Atlas obrońców zwierząt

Gdyby ten „Atlas” miał słowo klucz, byłby nim holokaust. Holokaust pisany małą literą, bo nie chodzi o ten z czasów drugiej wojny światowej, tylko o ten dziejący się teraz, od którego my, tak jak kiedyś Niemcy, odwracamy oczy. Pojawiałyby się w nim nazwy obozów „Auschwitz”, „Treblinka”, wyrażenia takie jak „rzeźnie obozowe” czy „obozowe ciężarówki”. Nie traktowałby on o tofu, soi i strączkach, ale o krwi, podrzynaniu gardeł i tuczu. Gdyby zastąpić w nim słowo „zwierzęta” słowem „Żydzi”, mógłby stać się książką historyczną opisującą nazistowską machinę Zagłady.

Ten „Atlas” nie istnieje, ale jego bohaterowie są jednak jak najbardziej realni. Wystarczy wpisać po angielsku w serwisie YouTube hasło „holokaust zwierząt”, żeby zobaczyć całą kategorię wegańskich aktywistów, próbujących przekonać do niejedzenia mięsa przez porównywanie zabijania zwierząt do zagłady Żydów.

 

I – OBROŃCA OCALONY

Jego historia zaczyna się w warszawskim getcie. To jednak historia z morałem, bo jej bohater (a zarazem narrator) twierdzi, że z Zagłady można wyciągnąć lekcję, pod warunkiem, że samemu (tak jak on) nie jest się zbyt skupionym na swoim cierpieniu. Kiedy mówi więc o ostatecznym rozwiązaniu, ilustruje tę część wykładu zdjęciem koguta. Epidemia opresji dotyka zwierzęta, tak jak kiedyś Żydów. Sednem jego wykładu, mającego skłonić do niejedzenia mięsa, jest stwierdzenie, że nie ma znaczenia, czy ofiarą są Żydzi, czy świnie.

Nazywa się Alex Hershaft, urodził się w Warszawie. Kiedy miał pięć lat, wybuchła wojna. Niedawno z cyklem wykładów podróżował po Europie, odwiedził między innymi Warszawę i Londyn, gdzie goszczące go, istniejące od ponad 50 lat, Jewish Vegetarian Society reklamowało jego wystąpienie hasłem: „Nie ma nic mocniejszego niż słowa doktora Hershafta”.

A jednak są bardziej charyzmatyczni i szokujący aktywiści [patrz hasło: Obrońca awanturujący się]. Poza tym – moc nie jest cechą mądrości.

 

Getto ludzi

Rodzina Herszafta (wtedy jeszcze przez „sz”) miała spory dorobek naukowy i równie duże aspiracje. Matka była matematyczką, ojciec – fizyko-chemikiem na Uniwersytecie Warszawskim. Przed wojną ojciec dostał pracę w Stanach przy projekcie Manhattan (był wybitnym specjalistą w temacie ciężkiej wody stosowanej w reaktorach atomowych), ale nie zdążył zdobyć wiz dla rodziny. Podzielili więc los innych Żydów w Warszawie i zostali zmuszeni do przeniesienia się do dzielnicy żydowskiej. Dokwaterowano ich do mieszkania dziadków, tuż przy Pawiaku.

[Hershaft opowiada o getcie i transportach do Treblinki. Mówi o komorach gazowych, na których, dla zmylenia przyjeżdżających, namalowano gwiazdy Dawida. Na ekranie za jego głową cały czas widać zdjęcie koguta.]

„Przeżyłem, bo moi dziadkowie obdarowani byli dwoma błogosławieństwami” – mówi. „Mieli biżuterię na sprzedaż i pomoc domową, pochodzącą z Rosji Julianę”. Juliana, kiedy dowiedziała się, że tworzone jest getto, stwierdziła, że jeśli nie dostanie pozwolenia, żeby zostać z Hershaftami, rzuci się do rzeki. Wymogła na stowarzyszeniu zrzeszającym białą rosyjską emigrację załatwienie przepustki na wchodzenie i wychodzenie z getta i przynoszenie jedzenia. Wykaraskała się z opresji, gdy złapano ją podczas akcji likwidacyjnej. W końcu wyposażona w trzy zestawy biżuterii (pierwszy dla strażników przy bramie, żeby nie zadawali pytań, drugi dla szmalcowników kręcących się po aryjskiej stronie, żeby jej nie szantażowali, trzeci dla niej, żeby miała za co przeżyć resztę wojny), wyprowadziła ośmioletniego Alexa z getta, udając, że to jej własny syn.

