Tematyka biblijna w powieści Williama Faulknera „Absalomie, Absalomie…”
(II Księga Samuela)
Pełny obrót
W marcu 1932 Faulkner ukończył powieść „Światłość w sierpniu”, dobrze przyjętą przez krytyków i publiczność. Ale firma Jonathan Cape H. Smith, która wydawała autora, upadła. Faulkner wspominał o tym humorystycznie: „Miałem otrzymać 6500 dolarów, ale wydawca zbankrutował, i ja tych pieniędzy nie otrzymałem, co wyszło mi na dobre”. Z braku środków do życia Faulkner powrócił do propozycji, która leżała u niego na biurku od Bożego Narodzenia.
W Hollywood zaproponowano mu stanowisko scenarzysty. W kwietniu Faulkner podpisał kontrakt z Metro-Golden-Mayer. Za 500 dolarów tygodniowo miał przerabiać cudze scenariusze, pisać własne, robić adaptacje, był to przecież złoty wiek przemysłu filmowego.
Przekaż darowiznę na cele statutowe Fundacji Żydowskiej „Chidusz":
42 1140 2004 0000 3602 7568 2819 (mBank)
W tym czasie zwrócono uwagę na jego opowiadanie „Turnabout” dotyczące lotników i marynarzy z okresu I wojny światowej (po polsku zbiór opowiadań o lotnikach to „Wszyscy polegli lotnicy”). Amerykański reżyser Howard Hawks zaproponował, aby Faulkner napisał scenariusz do swojego opowiadania. Po pięciu dniach tekst leżał już na biurku reżysera, choć bywało i tak, że tworzenie trwało ponad miesiąc. Film nazwano „Today we live”.
Pewnego razu Hawks oznajmił, że w filmie, oprócz Gary’ego Coopera i Roberta Younga, zagra Joan Crawford. Faulkner na chwilę zamilkł, a po chwili powiedział: – Nie mogę sobie przypomnieć, by w tym opowiadaniu była jakaś kobieta… – Ach Bill! – zawołał Hawks. – Przecież to kino, to biznes! A Joan jest piękną kobietą. Autorowi nie pozostało nic poza wymyśleniem roli dla trójkąta miłosnego.
Welcome to California. Such a lovely place
Przekraczając kolejny raz granicę Kalifornii, Faulkner powiedział; że tam należy wbić słup z cytatem, jaki Dante umieścił nad bramą piekieł w „Boskiej komedii”: „Porzućcie wszelką nadzieję, wchodzący tutaj”. Ale to właśnie tam wystukał na maszynie do pisania powieść swojego życia. Zajęło mu to cztery lata. Pierwszym czytelnikiem był współpracujący z nim reżyser.
– Chcę, abyś to przeczytał. – powiedział.
– Co to? – zapytał, reżyser.
– Myślę, że to najlepsza powieść, jaka kiedykolwiek została napisana przez Amerykanina.
Opowieść zaczynała się od opisu wtargnięcia do pewnej osady rudobrodego mężczyzny na czele „bandy dzikich Negrów”… Człowiek ów „siedział na koniu (…), w bezruchu trzymał dłoń podniesioną, za nim się tłoczyli w ciszy ci dzicy czarni i jeniec architekt, paradoksalnie dzierżąc zdobywcze łopaty, kilofy i topory – broń zwycięstwa na drodze pokoju, nie wojny. A potem… Quentin zobaczył, jak oni rzucają się gwałtownie na sto kwadratowych mil dziewiczej, spokojnej, zadziwionej ziemi, by natychmiast z Nicości bezszelestnie wyrwać dom wśród pysznych strzeżonych francuskich ogrodów i, ciskając to niby karty w grze na stół, stwarzają pod kapłańską, nieruchomą dłonią tę ‘Setkę Sutpena’ – to ‘Niech się stanie Setka Sutpena’, jak niegdyś owo pradawne ‘Niech się stanie Światłość’” („Absalomie, Absalomie…” w tłumaczeniu Zofii Kierszys).
