Przestrzenie chasydyzmu

„Jednym z największych problemów, z jakimi borykaliśmy się przy tworzeniu Muzeum POLIN, było to, jak pokazać zjawiska tak nieuchwytne wizualnie, jak duchowość chasydyzmu. Wtedy wpadłem na pomysł, że niemal każde z zagadnień da się zobrazować za pomocą danych ilościowych naniesionych na mapy”, mówi o idei stworzenia atlasu chasydyzmu profesor Marcin Wodziński, kierownik Katedry Judaistyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Jego Historical Atlas of Hasidism, wydany w lipcu przez Princeton University Press, to pod wieloma względami publikacja przełomowa.

 

Historia, jakiej nie było

„To pewnie będzie moje opus magnum”, mówi profesor Marcin Wodziński, siedząc w gustownie urządzonej czytelni nowo otwartej siedziby wrocławskiej judaistyki. W tym roku Oxford University Press wydało jego książkę Hasidism. Key Questions [pisaliśmy o niej w „Chiduszu” 1/2018], Wodziński jest także współautorem zbiorczej monografii Hasidism. A New History, która ukazała się pod koniec 2017 roku nakładem Princeton University Press. Spośród trzech książek wydanych przez najbardziej prestiżowe wydawnictwa naukowe na świecie, według Wodzińskiego to wielkoformatowy Historyczny atlas chasydyzmu jest pracą o największym znaczeniu. „To nie dlatego, że już nie mam szansy napisać mądrzejszej książki”, dodaje od razu, „ale dlatego, że prawdopodobnie nie napiszę czegoś, co będzie tak innowacyjne metodologicznie, skierowane do tak zróżnicowanej grupy czytelników i jednocześnie tak atrakcyjne wizualnie”.

We wstępie do Atlasu Wodziński przekonuje, że chasydyzm – jak na ruch, który wywarł ogromny kulturowy wpływ na cały region Europy Wschodniej, a także ukształtował współczesne myślenie o Żydach aszkenazyjskich żyjących w XVIII i XIX wieku – był przez badaczy postrzegany z ograniczonej perspektywy. Przez lata zwracano uwagę głównie na intelektualne dziedzictwo ruchu chasydzkiego, nie korzystano ze źródeł niechasydzkich, niehebrajskich lub niejidyszowych. Skupiano się na początkach ruchu, pomijając wiele aspektów, które uwidocznił jego późniejszy rozwój. Zajmowano się przede wszystkim chasydzkimi elitami, a do tego patrzono na chasydyzm jako zjawisko ahistoryczne, dające się zdefiniować w niezmienny sposób. Jak zwraca uwagę Wodziński, po II wojnie światowej szczególnie łatwo było też pominąć aspekt terytorialny – większość chasydzkich centrów zniknęła z powierzchni ziemi, a badaczom, niezaznajomionym z geografią regionu, trudno było tradycyjne nazwy przypisać miejscom, które znalazły się w granicach współczesnej Polski czy Ukrainy. Historyczny atlas chasydyzmu od wymienionych błędów metodologicznych ucieka – osadza zjawiska w konkretnej przestrzeni i pokazuje dynamikę rozwoju całego ruchu, nie tylko zmian dotyczących elit.

Atlas, poza szeregiem aspektów, w których poszerza dotychczasową wiedzę o chasydyzmie, ma jedną podstawową i prozaiczną zaletę – nie jest ciągłym tekstem. „W postgutenbergowskiej epoce ludzie nie czytają dłuższych tekstów, a tylko klikają w to, co ich zainteresuje”, mówi Wodziński, „dlatego uważam, że Atlas ma szansę trafić do współczesnego czytelnika, wyjść poza kręgi akademickie. Mapy można oglądać w dowolnej kolejności, bez konieczności zaglądania do wprowadzającego tekstu, a przynajmniej bez robienia tego od razu. Można na nie zerknąć, można obejrzeć uważnie, można wnikliwie studiować”.

 