[Zaczyna nowy rozdział o ukrywaniu się po aryjskiej stronie, także ilustrowany głową koguta.]

Siostra ojca, która wyszła za katolika, pomogła załatwić fałszywe papiery. Z getta wydostała się też matka, która, dzięki „dobremu wyglądowi”, mogła niepostrzeżenie odłączyć się od kolumny pracowniczej. Potem, z mieszkania w Warszawie, kiedy ludzie zaczęli gadać, że na pewno są Żydami, przenieśli się na wieś. Matka cerowała i naprawiała ubrania, jakoś sobie radzili, dopóki nie znalazł się ktoś, kto zagroził, że doniesie na nich gestapo. Gdy wojna chyliła się ku upadkowi, matka trafiła na roboty do Niemiec, a on do sierocińca.

 

Po Auschwitz

Jeszcze przed rozpoczęciem swojego wykładu ostrzega:  „Możecie nie zgodzić się z wnioskami, jakie wyciągam, ale mam nadzieję, że moja opowieść się wam spodoba i was zainspiruje”.

Odważnie mierzy się z tematem, z którym od siedemdziesięciu lat próbują sobie poradzić filozofowie i religia. Chce dać prostą odpowiedź. Wyliczyć lekcje, które możemy wyciągnąć z historii. Dopasować się do struktury, która wygląda tak:

Wstęp: małe formy opresji, zdobycie zdolności ciemiężenia

Rozwinięcie: Zagłada narodu żydowskiego

Wnioski: Nie wolno nam jeść zwierząt

„Znalezienie znaczenia w Zagładzie” – stwierdzenie, które dla wielu jest nieakceptowalne, stało się motorem napędowym jego życia od początku lat siedemdziesiątych. Mięsa nie jadł już wtedy od dekady.

Zaczął poszukiwać sensu, bo „nie może być tak, że tylu ludzi zostało zamordowanych, a my niczego się z tego nie uczymy”. Uważa, że los jego rodziny i narodu musi mieć jakieś znaczenie. On jest tym, któremu uda się je odnaleźć, w przeciwieństwie do – wybiera przykład dla zobrazowania problemu – jego matki, która zatraciła się w byciu ofiarą. Podaje zestaw cech, które przypisuje niektórym ocalałym z Zagłady: powstrzymywanie ambicji, brak chęci zmiany życia na lepsze, postrzeganie siebie jako ofiary, a nawet poczucie bycia upoważnionym do ciemiężenia innych ze względu na swoje przeżycia.

On jest tym, który swoich ambicji nie powstrzymywał, dążył do tego, żeby zmienić siebie i świat. Nie pogrążył się w żalu, energię spożytkował, by pomóc tym, których ciemiężymy. Najpierw tym najbardziej bezbronnym i z tego powodu najbardziej narażonym na opresję z naszej strony – zwierzętom.

Gdyby Hershaft był bohaterem moralizującej przypowiastki, padłoby w tym momencie pytanie: jakie ma prawo osądzać innych ocalałych? Twierdzić, że ktoś, kto miał inne przeżycia (jak chociażby jego matka, która musiała martwić się o przetrwanie nie tylko swoje, ale i jego) ma czuć się na siłach robić cokolwiek? Jakie ma prawo sugerować, że jest na wyższym moralnie poziomie, dzięki temu, co robi teraz?

A może nawet to – wydaje się – najważniejsze tutaj pytanie: kto dał mu prawo porównywać cierpienie zabijanych zwierząt do losu Żydów?

Widownia w Muzeum Żydowskim w Londynie jest jednak przychylna, a nawet schlebiająca. Jedna ze słuchaczek mówi, że niektórzy czują się urażeni takim porównaniem, bo myślą, że zwierzęta prawie nic nie znaczą. Ktoś inny chwali go, mówiąc, że prawa zwierząt są tak samo ważne, jak prawa ludzi.

