Chaim Grade: „Aguna” [fragment powieści z „Chiduszu” 5/22]

Od „Chiduszu” 10/2021 publikujemy pierwsze polskie tłumaczenie Aguny Chaima Gradego w przekładzie Magdaleny Wójcik. W kolejnym odcinku zobaczymy, jak odrobina złej woli wystarczy, by wzburzyć całe żydowskie Wilno. 

 

Na biednych podwórzach i uliczkach wokół synagogi nie przestawano mówić o policzku, który został wymierzony w wileńskiej bożnicy podczas święta Simchat Tora. Pracująca na targach młodzież również dyskutowała tylko o tym, posługując się swoim charakterystycznym, potocznym językiem. Historia aguny interesuje ich tyle, co zeszłoroczny śnieg. Słyszeli już lepsze romanse. Paryż to przy Wilnie pestka. Gdyby w Rosz ha-Szanę wszystkie wileńskie żony i gospodynie wrzuciły choć ułamek swoich grzechów do Wilii, ta wystąpiłaby z brzegów i zalała całe miasto. Jedyne, co ich interesuje – powtarzali młodzi – to spór między przywódcami religijnymi. Główny szames siedział sobie bezpiecznie między gabajami, jak, nie przymierzając, pies w pokrzywach, i nie chciał przyznać, dlaczego uderzył swojego zastępcę. Zmiękł dopiero, gdy zorientował się, że jak tak dalej pójdzie, to z synagogi wyniosą go w całunie. Opowiedział więc, jak to cały skandal przyszedł z góry, bo jeden rabin powiedział, że aguna może wziąć ślub, a pozostali twierdzili, że nie może, i tak zaczęła się cicha wojna. Czy zatem przywódcy są jakkolwiek lepsi od członków szajek złodziejskich, Bruderferajnu i Złotego Sztandaru? Ci dźgają się nożami po zaułkach, a postronne osoby nie wiedzą, kto, kogo i za co – i tak samo działa to wśród rabinów.

Nie bądź obojętny/a/e – dołącz do naszych osób patronujących! Wesprzyj naszą pasję w tworzeniu kultury żydowskiej

Cała sprawa pewnie przycichłaby jednak szybciej, gdyby nie Mojszke Cyrulnik. Odkąd szwaczka podniosła na niego żelazko, przestał – jak to robił do tej pory – marzyć, jak ją złamać, otumanić na jedną noc, a potem porzucić. Teraz pragnął okrutniejszej zemsty. Nie mógł jednak nic zrobić, bo od swojego przyjaciela, szwagra Merl, wiedział, że wyszła ona za tego malarza pokojowego, łachmaniarza i sępa, na dodatek za zgodą wszystkich wileńskich rabinów. A tu okazuje się, że rabini jednak się nie zgodzili, a Gołda okłamała własnego męża, żeby tylko nikt nie poznał prawdy.

– Skoro tak, to co innego! Teraz mam drogę wolną! – zatarł ręce i odłożył na bok wszystkie inne interesy. Zarzucił na szyję swoją najlepszą białą apaszkę z jedwabiu, wziął do ręki laskę z kościaną gałką i ruszył na spacer do jatek.

Po długim święcie Sukot ludzie kupują mniej, więc w sklepach jest pusto. Żony rzeźników siedzą z nieruchomymi twarzami przy obitych blachą stołach, a sami rzeźnicy stoją znudzeni w drzwiach swoich przybytków. Jeden z nich dostrzega Cyrulnika.

– Po co się tu zapuściłeś, nie handlujesz już na targu?

Moric wzrusza ramionami: jaki handel, jaki targ? Dość już się nahandlował i dość nasiedział jako stary kawaler. Teraz idzie żenić się z gojką. Zdrowa jest, posiada mały folwark jak jakaś hrabina, a swojego przyszłego męża strzec będzie jak oka w głowie. Od lat za nim chodzi, tylko on się nią nie interesował, bo myślał, że nie wolno. Teraz dopiero widzi, że jednak wolno.