Główny bohater powieści to pułkownik Thomas Sutpen – „człowiek-koń-demon”, narratorowi wydaje się, że raczej demon. Urodzony w górach Wirginii Zachodniej w roku 1807 pułkownik pochodził z licznej szkocko-angielskiej rodziny. Prawdopodobnie założyciel rodziny Sutpen został deportowany statkiem z więzienia Old Bailey w Londynie.
W dzieciństwie był poniżony w domu plantatora i dlatego poprzysiągł, że na plantatorach się zemści. Wyjechał do Indii Zachodnich, gdzie dorobił się majątku. Wrócił. Postanowił, że założy własny ród, który będzie bogatszy od otaczających plantatorów arystokratów.
W roku 1833 przemocą wydarł z ziemi plantację. „I ożenił się (…) i spłodził syna i córkę, jak cham spłodził, mówi panna Rosa Coldfield, jak cham, którzy byliby jego chlubą, podporą i pociechą w starości, gdyby nie to, że zniszczyli mu życie, czy jak to tam było, bądź też on ich zniszczył czy coś tam. I umarł. Nikt nie czuje bólu z tego powodu, mówi panna Rosa Coldfield”. Nikt oprócz jednej starszej pani, powinowatej Sutpena i literata, młodego studenta Quintina Compsona, któremu opowiada tę historię, aby opisał życie Sutpena.
„Ona po prostu chce, żeby to wszystko zostało powiedziane – myślał Quenitin – żeby ludzie, których ona nigdy nie zobaczy, i o których nigdy nie usłyszy, którzy ani o jej imieniu nie wiedzą, ani jej nie widzieli, kiedyś to przeczytali i wreszcie pojęli, dlaczego Bóg dopuścił do tego, żeśmy przegrali wojnę: tylko w ten sposób, poprzez krew naszych mężczyzn i łzy naszych kobiet, Bóg mógł powstrzymać tego demona, zetrzeć jego imię i potomstwo z powierzchni ziemi”.
Jego kawałek ziemi
Dwudziestoośmioletni William Faulkner poznał w Nowym Orleanie Sherwooda Andersona, wybitnego pisarza, który dał mu radę, by skupił się na prozie, a nie na poezji. Miał powiedzieć do niego: „Jesteś wiejski chłopak, więc skoncentruj się na tym, co najlepiej znasz, czyli na kawałku amerykańskiego Południa, a zobaczysz, że tematu ci nie zabraknie na całe życie”.
Z tego „kawałka ziemi” najlepiej znał historię własnej rodziny, która osiedliła się tutaj, zanim powstał stan Missisipi. Najsłynniejszym przedstawicielem jego rodu był pradziadek, też William Faulkner, którego nazywali „starym pułkownikiem”. W lipcu 1933 pisarzowi urodziła się córka. Zabrał zlecone prace i wyjechał z Hollywood. Kierownictwu to się nie spodobało i zażądało powrotu na plan zdjęciowy. Wkrótce otrzymał zawiadomienie, że został zwolniony z pracy.
Jego sytuacja finansowa była tragiczna. Pisząc do swojego przyjaciela, mówił, że musi wrócić do pisarstwa, ponieważ jest bankrutem. „Muszę napisać opowiadania albo wrócić do Hollywood, czego bardzo nie chcę. Ale jeśli tylko zarobię pisarstwem chociaż parę centów, to poślę ich, gdzie raki zimują”.
Latem pracował w polu. Kosił siano dla swoich koni (był właścicielem stadniny), a jesienią ze swoimi znajomymi polował. Myśliwski rytuał: wczesna pobudka, polowanie, wieczorne rozmowy przy ognisku, kiedy mężczyźni przekazują sobie gąsiorek z samogonem whisky, opowiadając o dawnych czasach i o swoich zdobyczach – wszystko to pozwoliło wyrobnikowi fabryki snów odpocząć i zainspirowało do dalszej twórczości.