Dynastie na zegarach

„Dawniej mapa była wynikiem pracy, dzisiaj często jest dopiero jej początkiem”, tłumaczy Wodziński proces powstawania Atlasu. Dzięki użyciu narzędzi cyfrowej humanistyki, takich jak GIS (Geographic Information System), możliwe jest przetworzenie takiej ilości danych, której nigdy wcześniej kartografowie ani nawet ich całe zespoły nie byłyby w stanie opracować. „Nawet jeśli udałoby nam się je wszystkie wypisać, człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić, co mogłoby z nich wynikać”. A wynikać mogą bardzo ciekawe i nieuchwytne wcześniej obserwacje. Wystarczy spojrzeć na mapę, która pokazuje geograficzne rozmieszczenie poszczególnych dynastii – każdej przypisany jest inny kolor. Widać, że poszczególne obszary Europy Wschodniej podzielone są bardzo wyraźnie pomiędzy różnych cadyków, w zasadzie niewchodzących sobie w drogę. To jeden z wniosków, które trudno byłoby postawić, bazując jedynie na literaturze przedmiotu i zachowanych wspomnieniach. Jednak, przypatrując się obszarom, gdzie mieszka bardzo wielu cadyków, można zauważyć zaskakujące anomalie, które także ciężko byłoby wyłuskać chociażby z ich biogramów (tych na potrzeby stworzenia mapy autor przeanalizował aż 1787). Wodziński zwraca na przykład uwagę na obszar zachodniej i środkowej Galicji, gdzie można zauważyć miejsca dwukolorowe – to rzadka sytuacja, żeby w jednej miejscowości rezydowali cadykowie dwóch dynastii.

Dobrym przykładem zjawiska, którego nie dałoby się zilustrować przetwarzając dane ręcznie, jest seria dziesięciu map obrazujących dynamikę rozprzestrzeniania się dynastii chasydzkich. Różnej wielkości okręgi, podzielone na wielokolorowe warstwy, pokazują kolejne pokolenia dynastii (im więcej pokoleń żyje w miejscowości, tym więcej warstw), a dodatkowo poszczególne kręgi są jeszcze zaciemniane w odpowiednich miejscach – obręcz okręgu pełni funkcję zegara, który mówi nam, że na przykład cadyk z czwartego pokolenia dynastii kobryńskiej żył w Kobryniu od ok. 1910 do ok. 1940 roku. Oprócz tego pokazane są również kierunki migracji cadyków – widać, które dynastie są bardziej „stacjonarne”, a które w kolejnych pokoleniach rozszczepiają się, bo synowie cadyków zakładają ośrodki w innych miejscach. Można na tej podstawie zaobserwować różne modele ich rozprzestrzeniania, co dla badaczy chasydyzmu jest wiedzą cenną i nową. To chyba jedna z najbardziej skomplikowanych map w całym atlasie, zawierająca ogromną ilość danych.

Wodziński przyznaje, że kiedy zaczynał współpracę z doktorem Waldemarem Spallkiem, kierownikiem Pracowni Historii Kartografii na Uniwersytecie Wrocławskim, był kartograficznym ignorantem. „Żądałem niemożliwego, a on mówił, że tego, co proponuję, nie da się pokazać”, wspomina. Razem jednak, bazując na ogólnych ideach Wodzińskiego i konkretnych rozwiązaniach proponowanych przez Spallka, udało im się stworzyć innowacyjny sposób prezentowania różnych zjawisk przestrzennych dotyczących ruchu religijnego. „Książka Wodzińskiego pokazuje, że jedno zdjęcie wyraża więcej niż tysiąc słów, a mapa wyraża ich więcej niż milion”, napisał o Atlasie Moshe Idel, historyk zajmujący się duchowością i żydowskim mistycyzmem.

 

Cuda wzdłuż linii kolejowych

„Mapa natychmiast przekazuje nam główny komunikat”, opowiada Wodziński, pochylając się nad zarysem ziem polskich z 1874 roku, której powierzchnię zapełniają bąble w różnych odcieniach żółci i zieleni. Ta mapa zatytułowana jest Prośby nadesłane do rabina Eliasza Guttmachera i pokazuje, jaki procent ludności żydowskiej z różnych miast i miasteczek, głównie na terenie zaboru rosyjskiego, przesyłał prośby do cadyka rezydującego w Grodzisku Wielkopolskim. Wystarczy rzut oka i wiadomo, że im bliżej Grodziska mieszkali proszący o różne łaski, tym więcej kwitli wysyłali. „Ale prosty element tak zwanego zmęczenia dystansem korygowany jest przez inne zjawiska przestrzenne”, tłumaczy dalej Wodziński. Największe wartości nie zawsze występują najbliżej Grodziska, czasami pojawiają się o wiele dalej, a wyjaśnienie jest proste – przez miasteczka te przechodzą linie kolejowe, które ułatwiają dojazd. Bywa jednak, że dojazd nie jest ani prosty, ani szybki. Z mapy wynika, że prośby do Guttmachera napływają także z Londynu, Tyberiady, Bukaresztu i małych, oddalonych o setki kilometrów Dąbek, wokół których – jak stwierdzamy – mieszkają na pewno dziesiątki innych cadyków. Zjawisko to Wodziński wyjaśnia we wstępie do rozdziału pojęciem „cudu łańcuchowego”, analogicznym do „migracji łańcuchowej”, czyli powszechnego mechanizmu polegającego na tym, że ludzie z jednej miejscowości mają tendencję do wyjeżdżania tam, gdzie wcześniej osiedlili się już ich ziomkowie. Tak jak emigranci liczą na pomoc swoich pobratymców za granicą, tak piszący prośby liczą na to, że cadyk, który pomógł ich sąsiadowi czy wujowi, pomoże także im. Zaczyna panować przekonanie, że dany cadyk jest wielki, więc chce do niego jeździć coraz więcej osób. Prosta mapa odkształca się zatem w niespodziewany sposób i pokazuje zjawiska, które byłyby w zasadzie niezauważalne, gdyby dane nie zostały pokazane w wymiarze przestrzennym. Do sporządzenia mapy, o której mowa, wykorzystano największy istniejący zbiór siedmiu tysięcy petycji przekazanych cadykowi Guttmacherowi, z których niemal wszystkie (6,3 tysiąca) były podpisane także miejscem pochodzenia nadawcy.