Każdy wie, że Moric to kłamca i chwalipięta – jaka hrabina z folwarkiem by go zechciała? W jatkach chcą jednak wiedzieć, w której księdze jest niby napisane, że wolno się żenić z gojką. Moric tylko czekał na to pytanie. Prędko zaczyna swoją opowieść o tym, jak to od dziecka mu wpajano, że agunie nie wolno ponownie wychodzić za mąż, jeśli nikt nie widział jej męża martwego. Ostatnio jednak rozeszła się po mieście wieść o rabinie, który wydał agunie zgodę na ślub bez wiarygodnych świadectw. A skoro wolno się żenić z żoną innego, to z gojką też, zwłaszcza że jest hrabiną i w połowie karaimką. Ślubu udzieli im hacham z Trok. Bo cóż to – gdy pobożny szochet zarzyna zwierzę w Oszmianie, to w Wilnie tego mięsa jeść nie wolno, ale z aguną ślub to już brać można?

Gdy Moric opowiadał o agunach i gojkach, rzeźnicy słuchali go jednym uchem, ale jak tylko zaczął mówić o mięsie z Oszmiany, zaczęli słuchać uważniej.

Rok wcześniej bowiem, gdy przywieziono z tego miasta wielki transport mięsa, wileńscy rabini ogłosili zakaz jego kupowania – bo sami na tym tracili. Lewi Hurwic, rabin z podwórza Szlojme Kissina, biegał wówczas między jatkami i krzyczał na robiące zakupy gospodynie: „Trefne! Wasze garnki są trefne, wasze piece trefne, będziecie musiały wszystko wyrzucić. Wszystko!”. Kupujące przestraszyły się tych wrzasków i zrezygnowały z oszmiańskiego mięsa. Rzeźnicy łypali groźnie na niskiego, brzuchatego rabina z wypuszczonymi z butów spodniami, lecz milczeli. Kto by się kłócił z Torą? Ich żony jednak, czerwone na twarzach ze złości i wymachujące zakrwawionymi nożami masarskimi, nie milczały:

– Nas pan nie ogłupi jak własną żonę i córkę! To my pana wsadzimy do domu wariatów, nie pan nas!

Reb Lewiemu krew odpłynęła z twarzy, wydawać by się mogło, że z nóg też. Zachwiał się bowiem i wzniósł oczy do nieba, jakby prosił Boga o wsparcie, po czym odszedł, ledwo powłócząc nogami. Wtedy dopiero rzeźnicy złapali się za głowy i nakrzyczeli na swoje żony, żeby na przyszłość trzymały języki za zębami.

Teraz więc kobiety siedzą za obitymi blachą stołami, patrzą na mężów i tryumfują:

– A nie mówiłyśmy? Nie dość, że ten cały rabin z podwórza Szlojme Kissina przemilczał zajście z aguną, to jeszcze miesza się w nie swoje sprawy. Teraz nasze mięso gnije na hakach, a gospodynie chodzą na zakupy do innych jatek, gdzie jest taniej. Rabini mniej się przejmują rzeczą prawdziwie nieczystą niż koszernym, tyle że sprowadzanym mięsem.

Moric bierze stronę żon i kpi z naiwności rzeźników. Rabin przemilczał przecież historię aguny, bo mu zapłacono, a za mięso z Oszmiany nie dostał nic. Gdyby to on był rzeźnikiem – mówi Moric – już jutro pojechałby do jakiegoś sztetla i przywiózł mięso. A gdyby rabini pisnęli w tej sprawie choć słówko, to by im odpowiedział: Rozmawiajcie z aguną! Niech najpierw zobaczę, jak zapalacie czarne świece w Wielkiej Synagodze i nakładacie na tę kobietę cherem! Tak by im powiedział.

Moric kończy swoją przemowę i idzie dalej spacerowym krokiem, powiewając białą, jedwabną apaszką i podpierając się laską z kościaną gałką. Z zadowoleniem mruży małe, chytre oczka i obmyśla dalsze plany.
nadejscie-lilit-judith-plaskow-the-coming-of-lilith-chidusz

W cytowanym fragmencie pominięto przypisy. Cały tekst szóstego odcinka Aguny dostepny jest w „Chiduszu5/2022. Zapraszamy do prenumeraty oraz zakupu elektronicznej wersji pisma w sklepie publio.pl