Hershaft powinien czuć się zadowolony. Przez lata czuł się odosobniony, bał się, że wariuje, że nikt nie myśli tak jak on.

 

Inspiracja

Na początku lat siedemdziesiątych Hershaft zajmował się problemem usuwania nieczystości z rzeźni. Wtedy po raz pierwszy zobaczył zakrwawione zwierzęce odpadki.

„Do głowy przyszły mi sterty ciał z Auschwitz i Treblinki. Oczywiście powiedziałem sobie, że to tylko zwierzęta, ale nie dawało mi to spokoju. (…) Im więcej o tym myślałem, tym więcej zacząłem dostrzegać podobieństw”.

Wymienia:

– tatuowanie więźniów i zwierząt;

– używanie bydlęcych wagonów, żeby przetransportować ludzi do komór gazowych, a zwierzęta do rzeźni;

– zatłoczone drewniane prycze, wypełnione ludzkimi kościotrupami i drewniane kojce, gdzie żyją zwierzęta;

[Porównania ilustrują zdjęcia numerów obozowych na rękach więźniów, wagonów przewożących wychudzonych Żydów, baraków wypełnionych umierającymi ludźmi.]

Bolało go coś jeszcze –  przypadkowe określenie tego, kto ma prawo żyć. „Chrześcijanie żyją, Żydzi umierają. Pies żyje, świnia umiera” – podaje przykład [ilustrowany zdjęciem małej świnki i szczeniaka, który w mordce trzyma patyk].

Olśnieniem były dla niego słowa Izaaka Baszewisa Singera, który stał się wegetarianinem nie dlatego, że dbał o swoje zdrowie, ale dlatego, że – jak sam mówił – dbał o zdrowie kurczaków. Pisarz, który z Polski wyjechał na cztery lata przed wybuchem drugiej wojny światowej, napisał w jednym ze swoich opowiadań: „Dla zwierząt wszyscy ludzie to naziści, a ich życie to wieczna Treblinka”.

To stwierdzenie zainspirowało Hershafta, żeby skupić się na zwierzętach, zamiast przeskakiwać z organizacji do organizacji i angażować się po kolei w ochronę środowiska, walkę o prawa człowieka i prawa mniejszości.

Uważa, że nie ma znaczenia, czy „ofiary są białe czy czarne, czy są chrześcijanami czy muzułmanami, ludźmi czy zwierzętami”. Nie ma powodu, żeby zagłada jednych była ważniejsza od zagłady drugich. Prawdziwym problemem, z którego wynikają wszystkie inne, jest według niego sposób myślenia, w którym dajemy sobie prawo do ciemiężenia innych. To o nim mówi podczas swoich wykładów, z nadzieją spoglądając w przyszłość. „Kiedy opresja względem zwierząt stanie się nieakceptowalna, nie będzie też przyzwolenia na żadną inną formę opresji.”

W świecie obrońców praw zwierząt jest uznawany za jedną z najważniejszych postaci. W 1983 r. zaincjował ogłoszenie drugiego października Światowym Dniem Zwierząt Gospodarskich. Organizuje największą na świecie konferencję związaną z tą tematyką.

Wśród innych aktywistów popierających promowanie praw zwierząt poprzez szokowanie porównaniami do Zagłady, jest poczciwym, ospałym dinozaurem.

 

II – OBROŃCA AGRESOR

Wieczorny program izraelskiej telewizji. Prowadzący siedzi za pulpitem w studio, gościa widzimy na ekranie obok. Biała koszulka, w której często występuje publicznie, podkreśla jego umięśnioną sylwetkę – chodzącą reklamę zdrowego stylu życia. W tle zasłonięte okno, na stole leży patera z owocami. Prowadzący wyjaśnia widzom, że zaplanowana rozmowa o weganizmie miała odbyć się w studiu, ale gość dopiero wrócił z komendy policji. Gość tłumaczy: „konfrontacja”, „sprowokował mnie”, „obrona własna”. Nie dopowiada, że „konfrontacja” była fizycznym atakiem na reportera izraelskiej gazety, a „prowokacją” fakt, że miał on na sobie skórzaną kurtkę. O sprawie więcej przeczytamy w internecie, gdzie izraelski incydent będzie opisany wśród innych wybryków obrońcy praw zwierząt, w tym ponad dwumiesięcznego pobytu w kanadyjskim więzieniu o zaostrzonym rygorze za wtargnięcie na farmę norek i uwolnienie ponad 1500 zwierząt (jego pierwsza większa akcja z 1997 roku).