Prośby nadesłane do rabina Guttmachera

Prośby nadesłane do Guttmachera

 

Sztyble dla wybranych

Kiedy kończymy oglądać mapy, na które naniesione jest tak wiele danych, że ich analiza na wszystkich płaszczyznach wciąga na kilka godzin, przechodzimy do takich, które, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wydają się prostsze. Weźmy na przykład rozdział o statusie ekonomicznym. Mapę czyta się łatwo, ale to, że nie zaskakuje sposobem obrazowania danych, nie oznacza, że nie jest innowacyjna. „Pokazuje kompletnie nieznane zjawisko ekonomicznego rozwarstwienia w chasydyzmie”, tłumaczy Wodziński. Z mapy można dowiedzieć się, że poszczególni cadykowie cieszyli się wsparciem grup o różnym statusie społeczno-ekonomicznym. „W Bełchatowie najbardziej wpływowi ludzie w mieście to chasydzi Ger”, w Ratnie chasydzi stepańscy to „zwyczajni ludzie”, a chasydzi karlińsko-stolińscy są bogatsi – to wszystko informacje z różnych źródeł, głównie ksiąg pamięci, które Wodziński zbierał od lat. Na początku myślał o stworzeniu na ich podstawie rozdziału w monografii (ten pojawia się zresztą w Hasidism. Key Questions), ale materiał był zbyt różnorodny, więc Wodziński poszedł za radą swojego „mistrza i nauczyciela”, profesora Moshe Rosmana z Uniwersytetu Bar-Ilan, i postanowił dokonać, jak mu się wtedy wydawało, niemożliwego. 300-stronicowy, wielkoformatowy Atlas przedstawia niemal każdy możliwy aspekt studiów nad chasydyzmem w przestrzeni.

 

Nie tylko mapy, nie tylko Zagłada

Atlas Wodzińskiego to też wyjątkowy album, bo siedemdziesięciu czterem wielkoformatowym mapom towarzyszą piękne i często bardzo cenne historycznie ilustracje i fotografie.

Z archiwum Muzeum Etnograficznego w Petersburgu pochodzi zdjęcie wnętrza międzyborskiego bejt midraszu, tego samego, w którym w XVIII wieku prawdopodobnie studiował Baal Szem Tow, uznawany za pierwszego chasydzkiego przywódcę. Znakomitej jakości zdjęcie, na którym widać tak drobne detale, jak grzbiety książek na dalekim planie, zostało wykonane tuż przed wybuchem I wojny światowej przez członków wyprawy Szymona Anskiego, badacza żydowskiego folkloru.

Unikatowa i przejmująca jest fotografia synagogi w Husiatyniu wykonana przez Jana Munzara, czeskiego oficera w armii austro-węgierskiej. Zniszczony, ale wciąż majestatyczny budynek stoi w morzu gruzów, bo z I wojny światowej ocalała zaledwie garstka wszystkich husiatyńskich domostw. „To przecież krajobraz jak z getta warszawskiego”, zwraca uwagę Wodziński.

