Trzy etapy stworzenia [Komentarz do parszy Be-reszit]
parsza be-reszit – 6 października 2018/ 27 tiszri 5779
„I rzekł Bóg: «Niech się stanie (…)». I stało się (…). I widział Bóg, że dobre”.
To zdanie rozpoczyna najważniejszą i najbardziej rewolucyjną opowieść o stworzeniu w dziejach ludzkiej duchowości.
Raszi w swoim komentarzu cytuje rabina Icchaka, który zastanawia się, dlaczego Tora zaczyna się od historii stworzenia. Twierdzi on, że jako księga praw – zbiór przykazań spajających dzieci Izraela w jeden naród – powinna rozpoczynać się pierwszym z nich. To jednak pojawia się dopiero w dwunastym rozdziale księgi Szemot.
Według rabina Icchaka Tora zaczyna się historią narodzin wszechświata, aby uzasadnić przekazanie Erec Israel ludowi Izraela. Stwórca świata jest więc tym samym jego właścicielem i zarządcą. Jego dar nadaje tytuł. Roszczenia Żydów do tej ziemi mają inne podstawy niż roszczenia jakiegokolwiek innego narodu. Wynikają bowiem nie z arbitralnych faktów związanych z osiedleniem: historycznych powiązań, podbicia terytorium czy międzynarodowej umowy (choć w przypadku współczesnego Państwa Izrael wszystkie trzy mają zastosowanie). Nadrzędne znaczenie roszczeń Żydów ma swój początek w słowie samego Boga, który w dodatku uznawany jest przez wszystkie trzy wielkie monoteistyczne religie: judaizm, islam i chrześcijaństwo. Tak wygląda upolitycznione odczytanie pierwszego rozdziału księgi Be-reszit. Pozwolę sobie jednak zasugerować inną (nie sprzeczną, ale dodatkową) interpretację.
Jednym z niezwykłych założeń Tory jest wezwanie ludzi, stworzonych na podobieństwo Boga, do naśladowania Go. „Świętymi bądźcie, bom święty Ja Wiekuisty Bóg wasz!” (Wa-jikra 19:2). Przyjrzyjmy się słowom Majmonidesa:
Mędrcy nauczali: „Tak jak o Bogu mówi się, że jest miłosierny, tak i ty bądź miłosierny. Tak jak Jego nazywa się litościwym, i ty bądź litościwy. Tak jak On jest święty, i ty bądź święty”. Również prorocy przypisywali Wszechmocnemu wiele różnych atrybutów – niezwykłą cierpliwość, nieporównywalną dobroć, absolutną cnotę, prawość, doskonałość, potęgę, siłę i tak dalej – aby nauczyć nas, że te wartości są dobre i słuszne, i że człowiek powinien je u siebie doskonalić, a w ten sposób naśladować Boga tak dokładnie, jak to tylko możliwe (Miszne Tora, Hilchot deot 1:6).
Pierwszy rozdział księgi Be-reszit kryje więc w sobie doniosłe wyzwanie: Bóg jest stwórcą, więc i my powinniśmy tworzyć. W procesie kreacji tylko jedna istota (znana dotąd nauce) została obdarzona zdolnością nie tylko dostosowywania się do środowiska, ale i podporządkowywania go sobie. Człowiekowi dano zdolność kształtowania świata, bycia aktywnym w stosunku do wpływów i okoliczności, które go otaczają:
Egzystencja zwierzęcia jest niegodna, ponieważ jest bezradna. Istnienie człowieka jest godne, ponieważ jest pełne chwały, dumne i silne. Starcy, którzy nie mogli walczyć z chorobą i w wielkiej liczbie poddali się z poniżającą bezsilnością żółtej febrze lub innej pladze, nie mogli pretendować do statusu godnego człowieka. Tylko ten, kto buduje szpitale, wynajduje metody leczenia i ratuje życie innych może otrzymać błogosławieństwo godności (…). Cywilizowany człowiek zdobył ograniczoną kontrolę nad przyrodą i stał się pod pewnymi względami jej panem. Dzięki władzy zdobył również godność. Władza sprawiła, że może lepiej spełniać swoje powinności[1].
Pierwszy rozdział Be-reszit uczy nas zatem, jak w trzech krokach stać się stwórcą. Pierwszy etap to powiedzenie „niech się stanie”, drugi „i stało się” i trzeci to dostrzeżenie, że to, co uczyniliśmy, „jest dobre”.
