Nadchodzimy! Aleksandra Forda wizja bundowskiej idylli w Miedzeszynie

W 2016 roku minęło dziewięćdziesiąt lat od powstania sanatorium imienia Włodzimierza Medema w Miedzeszynie, zaś w 2017 roku sto dwadzieścia lat od powstania Bundu. Ich historię opisuje film Mir kumen on, jedno z arcydzieł przedwojennego polskiego kina, które po dziesięcioleciach wreszcie doczekało się premiery.

 

30 sierpnia 2017 roku w warszawskim kinie Iluzjon odbyła się premiera, która powinna była mieć miejsce już dawno temu: na dużym ekranie pokazany został film Mir kumen on (jid. Nadchodzimy) z 1936 roku, wyreżyserowany przez Aleksandra Forda.

Nie jest to jednak do końca zgodne z prawdą – film był już bowiem pokazywany w Polsce (między innymi w Muzeum Polin), tyle że w okrojonej wersji. Można zatem powiedzieć, że sierpniowa premiera w Iluzjonie była pierwszym publicznym pokazem możliwie pełnej, „reżyserskiej” wersji filmu.

Mir kumen on znany jest również pod polskim tytułem Droga młodych. Gdy Ford go kręcił, miał 27 lat i uważany był za jednego z najzdolniejszych reżyserów swojego pokolenia, co widać i w Mir kumen on – zwraca uwagę przede wszystkim dynamiczny montaż, nasuwający skojarzenia z arcydziełami Siergieja Eisensteina.

Film opowiada o sanatorium imienia Włodzimierza Medema w Miedzeszynie pod Warszawą. Stosowane w nim metody wychowawcze i lecznicze uznawane były za niezwykłe, jak na ówczesne czasy wręcz nowatorskie. Leczyły się tam zagrożone gruźlicą dzieci żydowskiej biedoty. Zresztą to właśnie one, a nie zawodowi aktorzy, wystąpiły w filmie. Produkcję sfinansowała żydowska partia robotnicza Bund, zaś jedną ze współtwórczyń scenariusza była Wanda Wasilewska, dziennikarka i działaczka społeczna, ale także członkini Rady Naczelnej Polskiej Partii Socjalistycznej. Mecenasi i twórcy filmu mieli nadzieję, że jego powstanie przyczyni się do sukcesu akcji zbiórki pieniędzy na dalsze funkcjonowanie ośrodka. Ministerstwo Opieki Społecznej odmówiło bowiem sanatorium dofinansowania, mimo że w latach 1926-1936 leczyło się tam ponad 10 tys. dzieci.

Pomimo sławy Forda, cenzura międzywojnia nie dopuściła do dystrybucji filmu. Przedstawiciele świata kultury i sztuki nie kryli zdumienia, jednak Wydział Filmowy przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych uznał, że Droga Młodych „pod pozorem humanitaryzmu i współczesnych metod wychowawczych, zawiera sceny, będące żerowaniem na nędzy mas oraz propagandą światopoglądu komunistycznego. Wskutek tego wyświetlanie powyższego filmu mogłoby zagrażać żywotnym interesom Rzeczpospolitej”.

Murem za decyzją cenzora stanął narodowy „Orędownik“, używając przy tym argumentów jawnie antysemickich. Na łamach „Wiadomości Literackich” wykpiwał ją natomiast Antoni Słonimski, a jego głos nie był odosobniony. Mimo protestów film jednak trafił na półkę i wyświetlany był wyłącznie na prywatnych pokazach. Kopia powędrowała też do Paryża, gdzie została zaprezentowana w elitarnej Salle Pleyel.

Współczesną rekonstrukcję reżyserskiej wersji filmu zainicjował Serge Bromberg, właściciel francuskiej firmy Lobster Films, który wszedł w międzynarodową kooperację z Polską Filmoteką Narodową, The Museum of Modern Art w Nowym Jorku oraz Deutsche Kinemathek. Wszystkie te instytucje posiadały w swych zbiorach kopie Drogi Młodych, ale były między nimi różnice. Wersję niemiecką poprzedzono krótkim wstępem, opowiadającym wojenne losy wychowanków i pracowników sanatorium. Do amerykańskiej dodano nowy, anglojęzyczny wstęp. Kopia, którą posiadała Filmoteka Narodowa, miała za to tłoczone duńskie napisy. Poszczególne kopie nie były też kompletne, w niektórych brakowało całych scen, dlatego, podejmując próbę rekonstrukcji oryginału, twórcy pracowali na wszystkich dostępnych wersjach filmu.

W efekcie powstała odnowiona, oczyszczona z późniejszych naleciałości, wersja jednego z ważniejszych dzieł przedwojennej polskiej kinematografii. Co w tym wzruszającym manifeście filmowym zaniepokoiło sanacyjnego cenzora na tyle, że zdecydował się wstrzymać premierę dzieła jednego z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia?