Zdjęcie husiatyńskiej synagogi mówi także o skali zniszczenia, jakie w wyniku I wojny światowej poniosło życie żydowskie w Europie Wschodniej. „To była katastrofa, która, jak się wydawało, nie może się powtórzyć – aż do wybuchu kolejnej wojny. Dzisiaj Zagłada przyćmiła tę pamięć, ale jeżeli mówimy o końcu tradycyjnego świata chasydyzmu w Europie Wschodniej, to przyniosła go właśnie I wojna światowa”, tłumaczy Wodziński. Migracjom z okresu 1914-1918 poświęcony jest w Atlasie osobny podrozdział i mapa, która pokazuje skąd i dokąd uciekali cadykowie i ich dwory. Większość z nich już w 1914 roku przeniosła się do Wiednia. Oprócz tego jest Warszawa, Kijów, Budapeszt, a wszystko to dowodzi zjawiska metropolizacji chasydyzmu i wskazuje na zniszczenie wcześniejszych struktur społecznych. Wraz z I wojną światową nadchodzi radykalna zmiana – cadyk z Radzymina nie jest już centrum wszechświata dla mieszkańców tego sztetla, ale, jak ujmuje to Wodziński, na schodach warszawskiej kamienicy, idąc na spacer albo wynosząc śmieci, mija się z cadykiem z Otwocka. Zmienia się jego status, prestiż i grupa wyznawców.

Do swoich miasteczek po wojnie wraca raczej niewielu cadyków, choć danych statystycznych brakuje. Dla niektórych chasydzkich dynastii lata 1914-1918 są momentem cezury, po którym nastąpił radykalny spadek ich rozwoju. Dynastia sadogórska na przykład, niegdyś jedna z wielkich i ważnych, po przeniesieniu do Wiednia nigdy nie odzyskała swojej popularności. Począwszy od dwudziestolecia międzywojennego wykruszają się jej zwolennicy i dziś jest ona grupą marginalną.

 

Co można wyczytać z książki telefonicznej?

Dwa końcowe rozdziały Atlasu poświęcone są współczesności. Składające się na nie mapy pokazują największe obecnie skupiska chasydzkie na świecie. Różnej wielkości okręgi to tzw. diagramy Dorlinga – im większe, tym więcej chasydów mieszka w danym miejscu. Dlatego też Izrael w zasadzie znika z widoku, przysłonięty wielkim bąblem, a Polskę widać bardzo dobrze – tylko dwa niewielkie kółka wskazują na mieszkające w Krakowie i Warszawie rodziny Chabad-Lubawicz, jeszcze jedno na rodzinę z dynastii Aleksander w Łodzi.

Aby pokazać, gdzie i w jakim odsetku mieszkają dzisiaj chasydzi, Wodziński posłużył się danymi 130 tysięcy rodzin, czyli, jak szacuje, dziewięćdziesięciu procent żyjących teraz na świecie członków tego ruchu. Choć oczywiście w żadnym kraju nie istnieje ich powszechny spis, dla własnych potrzeb tworzy je niemal każda większa grupa chasydzka. „Każda z nich ma własną książkę telefoniczną z adresami, coś na kształt listy członkowskiej”, tłumaczy Wodziński. Książka ma duże znaczenie, bo zaświadcza o przynależności do danej grupy. „Jeśli ktoś chce posłać swoje dziecko do szkoły chasydzkiej Bojan (największy dziś odłam dynastii sadogórskiej), a nie ma go w takiej książce telefonicznej, to prawdopodobnie okaże się, że dziecko nie zostanie przyjęte. Rodzic nie będzie anasz”. Anasz to skrót od anaszej szlomejnu, naszych ludzi.

Każda z książek anaszej szlomejnu to spis chasydów należących do danej dynastii. Dzięki takiemu podziałowi udało się pokazać na mapach nie tylko to, jaka jest wielkość ośrodków chasydzkich na świecie, ale także jaka jest ich wewnętrzna struktura, jakie dynastie dominują: największą współcześnie grupą chasydzką jest Satamar (26 tysięcy rodzin), a po niej Chabad-Lubawicz i Ger.

Wodziński przeanalizował także, jak zmieniała się struktura chasydzkich ośrodków na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Pierwszy rzut oka na mapę przedstawiającą rozmieszczenie członków dynastii bobowskiej w 1996 i 2016 roku mówi nam, że liczebność poszczególnych ośrodków nie uległa zmianie. Jednocześnie, znając kontekst historyczny i wiedząc, że na początku XXI wieku z powodu konfliktu o przywództwo część z bobowskich chasydów utworzyła grupę Bobow-45, możemy dostrzec coś zaskakującego. „Jeśli uświadomimy sobie, że połowa z chasydów Bobow odeszła, taka sama wielkość bąbelka z 1996 i 2016 roku mówi nam o 50-procentowym przyroście demograficznym”, tłumaczy autor.

Ilustracja do angielskiego wydania Atlasu /©Noam Nadav

Ilustracja do angielskiego wydania Atlasu /©Noam Nadav

 

Z atlasem na tisz

„Jeśli ktoś chciałby dziś gościć na chasydzkim tiszu, pokazuję, gdzie mieszkają cadykowie. To prawdziwa mapa turystyczna”, żartuje Wodziński. Nie podaje tylko specjalizacji cadyków, więc tego, do kogo zgłosić się z konkretną kategorią problemów, pozostanie czytelnikom dociec na własną rękę.