W liście do swojego przyjaciela, aktora Hala Smitha, napisał mniej więcej, że teraz na pewno wie, jak należy zaczynać powieści. „Ta, którą teraz piszę, będzie się nazywała ‘Ciemny dom’ albo coś w tym rodzaju. To będzie opowieść o upadku domu lub rodziny, historia, która zaczyna się w 1860 a kończy w 1910 roku. To historia człowieka, który sponiewierał ziemię, a ziemia potem powstała i zgubiła jego rodzinę. Opowiada tę historię albo łączy ją Quentin Compson z powieści ‘Wściekłość i wrzask’”.
Rozgoryczenie bohatera, które później przerodziło się w nienawiść do Południa, sprawiło, że nie była to typowa powieść historyczna.
„- Co to jest? To dziwne coś, w czym wy żyjecie, czym oddychacie jak powietrzem. Jakaś próżnia napełniona gniewem i dumą, i chwałą widm, wydarzeniami sprzed lat pięćdziesięciu. Jakieś pierworództwo, które przechodzi jak ordynacja z ojca na syna i z ojca na syna i nie pozwala nigdy wybaczyć generałowi Shermanowi, tak że już na wieki wieków, jak długo dzieci waszych dzieci będą miały własne dzieci, nie będziecie niczym innym, tylko potomkami długiej unii pułkowników poległych w szarży Picketta pod Manassas, zgadza się?
– Pod Gettysburgiem – powiedział Quentin. – Ty nie możesz tego zrozumieć”.
W powieści „Intruz” napisał, że „dla każdego Południowca nie po raz pierwszy, ale kiedy sobie zażyczy, następuje minuta, kiedy jeszcze nie wybiła druga godzina w ten czerwcowy dzień 1863 roku: dywizja przygotowana za zagrodą, armaty ukryte w lesie, nacelowane, zwinięte sztandary rozpuszczone, żeby od razu wzbić się, i sam Pickett (…), w jednej ręce szpada, w drugiej kapelusz, stoi, patrząc na grzbiet wzgórza…”
Człowiek jak dynamit
Człowiek nieposkromionej energii, awanturnik, plantator, finansista, pojedynkowicz, bohater wojny Północy z Południem – stary pułkownik Falkner (żył w latach 1826 – 1889). Był też pisarzem. Jego najbardziej znaną powieść to „Biała róża Memfis” („The White Rose of Memphis”), miała 35 wydań i możliwie, że jest jednym ze źródeł bestsellera Margaret Mitchell „Przeminęło z wiatrem”. To taka piękna legenda, w której wszyscy mężczyźni są szlachetni i odważni, a wszystkie kobiety to damy. Gospodarze z troską odnoszą się do swoich niewolników. W ten sposób przegrani Południowcy pocieszali się przez wiele lat.
Dla Williama Faulknera, który sam oddal daninę tej legendzie we wczesnych swoich opowiadaniach, była tylko ładnym opakowaniem dla wielu niezbyt przyjemnych rzeczy małej ojczyzny: zacofania, zaciekłości, samosądów, linczów. Pisarz obnażał te stare wrzody, wiedząc, że ziomkowie odbiorą to z bólem, ale miał nadzieję, że to będzie oczyszczający proces.
Spełnione marzenia?
Z pieniędzy zarobionych dzięki ekranizacji opowiadania o lotnikach Faulkner mógł zrealizować marzenia swojej młodości. Zaczął pobierać nauki pilotażu, otrzymał licencję, kupił samolot, przyuczył do sterów brata i razem z nim na jarmarkach zaczęli dawać przedstawienia.
Był taki plakat: „William Faulkner, znany pisarz. Powietrzny cyrk.” Zakończyło się tym, że jego brat zginął. W tym dniu mieli latać razem, ale Faulkner nie pojechał, bo nie chciał przerwać pracy nad „Absalomem”.