Nawet pobieżnie patrząc na ten model tworzenia, zauważymy coś niezwykłego, co zaprzecza zdrowemu rozsądkowi: prawdziwą siłą twórczą nie jest nauka czy technologia per se, ale słowo. To ono formuje wszystko, co istnieje.
To, co rzeczywiście wyróżnia Homo sapiens od innych gatunków zwierząt, to zdolność mowy. W Targum Onkelosa ostatnie słowa wersu „I tak utworzył Wiekuisty Bóg człowieka z prochu ziemi, i tchnął w nozdrza jego dech żywota, i stał się człowiek istotą żyjącą” (Be-reszit 2:7) przetłumaczone są jako „I zmienił się człowiek w ruach memalela”, w mówiącego ducha. Dzięki zdolności mówienia możemy również myśleć, a co za tym idzie, wyobrażać sobie świat inny niż ten, który istnieje obecnie.
Proces tworzenia zaczyna się od słowa, idei, wizji, marzenia. Język, a dzięki niemu możliwość pamiętania odległej przeszłości i konceptualizowania przyszłości, jest centralnym elementem wyjątkowości istot stworzonych na obraz Boga. Tak jak On stworzył świat natury przy użyciu słów („I rzekł Bóg (…). I stało się…”), tak i my tworzymy ludzki świat z ich pomocą. Dlatego w judaizmie słowa są traktowane bardzo poważnie. W Księdze Przysłów czytamy: „Śmierć i życie są w mocy języka” (18:21). Już pierwsze słowa Tory, sam początek historii stworzenia, są zapowiedzią żydowskiej doktryny objawienia, która mówi, że Bóg ujawnia się ludziom nie w Słońcu, gwiazdach, wietrze czy w burzy, ale w słowach i poprzez słowa, które są święte i dzięki którym stajemy się partnerami Boga w dziele zbawienia.
„I rzekł Bóg: «Niech się stanie (…)». I stało się…”. Drugi etap tworzenia jest dla nas najtrudniejszy. Spłodzić ideę to jedno, czym innym jest wprowadzenie jej w życie. „Między zamiarem/ A czynem/ Pada cień”, jak pisał T. S. Elliot[2]. Między intencją a faktem, marzeniem a rzeczywistością, leżą zmagania, sprzeciw i zawodność ludzkiej woli. Zbyt łatwo jest po nieudanej próbie nabrać przekonania, że cel jest niemożliwy do osiągnięcia, że świata nie da się zmienić i że wszystkie ludzkie wysiłki skazane są na porażkę.
Jest to jednak wniosek charakterystyczny dla myśli starogreckiej, nie żydowskiej. To Grecy wierzyli, że pycha i przesadna arogancja (hybris) prowadzą do nieuniknionej kary (nemezis); że przeznaczenie jest nieubłagane, a my musimy się z nim pogodzić. W judaizmie jest odwrotnie – mimo że tworzenie jest trudne, skomplikowane, żmudne i pełne niepowodzeń, jest jednocześnie naszym podstawowym powołaniem. Jak powiedział rabin Tarfon: „Nie do ciebie należy dokończenie zadania, ale nie możesz też go zaniechać” (Miszna awot 2:16). Inne piękne rabiniczne sformułowanie głosi: machaszwa towa Ha-Kadosz Baruch Hu mecarfa lemaase (Tosefta, Pea 1:4). Zazwyczaj tłumaczy się je jako: „Bóg traktuje dobrą intencję jak dobry uczynek”. Ja jednak wolę inne tłumaczenie: „Kiedy człowiek ma dobre intencje, Bóg pomaga zamienić je w czyny”. To znaczy daje nam siłę, aby prędzej czy później zrealizować plan.