Pewne jest natomiast, że na chasydów z grupy Chabad-Lubawicz natrafią ci, którzy podróżować będą w egzotyczne miejsca, które zamieszkuje niewielu Żydów. Dwie mapy przedstawiające rozmieszczenie centrów Chabadu w 1999 i 2016 roku pokazują ciekawą tendencję. Chabad rozrasta się w krajach takich jak Indie, Chiny, Wietnam, Tajlandia czy Nigeria, czyli w miejscach, gdzie nie ma silnie ustabilizowanych centrów żydowskich. W Argentynie z kolei, gdzie mieszka duża społeczność żydowska, centrów Chabadu jest niewiele. „Chabad jest zainteresowany peryferiami żydowskimi”, tłumaczy Wodziński.

Co ciekawe, wątek chasydzki znajdziemy nawet we Wrocławiu – przedwojennym centrum żydowskiego oświecenia i reform – choć niestety jego ślady jeszcze czekają na odkrycie. Okazuje się, że przez krótki czas, około rok po zakończeniu drugiej wojny światowej, funkcję dajana pełnił w tym mieście rebe z Przeworska, którego następca mieszka obecnie w Antwerpii, jednym z największych skupisk chasydzkich w Europie.

Pisząc o chasydyzmie dziś, trzeba wspomnieć wykorzystane w Atlasie hipnotyzujące zdjęcia współczesnych członków społeczności z różnych miejsc na świecie, a także tych pielgrzymujących na groby cadyków na terenach dzisiejszej Polski i Ukrainy. Wykonała je Agnieszka Traczewska, autorka wydanego również w tym roku fotograficznego albumu Powroty, pokazującego skrawek magicznego, niedostępnego (zwłaszcza dla kobiet) świata chasydzkich rytuałów i codziennego życia.

 

Dla kogo?

Zapytany o to, czy chasydzi zainteresują się Atlasem, Wodziński odpowiada, że nie widzi powodu, dla którego miałoby się tak nie stać. Choć członkowie społeczności chasydzkiej z reguły niechętnie spoglądają na naukowe, niereligijne publikacje, dla Atlasu, który tak dobrze opisuje szereg zjawisk wewnątrz ruchu, a także ukazuje nieznane – nawet samym chasydom – aspekty historii, mogą uczynić wyjątek. „Nie ma tam niczego, co dla chasydów mogłoby być kontrowersyjne. Nie ma nagości ani lejącej się krwi, więc mam nadzieję, że Atlas będzie odpowiadał religijnej wrażliwości chasydzkiego czytelnika”, mówi Wodziński. Jednocześnie zwraca uwagę, że znajdują się tam treści, które właśnie dla chasydów będą szczególnie istotne, i to z powodów pozanaukowych. Wodzińskiemu udało się na przykład zidentyfikować postać na obrazie, który do tej pory wisiał jako portret anonimowego Żyda w Muzeum Narodowym w Kielcach. Okazało się, że jest to cadyk z Chęcin. To bardzo ważne dla chasydów odkrycie, bo do dziś zachowało się tylko kilka słabej jakości fotografii Chaima Sternfelda-Horowitza, a portret, którego reprodukcja znalazła się w Atlasie, może zyskać status ikonicznego.

Jednak Atlas nie powstał wyłącznie dla chasydów ani nawet dla Żydów identyfikujących się ze swoim aszkenazyjskim pochodzeniem. Wodziński liczy na to, że publikacja wyjdzie poza krąg ludzi zainteresowanych historią swoich przodków czy judaistów. Nowatorski sposób pokazania rozwoju i struktury ruchu religijnego powinien zainteresować badaczy religii, a sposób konstruowania map – geografów i kartografów. Przede wszystkim jednak, jak przekonuje, mapy są o wiele łatwiejsze w odbiorze niż tekst i dzięki temu niemal każdy, kto chce poznać historię Żydów w Europie, będzie w stanie korzystać z Atlasu.

Polska wersja językowa Atlasu jest już w zasadzie gotowa, a niedawno znalazł się wreszcie wydawca gotowy podjąć się przygotowania tak drogiej publikacji, której w dodatku – jak planuje Wodziński – towarzyszyć będzie jeszcze podręcznik i monografia. Chasydzka trylogia ukaże się w przyszłym roku nakładem wydawnictwa Austeria.

 

Ten artykuł można przeczytać również po angielsku.