Rozmowa toczy się dalej. Prowadzący bezpośrednio pyta: „Czy nie umiesz zrozumieć, że porównywanie zabijania zwierząt do funkcjonowania nazistowskich obozów pracy, to o jeden krok za daleko?”. Sugeruje, że gość powinien przeprosić Izraelczyków za takie wypowiedzi. „Absolutnie nie” – odpowiada gość spokojnym głosem.  „[…] Jeśli poszedłbyś do najbliższego obozu koncentracyjnego i zwierzęta zastąpił ludźmi, co by z tego wyszło? Odtworzyłbyś Birkenau, Auschwitz” –- tłumaczy. Ci, którzy znają jego wcześniejsze wypowiedzi (niezwykle popularne w internecie i tłumaczone na wiele języków), szybciej niż inni zrozumieją, że pobliskie obozy koncentracyjne to nie te, które w czasie wojny służyły do zabijania Żydów, ale nomenklatura, którą posługuje się obrońca praw zwierząt, określając ubojnie. Fakt, że w Stanach Zjednoczonych zabijanych jest 10 miliardów zwierząt gospodarskich i 18 miliardów zwierząt morskich, nazywa największym holokaustem wszechczasów.

Gość niespodziewanie zwraca się do prowadzącego: „Pozwól, że cię o coś zapytam. Dlaczego nie przeprosisz rodziców nazistów za wszystkie rzeczy, które mówisz o nazistach?”

[Przypis: Nic o nazistach ani o ich rodzicach nie było wcześniej powiedziane.]

Być może prowadzący również nie rozumie pytania, ani tego, skąd się wzięło, bo na hasło naziści reaguje jedynie skojarzeniem, że wśród nazistowskich przywódców byli również wegetarianie. Wtedy gość, dalej spokojnym, a nawet nieco monotonnym tonem, odpowiada:  „To zwyczajne kłamstwo i nie będę go tolerował”. Dodaje jeszcze kilka pełnych wyrzutu zdań o zjadaniu „martwych ciał”.

I wybucha. Serię niezbyt wyszukanych przekleństw nagrywa kamera (audycja wciąż trwa). Znów został sprowokowany przez jakiegoś „dupka”. „Hitler był wege! Hitler był wege!” – wykrzykuje w furii. To najbardziej go zabolało.

Nazywa się Gary Yourofsky, ma 47 lat, pochodzi z żydowskiej rodziny z Detroit w stanie Michigan. Jest najbardziej znanym i chyba najbardziej agresywnym aktywistą na rzecz praw zwierząt. Przez trzy lata był twarzą organizacji PETA, z którą rozstał się w atmosferze skandalu, zarzucając jej, że niewystarczająco mocno walczy o to, by przywrócić zwierzętom wolność.

 

Słownikowa rewolucja

„Jaka jest tak naprawdę wasza definicja holokaustu?” – pyta Yourofsky. „Czy to masakra istot ludzkich, czy po prostu niewinnych istot?” – zawęża pole poszukiwań tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że nie pyta o zagładę Żydów. Chociaż w pewnym sensie jednak pyta. Chce, żebyśmy przestali kategoryzować  ofiary, uważa, że ci, którzy tak robią, są szowinistami. Brak wrażliwości lub niedostateczną wrażliwość na cierpienie zwierząt nazywa dyskryminacją gatunkową (najgorszą ze wszystkich, bo prostą drogą prowadzącą do innych form dyskryminacji). W jego słowniku nie ma miejsca na takie krzywdzące podziały.

„Zgadzam się, że ludzie zbyt często używają porównania do Holokaustu. W tym jednak przypadku jest ono uzasadnione. Jeśli chodzi o liczbę ofiar, zagłada Żydów nie jest nawet porównywalna do skali zagłady zwierząt”.