Jeśli pierwszym etapem tworzenia jest użycie wyobraźni, drugi musi być związany z wolą. Świętość ludzkiej woli jest jednym z najbardziej charakterystycznych motywów w Torze. Wiele nurtów w filozofii, zwanych ogólnie determinizmem, bazowało na przekonaniu, że wola człowieka jest iluzją. Według zwolenników tych idei o naszym losie mają decydować inne czynniki – genetycznie zakodowany instynkt, społeczne i ekonomiczne okoliczności, odruchy warunkowe – a myśl, że sami możemy zdecydować o tym, kim jesteśmy, jest mitem. Judaizm jest protestem przeciwko ideom determinizmu, w imię ludzkiej wolności i odpowiedzialności. Nie jesteśmy z góry zaprogramowanymi maszynami – jesteśmy ludźmi obdarzonymi wolą. Tak jak Bóg, człowiek jest wolny, a Tora jest wielkim wezwaniem ludzkości do praktykowania odpowiedzialnej wolności i tworzenia takiego społecznego środowiska, które byłoby pełne szacunku wobec wolności innych. Wola jest mostem między „niech się stanie” a „stało się”.
Co jednak z trzecim etapem: „I widział Bóg, że dobre”? Ten etap najtrudniej nam zrozumieć. Co to zdanie oznacza? Wydaje się ono zbędne. Czyż nie wszystko, co stwarza Bóg, jest dobre? Judaizm to nie gnostycyzm ani wschodni mistycyzm. Nie uważamy, że zmysłowy świat, tak jak został stworzony, jest produktem zła. Przeciwnie, wierzymy, że jest on miejscem błogosławieństwa i dobra.
Być może owa fraza ma nas właśnie nauczyć, że nie powinniśmy prowadzić religijnego życia w wycofaniu się ze świata i odwróceniu się od jego konfliktów, w zachwycie mistycyzmem i nirwaną. Bóg chce, abyśmy stanowili część świata, brali udział w staczanych w nim bojach, doznawali jego rozkoszy i celebrowali jego zjawiskowość. Ale to nie wszystko.
Z powodu wykonywanej pracy zdarzało mi się odwiedzać więzienia i ośrodki dla nieletnich przestępców. Wielu z podopiecznych tych miejsc to potencjalnie dobrzy ludzie, którzy tak jak my mieli marzenia, nadzieje, pragnienia i aspiracje. Ich życiowym celem nigdy nie było zboczenie na kryminalną ścieżkę. Tragizm ich sytuacji polegał na tym, że zazwyczaj pochodzili z dysfunkcyjnych rodzin i dorastali w trudnych warunkach. Nikt nie poświęcił im wystarczająco dużo czasu i uwagi, nie wspierał ich. Nie uczył, jak radzić sobie w świecie, jak osiągać zamierzone cele poprzez ciężką pracę i perswazję zamiast przemocy i łamania prawa. Wszyscy oni byli pozbawieni szacunku do samych siebie i poczucia własnej wartości. Nikt im nigdy nie powiedział, że są dobrymi ludźmi.
Zauważenie w człowieku dobroci i powiedzenie mu o tym jest jednym z największych aktów tworzenia. Być może istnieją ludzie bezwzględnie źli, ale nie ma takich wielu. Niemalże w każdym z nas kryje się coś pozytywnego i wyjątkowego, ale bardzo łatwo jest to uszkodzić – aby te cechy mogły rosnąć i wydawać owoce, potrzebują światła uwagi i pochwały. Widzenie w ludziach dobra i danie im możliwości przejrzenia się w lustrze naszego szacunku pomoże im stać się najlepszą wersją siebie. W Talmudzie jest powiedziane: „Większym niż ten, który sam czyni dobro, jest człowiek, który skłania innych do szlachetnych czynów” (Bawa batra 9a). Poprzez pomaganie innym w dążeniu do bycia lepszym człowiekiem, rozpalamy w ich duszach kreatywność. Nie osiągniemy tego jednak poprzez krytykę i negatywne emocje, ale przez odnajdywanie dobroci w każdym człowieku i sprawianie, że ta osoba sama dostrzeże, rozpozna i posiądzie tę dobroć, a później zacznie nią żyć.
„I widział Bóg, że dobre” – ten etap jest również elementem procesu twórczego, najdelikatniejszym i najpiękniejszym ze wszystkich trzech. Kiedy dostrzegamy dobro w drugim człowieku, nie tylko częściowo je stwarzamy, ale napełniamy je twórczą mocą. Tak Bóg postępuje z nami i do takiego działania wobec innych nas powołuje.
[1] Joseph B. Soloveitchik, The Lonely Man of Faith, Nowy Jork 1992, s. 16-17.
[2] T. S. Elliot, The Hollow Men, [w:] Collected Poems 1909-1962, Londyn 1963, s. 92.
Tłumaczenie: Jolanta Różyło © CHIDUSZ 2018