Trzeci brat, Jack, opowiadał, że nigdy nie widział Billa tak przygnębionego, jak po tej tragedii. Po śmierci ojca został najstarszym w rodzinie i wziął za nią odpowiedzialność, a brat, który się rozbił, dopiero co się ożenił i oczekiwał narodzenia dziecka. William o wszystko oskarżał siebie. Nie mógł wytrzymać w domu i z radością przyjął kolejny hollywoodzki kontrakt. Stał się pracoholikiem. Oprócz ogromu pracy wykonywanej w studiu filmowym, każdego ranka znajdował czas, by pisać powieść.
Przewartościował też pokazy lotnicze, bo w zawodzie tym dostrzegł elementy bałwochwalstwa i szaleństwa. Uważał, że „lotnicy ci jakby istnieli niezależnie od Boga. Oni nie mieli przeszłości, byli efemeryczni jak motyle, które pojawiają się rankiem bez żołądka, żeby nazajutrz umrzeć”.
Historia biblijna
„Usłysz o Panie, moją modlitwę, przyjm moje błaganie w wierności swojej, wysłuchaj mnie w swej sprawiedliwości! Albowiem nieprzyjaciel mnie prześladuje: moje życie na ziemi powalił, pogrążył mnie w ciemnościach, jak dawno umarłych”, modli się Dawid ścigany przez swego syna Absaloma. Wszystkie kary boskie zapowiedziane przez proroka Natana spełniły się w stosunku do Dawida. Losy Absaloma stały się kanwą powieści „Absalomie, Absalomie”.
To trzeci syn króla Dawida. W odwecie za gwałt na rodzonej siostrze, Tamar, zamordował przyrodniego brata, Amnona. Później wkradł się w serca Izraelitów, ogłosił królem i przejął harem swojego ojca. Tylko cudem Dawid uniknął śmierci – wtedy Absalom zebrał wojsko i przegrał bitwę. Ratując się ucieczką na mule, zaplatał się w gałęziach dębu i zawisł w nich. Wiszącego zastali go słudzy Joaba. Ten ostatni, wbrew woli Dawida, osobiście wbił w królewskiego syna trzy oszczepy.
Wiele elementów historii Thomasa Sutpena przypomina biblijną opowieść. Henry Sutpen, bohater powieści, podobnie jak syn Dawida, zabił swego przyrodniego brata, Bona, ponieważ ten zbliżył się do siostry Judyty.
Charles Bon chce ożenić się z przyrodnią siostrą, aby się zemścić na swoim biologicznym ojcu za to, że ten nie chce uznać go za syna – pułkownik nie chce go uznać za swojego potomka tylko dlatego, że w Charlesie jest kropla czarnej krwi. Dowiedział się o tym po jego urodzeniu. Uznał się za oszukanego i porzucił jego matkę.
Ale i Henry też nie jest bez winy. Pogodził się z tym, że jego siostra zostanie żoną Bona: „przecież królowie się tak żenią”, ale nie może znieść myśli, że jego siostra może wyjść za mąż za człowieka niezupełnie czystej rasy. Dlatego zabija swojego przyrodniego brata ze strony ojca. Sutpen dobrze wiedział, kiedy odkrywał przed Henrym nieczystość rasy swego pierworodnego syna.
A ten był mu potrzebny oczywiście z powodu próżności. Ale pyszałkowatość to jeszcze nie wszystko. Człowiek powinien kochać podmiot swego uwielbienia, to z czego może być dumny. Mógł przecież usynowić dziecko, ale to mu nie wystarczało. Uważał, że syn musi być jego dzieckiem, będzie z niego dumny, jeśli będzie zrodzony z jego krwi.
Rosa Coldfield, szwagierka Sutpena, mówi o mężu swojej starszej siostry: „Owszem, jest to łotr, ale zarazem omylny śmiertelnik, raczej wywołujący litość niż trwogę”. Według niej trzeba go raczej żałować. Nie jest zboczonym człowiekiem. Jest amoralny, okrutny, absolutnie egocentryczny. Starego pułkownika trzeba żałować. Tak jak należy żałować każdego, kto ignoruje człowieka, kto nie wierzy, że należy do rodzaju ludzkiego. A Sutpen nie wierzy. Jego zamiarem jest otrzymać to, czego chce, tylko dlatego, że jest dostatecznie silny. Rosa uważa, że tacy ludzie wcześniej lub później giną, ponieważ człowiek powinien należeć do rodziny ludzkiej. Powinien nieść swoją odpowiedzialność za nią.
