturze żydowskiej – pierwszy raz ukazała się w jidysz w 1972 roku. Kilka lat później pojawiła się jej angielska wersja, a w końcu doczekaliśmy polskiego tłumaczenia. Jak podkreślają tłumaczki Joanna Lisek i Magdalena Ruta, to pierwsza powieść podejmująca tematykę Zagłady napisana w jidysz.
„Drzewo życia” trafia w ręce polskiego czytelnika ponad czterdzieści lat po ukazaniu się oryginału, ale warto było na nią czekać, bo to książka ważna, ciekawa i pełna emocji. Pierwszy tom obejmuje 1939 rok (całość lata 1939–1944), a więc czas niepokoju, oczekiwania na wielką katastrofę, w którym wielu przyszło przewartościować swoje życie i postawy wobec niego. Chava Rosenfarb doskonale uchwyciła złożoność ludzkich relacji, trudną codzienność, samotność, ale też momenty szczęścia i radości. Wszystko to ukazane zostało na tle wielokulturowej Łodzi, niespokojnych nastrojów społecznych, odmiennych poglądów politycznych, postaw, różnego stopnia asymilacji i identyfikacji z narodem żydowskim. Wędrujemy od biur fabrykantów, po bałuckie podwórka, od urządzonych z przepychem domów, po ciasne i wilgotne piwnice, od błahych problemów dnia codziennego, po ideowe deklaracje.
Tworząc niejednoznaczny obraz Łodzi u progu wojny, autorka stara się opisać różne życiowe postawy, co jest z pewnością siłą napędową tej powieści. Doskonale prowadzi stworzone przez siebie postaci, pokazuje ich świat wewnętrzny, tło społeczne, religijne, językowe. Nie ma tu bohaterów pierwszo- i drugoplanowych, każdy staje się częścią tej monumentalnej opowieści. Jednym z nich jest z pewnością miasto, w którym przyszło żyć tak wielu różnym ludziom. Stało się ono także, jak miało się okazać, świadkiem tragedii, do której ciężko dopasować jakikolwiek przymiotnik, bo czy wystarczy powiedzieć, że była ona straszna i ogromna?
Chava Rosenfarb w bardzo realistyczny sposób opisuje pierwsze miesiące wojny, głód, śmierć, rozłąkę, ucieczki, represje, ludzi, którzy tracili dobytek życia, poczucie bezpieczeństwa, kurczowo trzymając się przy tym pozorów codzienności i mając jeszcze wciąż nadzieję na szybkie zakończenie wojny.
Chava Rosenfarb urodziła się w 1923 roku w Łodzi. Była więc świadkiem i uczestniczką wydarzeń, które wpłynęły na jej książkę. Powieść jest dzięki temu autentyczna, osobista. Jak relacjonuje we wstępie Goldie Morgentaler, córka Chavy Rosenfarb, pierwszych pięć lat po wojnie jej matka spędziła w Belgii, a stamtąd w 1950 roku wyemigrowała do Kanady. Przeżyła piekło łódzkiego getta. Po jego likwidacji trafiła wraz z rodziną do Auschwitz, gdzie po raz ostatni widziała ojca, była także więźniarką obozu Bergen-Belsen. Jest jedną z najważniejszych poetek i pisarek drugiej połowy dwudziestego wieku, piszących w jidysz, która centralnym tematem swojej twórczości uczyniła Zagładę.
[Biorąc po uwagę wojenne doświadczenia Chavy Rosenfarb, trudno się dziwić, że Holocaust odcisnął wielkie piętno na jej twórczości. Jeżeli przyjmiemy, że została pisarką w chwili, gdy po raz pierwszy wzięła pióro do ręki, to pisarką Zagłady stała się w przeddzień swoich siedemnastych urodzin, w lutym 1940 roku, kiedy wraz z rodziną i całą żydowską społecznością Łodzi zapędzono ją do getta utworzonego przez hitlerowców na Bałutach. Jak pisała, tam „naprawdę zaczął się koszmar jej młodości”. Właśnie ów trwający cztery i pół roku koszmar uwięzienia w łódzkim getcie stał się tematem jej trzytomowej powieści Drzewo życia (…)]
Prace nad powieścią rozpoczęła po wojnie, pisała w jidysz, języku, co podkreśla też jej córka, w którym najłatwiej było jej się wyrazić. Zamknęła w słowach świat kultury, która bezpowrotnie zniknęła z łódzkich ulic.
Nie sposób streścić choć w niewielkim stopniu historii ludzkich losów, które znajdziemy w „Drzewie życia”, to bowiem książka wielopłaszczyznowa i wielowątkowa, w której drogi bohaterów wciąż się zazębiają. Autorka pokazuje ludzi w trudnym momencie historii, ich codzienne i osobiste dramaty, miłosne uniesienia, życiowe rozterki, walkę z często przytłaczającą codziennością. Każdy z nich zasługuje na uwagę, ich losy przyciągają uwagę czytelnika, wzbudzając sympatię lub antypatię, ale z pewnością nie obojętność. Dziesięciu bohaterów, których z pozoru różni wszystko, łączy miejsce, miasto i wspólny los. Opowieść o nich, ich życiu, jest opowieścią o łódzkich Żydach.
Autorka w trzecioosobową narrację wplata formę dziennika/pamiętnika, prywatnych zapisków lub listów, co podkreśla pewną intymność jednostkowego i osobistego spojrzenia na otaczającą bohaterów rzeczywistość. Choć to powieść, a nie literatura faktu, Rosenfarb stara się zachować chronologiczny porządek, jednak to jej osobiste doświadczenia są tu kluczowe, stają się inspiracją i wpływają na całość opowieści. W krótkim wstępie pisze:
„Przedstawione sytuacje są fikcyjne, podobnie jak wszyscy bohaterowie – z wyjątkiem Mordechaja Chaima Rumkowskiego oraz paru postaci drugoplanowych. Wszelkie podobieństwa do autentycznych osób są przypadkowe. Również Rumkowski, jak i inne postaci historyczne, są swobodnie zinterpretowane”.
Wydaje się więc, że oprócz przedstawienia historii łódzkiego getta, chodzi tu (może nawet najbardziej) o pokazanie ludzi jako jednostek i pewnej zbiorowości. Indywidualnych i uniwersalnych postaw, świata wewnętrznego bohaterów, ich marzeń, pragnień, słabości i siły, która pozwala im przetrwać.