Ta wypowiedź Yourofskiego nie jest nawet porównywalna do jego innych, bardziej kontrowersyjnych wypowiedzi.

 

Ekstremista

„Kontrowersyjny” może nie być odpowiednim słowem.

W 2006 roku Yourofsky mówi: „Mam głęboką nadzieję, że jeśli ktoś ciemięży, torturuje i morduje innych, to samo powróci do tego bezdusznego człowieka z dziesięciokrotną siłą! Mam nadzieję, że ojcowie, którzy polują, omyłkowo postrzelą swoich synów, a mięsożercy powolną śmiercią umrą z powodu niewydolności serca. Każda kobieta otulona futrem powinna doświadczyć gwałtu tak brutalnego, że rany pozostaną jej na całe życie. Każdy mężczyzna, który nosi futro, powinien zostać zgwałcony tak mocno, że jego jelita zostaną wypatroszone”.

 

Odrzucony prorok

W 2013 roku Yourofsky odbył tournée po Izraelu. To drugi kraj po Stanach Zjednoczonych, w którym cieszy się ogromną popularnością. Spodziewał się, że swoje przesłanie będzie mógł szerzyć w szkołach, ale izraelskie Ministerstwo Edukacji zabroniło mu wstępu do klas. Ministerialna doradczyni do spraw psychologii tłumaczyła w telewizji tę decyzję zbyt perswazyjnym, a wręcz osaczającym stylem wypowiedzi wegańskiego guru. Twierdziła, że wykład Yourofskiego uczniowie mogą obejrzeć na YouTube, ale szkoła to miejsce nauczania, a nie prawienia kazań. Nie podobało jej się, że Yourofsky nazywa osoby, które jedzą mięso (w tym oczywiście uczniów, do których mówi) mordercami. Była przeciwna wmawianiu młodzieży, że istnieje bezpośredni związek między weganizmem a humanitarnym zachowaniem jako takim.

Yourofsky słuchał doradczyni, ale jak zwykle słowa były poza nim. Zapytany o zasadność argumentacji, jakiej używa, porównał się do Nelsona Mandeli, Martina Luthera Kinga i Malcolma X. Wszystkich naraz.

Wcześniej w wywiadzie dla dziennika „Haaretz” mówił o początkach swojej rewolucyjnej drogi i wymianie spojrzeń ze świnią wiezioną na rzeź:

„Nasze spojrzenia się spotkały. Ona jakby pytała: ‘Dlaczego on mi to robi?’. Ja zastanawiałem się i nie mogłem znaleźć odpowiedzi. ‘Nie wiem, czemu robimy ci te rzeczy’”.

I choć na podstawie tej wypowiedzi mógłby wydawać się figurą podobną do chrześcijańskiego świętego Franciszka, to bliżej mu do Hammurabiego, który w swoim kodeksie przewiduje odpowiadanie agresją na agresję. Jednocześnie twierdzi, że nigdy nie użył przemocy. Czasami to jednak konieczne.

„Nie podoba mi się, że musimy używać agresji, żeby osiągnąć cel, ale twierdzenie, że miłość zwycięża zło i że pokój dominuje nad zwariowaniem i głupotą, jest niedorzeczne. Nie zawsze tak jest”. Żeby było to łatwiej zrozumieć, sięga do swojej ulubionej metafory i próbuje zademonstrować nam prawdę, odwołując się do Zagłady. „Alianci weszli do obozów koncentracyjnych w 1945 roku i zabili nazistów – to była przemoc. Ale nie możesz podejść do nazisty z transparentem ‘Hej, przestań zabijać Żydów!’”.

Może wydawać się to nieco pogmatwane, więc dla wyjaśnienia: alianci – obrońcy zwierząt, Żydzi – zwierzęta, naziści – my. Gdy więc „nazistów” nie uda się przekonać innymi sposobami, że zabijanie „Żydów” jest złe, „aliantom” wolno użyć siły.