Sutpena określa się jako demona, a jednocześnie nie można mu odmówić uroku: jest silnym, odważnym mężczyzną. Dziadek Quentina to jego jedyny przyjaciel wśród arystokratów, którzy przyjeżdżali do Sotni Sutpena na polowanie; wyraża się o nim pozytywnie: „on nie był zły”, a „cały kłopot Sutpena to była jego niewinność”. Stary Quentin przyjaźni się z Thomasem, bierze udział z innymi arystokratami w polowaniu w jego Sotni. Widzi w nim niewinność ducha.
Sutpen marzył, że na jego ganku pojawi się biedny chłopczyk, taki, jakim sam kiedyś był, ale, w odróżnieniu od niego, nikt tego chłopca nie przegoni sprzed drzwi. Ten chłopak nie zazna biedy.
W czymś jest podobny do Dawida, ale on jest Absalomem. Faulkner udowadnia to, opisując, jak Sutpen przez linie frontu z daleka na furgonetce przywozi olbrzymią marmurową płytę nagrobkową – podobnie jak Absalom jeszcze za swego życia zbudował sobie grobowiec w Dolinie Królewskiej. Tłumaczył sobie: Nie mam syna, który by upamiętnił moje imię. Pomnik nazwał swoim imieniem. Jeszcze do dziś nazywa się go „Ręką Absaloma” (2 Księga Samuela 18:18).
Schodzenie po drzewie
Po oddaniu rękopisów do wydawnictwa Faulkner wrócił do domu i zaczął nałogowo pić. Wszystko w tym domu przypominało mu śmierć brata. Perspektywa wydania powieści też nie była pewna. Wydawnictwo przeżywało kryzys, a dzieło Faulknera raczej nie mogło liczyć na sukces wydawniczy, czego zresztą przed nim nie skrywano.
Nie mógł znieść tej sytuacji i po miesiącu postanowił wrócić do wytwórni filmowej. Koledzy chcieli zaopiekować się nim, trochę rozruszać. Często był zapraszany na różnego rodzaju imprezy czy towarzyskie wieczorki ludzi z branży filmowej. W czasie ich trwania nasz bohater raczej podpierał ścianę i palił fajkę. Często też w ciągu całej imprezy nie odzywał się ani jednym słowem. W światku artystycznym krążyły anegdoty o zachowaniu Faulknera. Pewnego razu, aby nie niepokoić gospodarzy swoją osobą, wszedł na piętro, otworzył okno, przed którym rosło drzewo, i zszedł po nim na dół.
Na jednym przyjęciu pisarzem miała zaopiekować się niezwykle piękna dziewczyna. Po jakimś czasie poskarżyła się gospodarzom, że jej kawaler wcale na nią nie zwraca uwagi. – Co, nie podoba się panu dziewczyna? – zapytał gospodarz autora “Wściekłości i wrzasku”. Faulkner bardzo się zmieszał. – Jak ona wygląda? – zapytał.
W drukarni
Wreszcie redaktor z Nowego Jorku doniósł, że powieść poszła do drukarni i, żeby ułatwić czytelnikowi zrozumienie utworu, ułożył chronologię najważniejszych wydarzeń powieści. Faulkner narysował mapę hrabstwa Yoknapatawpha (to fikcyjna kraina w północnej części stanu Missipi; odgrywa w twórczości Faulknera ważną rolę – jej losy symbolizują niechlubną historię Południa USA), zaznaczając miejsca, w których rozgrywa się akcja powieści: Sotnie Sutpena, byłe ziemie Indian Chiskasaw, rzeka Yoknapatawpha, dom Compsona, myśliwski domek, w którym Wash Jones zabił Sutpena. Podpisał to słowami: „William Faulkner jedyny właściciel i zarządca”.