 

III – OBROŃCZYNI Z REALITY SHOW

Podobno kiedy występowała w szóstej edycji izraelskiego Big Brothera, sześćdziesiąt procent telewidzów rozważało zmianę diety na wegańską. Do rezygnacji z jedzenia mięsa udało jej się przekonać kilkoro uczestników programu. Po tym sukcesie Tal Gilboa, czterdziestolatka z Raanany, postanowiła kuć żelazo, póki gorące. Dosłownie.

Razem z innymi aktywistami postanowiła rozgrzanym do białości żelazem wytatuować sobie na ciele numer 269.

269 to numer przypisany cielakowi, który w 2013 roku został wykradziony z farmy pod Tel Awiwem, na dobę przed planowanym ubojem. Nazywany jest „Cielakiem 269”, choć dziś wyrósł już pewnie na sporego byczka. Dzięki tej akcji cyfry 269 zaczęły funkcjonować jako symbol sprzeciwu wobec zabijania zwierząt hodowlanych i używane są przez najbardziej radykalnych wegan na całym świecie. Na ich własnych ciałach oczywiście.

Trzy lata temu Gilboa chciała zachęcić mieszkańców Tel Awiwu, żeby podczas happeningu na głównym placu miasta także wytatuowali sobie ten numer. Mówiła wtedy: „Większość tatuaży zostanie wykonana na zewnętrznej stronie przedramienia, tak żeby otwarcie zaznaczyć, że reprezentują holokaust, jakkolwiek radykalnie to brzmi”. Gilboa ma już dość mówienia wygładzonym językiem. Chce sprawić, że zakończymy wreszcie największe okrucieństwo w dziejach ludzkości.

„Szum, który wywołują radykalne akcje, może przyczyni się do tego, żeby temat szybciej i wyraźniej zaistniał w debacie publicznej” – twierdzi Gilboa. Nawiązania do obozowej semantyki chyba działają.

 

Naród wegan wybranych

Aż pięć procent Izraelczyków deklaruje się jako weganie. To największy wskaźnik per capita na całym świecie. Cały czas rośnie. Zarządzający jerozolimską filią londyńskiego Jewish Vegetarian Society Yossi Wolfson twierdzi, że w Izraelu większe znaczenie niż zdrowotne korzyści niejedzenia mięsa mają wartości etyczne.

Kiedy Gary Yourofsky przyjechał do Izraela, nie mógł się nadziwić, że hebrajskojęzyczna wersja jego wykładu z milionem odsłon na YouTube to najczęściej oglądane przemówienie w historii kraju. Stał się tu wegańskim prorokiem. Dwóch producentów tofu zadecydowało nawet, że na opakowaniach produktu będą umieszczać kody URL, które odsyłać będą do strony z wypowiedziami Yourofskiego (założonej zresztą przez Izraelczyków). Pytany o źródło swojej popularności, mówił: „Żydzi, tak samo jak czarni, kobiety, homoseksualiści, Latynosi i inne grupy, które były ciemiężone, nie mają żadnej trudności ze zrozumieniem zła, jakim jest dyskryminacja. Oni mają świadomość tego, co znaczy być na marginesie i być traktowanym jak zera”.

Czy współcześni Izraelczycy rzeczywiście są ciemiężeni? Czy działalność osób takich jak Hershaft czy Yourofsky sprawia, że czują powinność obrony tych, którzy traktowani są tak jak ich dziadkowie i pradziadkowie w obozach śmierci?

Yourofsky w Izraelu widzi swoją największą nadzieję: „Izrael pewnego dnia będzie pierwszym krajem na świecie, który zniesie zwierzęce obozy koncentracyjne raz na zawsze. Mój wykład wywołał tam lawinę reakcji, ale to izraelscy aktywiści nie ustają w staraniach, żeby Ziemia Święta była naprawdę święta”.

 

IV – GATUNEK CHYLĄCY SIĘ KU UPADKOWI?

Obrońca z zawieszoną bronią

30 marca 2017 na swoim profilu na Facebooku Yourofsky napisał, że jego „bak jest już zupełnie pusty”. Zapowiedział, że kończy karierę aktywisty i nie będzie udzielał się publicznie. Zostaje jedynie do dyspozycji studentów i osób, które dopiero wkraczają na ścieżkę weganizmu. Pytania można mu zadawać e-mailem. Oby delikatnie.