Autograf na mapie nie jest wyrazem widzimisię. Ogłaszając się samozwańczym właścicielem hrabstwa Yoknapatawpha, Faulkner jakby przejął rolę Dawida, aby opłakać starego pułkownika, stare Południe i nie tylko – przecież nie raz powtarzał, że gdyby urodził się w innej miejscowości, napisałby o tym samym, jedynie zmieniłyby się realia.
Kiedy zachorowało zrodzone pierworodne dziecko ze związku z Bat Szewą, Dawid przyodział pokutnicze szaty i prosi Boga, aby zlitował się nad nim, wymazał jego nieprawość! „Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą, tak że się okazujesz sprawiedliwym w swoim wyroku i prawym w swoim osądzie” (Psalm 51(50) 1-19).
Ale kiedy umarło dziecko, Dawid podniósł się z ziemi, umył i namaścił, zmienił swe ubranie i wszedłszy do Domu Pańskiego, oddał pokłon. Powróciwszy do domu, zażądał, by mu podano posiłek, którym się pożywił. Słudzy na to powiedzieli: „Co ma znaczyć twój sposób postępowania? Gdy dziecko żyło – płakałeś, lecz gdy umarło – powstałeś i posiliłeś się’. Odrzekł: ‘Dopóki dziecko żyło, pościłem i płakałem, gdyż mówiłem sobie: Kto wie, może Pan nade mną się ulituje i dziecko będzie żyło? Tymczasem umarło. Po cóż mam pościć? Czyż zdołam je wskrzesić ja pójdę do niego, ale ono do mnie nie wróci?’” (II Księga Samuela 12:20-23) W powieści Absalom odszedł bez skruchy, nie nauczywszy się pokładać ufność w Bogu.
W 1936 roku jednocześnie z powieścią „Absalom, Absalom” wydano książkę Margaret Mitchell „Przeminęło z wiatrem”, która stała się bestsellerem. Książka Faulknera poniosła klęskę. Nawet zwykle przychylni krytycy nie przyjęli jej. Jeden z recenzentów z „The New Yorker” powiedział, że nie może zrozumieć, po co tę książkę napisano i o czym jest, ale jest pewny, że to najlepsza powieść napisana przez Faulknera, jaką przeczytał w ostatnim dziesięcioleciu. „Time” nazwał powieść najdziwniejszą, najdłuższą, najmniej poczytną, najbardziej drażniącą, a jednocześnie, w pewnym sensie: najbardziej zadziwiającą ze wszystkich książek autora.
Pewnego razu do jego gabinetu w Hollywood przyszedł słynny aktor – Clark Gable – i zapytał, którego ze współczesnych pisarzy poleciłby mu Faulkner poczytać. Zastanowiwszy się chwilę, William odpowiedział: – Hemingway, Tomas Mann i ja. – Pan też pisze?! – zdziwił się aktor.
Dopiero Nagroda Nobla zwróciła uwagę Ameryki na Faulknera i dopiero po jego śmierci uznano powieść „Absalomie, Absalomie” szczytowym osiągnięciem literatury amerykańskiej. Kiedy dziennikarze zauważyli go, opuścił Oxford i przeniósł się do Wirginii, skąd pochodził Thomas Sutpen. Darzył ten kraj miłością i jednocześnie nienawidził, ponieważ zrozumiał, że kocha się coś nie za coś a wbrew, nie za wartości, a wbrew tymże.
„Kładę się, zasypiam i znowu się budzę, bo Pan mnie podtrzymuje. Wcale się nie lękam tysięcy ludu, choć przeciw mnie dokoła się ustawiają. Powstań, o Panie! Ocal mnie mój Boże! Bo uderzyłeś w szczękę wszystkich moich wrogów i wyłamałeś zęby grzeszników. Od Pana pochodzi zbawienie.” Modlitwa Dawida, gdy uciekał przed swoim synem Absalomem.