 

Sanatorium poznajemy oczami nowo przybyłych dzieci: uczennicy szkolnej, młodego ucznia chederu oraz chłopca sprzedającego na ulicy bajgle. Kuracjusze trafiają do Miedzeszyna wprost z przedstawionej jako industrialne piekło, zadymionej i zatłoczonej Warszawy. Pierwsze sceny, które pokazują tragiczne warunki życia warszawskiej robotniczej dzielnicy – przeludnienie, fatalne warunki mieszkaniowe, wynikające z nich choroby, dzieci zmuszane do pracy zarobkowej – to preludium do pokazania sanatorium jako oazy spokoju, zdrowego rozwoju pod czułą opieką i w otoczeniu natury. Film jest w swej wymowie bardzo bundowski. To właśnie uczeń chederu jest najbardziej zdziwiony otoczeniem sanatorium: kurami, królikami, świeżymi warzywami. Kładzie się do łóżka w ubraniu i inne dzieci muszą mu wyjaśniać, że najpierw należy się umyć. Nie wie, do czego służy proszek do mycia zębów. W końcu, obserwując zacięty mecz siatkówki, w symbolicznej scenie ściąga z siebie chałat i czapkę i wraz z innymi dziećmi rzuca się w wir zabawy. W innej scenie dzieci odgrywają przedstawienie, w którym lalki z obwoźnego teatrzyku (dość lekko zakamuflowanej metafory kapitalistycznych stosunków pracy w II Rzeczpospolitej) zrywają się ze sznurków, a potem, wraz z dziećmi z publiczności, wyganiają lalkarza, krzycząc, że „nie zgadzają się na niewolnictwo!”.

To wszystko zupełnie nie dziwi, jeśli spojrzeć na rzeczywistość, w której powstawał film. Sanatorium im. Medema było ukoronowaniem międzywojennej działalności polskiego Bundu. Funkcjonowało ono na podobnych zasadach co szkoły CISZO (Centrale Jidysze Szul-Organizacje, Centralna Żydowska Organizacja Szkolna), w których Bund miał spore wpływy, lecz w których zdarzały się także wewnętrzne spięcia między bundystami, fołkistami i komunistami. W sanatorium Medema Bund rządził jednak niepodzielnie. Kadra nauczycielska składała się w całości albo z członków Bundu, albo przynajmniej jego sympatyków. Mimo to sanatorium szybko zdobyło tak doskonałą reputację, że z czasem zaczęły tam przyjeżdżać również dzieci z żydowskich rodzin religijnych. Niektórzy badacze twierdzą, że funkcjonowanie ośrodka znacząco przyczyniło się do poprawy wizerunku Bundu w oczach jego przeciwników ideowych.

Sanatorium przyjmowało dzieci od szóstego do szesnastego roku życia. Średnia długość pobytu wynosiła dziesięć tygodni, lecz w niektórych wypadkach mogła zostać znacznie przedłużona. Większość dzieci pochodziła z żydowskich rodzin robotniczych Warszawy, ale sanatorium przyjęło też pewną liczbę dzieci polskich, w większości związanych z PPS. Wspomniana już Wanda Wasilewska oraz Władysław Broniewski też wysłali swoje dzieci do sanatorium Medema, jako wyraz poparcia dla jego nowatorskich metod wychowawczych. Co więcej, gdy pod koniec lat trzydziestych religijna partia Agudas Isroel postanowiła założyć własne sanatorium, funkcjonujące na zasadach judaizmu, wysłała trzech emisariuszy do sanatorium Medema, by obserwować funkcjonowanie instytucji.

Podstawowym celem sanatorium było polepszenie fizycznego i psychicznego zdrowia dzieci oraz zbudowanie atmosfery wzajemnego zaufania i szacunku. Najmłodszych zachęcano do wspólnego działania na rzecz innych oraz do samostanowienia. Ważną rolę odgrywało spędzanie czasu na łonie natury: poza lekcjami z poezji i literatury jidysz, dzieci miały też zapewnioną edukację przyrodniczą i rolniczą: uprawiały warzywa, hodowały króliki i kury, pracowały w pasiece. Sanatorium było zdecydowanie świeckie: kuchnia zaś była niekoszerna, nie prowadzono również wspólnych modlitw (dzieci mogły modlić się indywidualnie), na swój sposób obchodzono jednak najważniejsze święta żydowskie.

Wybór patrona sanatorium także nie był przypadkowy. Włodzimierz Medem, urodzony w 1879 roku w rodzinie luterańskich konwertytów, dorastał w środowisku chrześcijańskim. Dopiero później zainteresował się swoim żydowskim pochodzeniem, nigdy jednak nie przeszedł na judaizm, uznając, że od religii ważniejsza jest żydowska kultura. Podczas studiów w Kijowie Medem zainteresował się marksizmem i wstąpił do nowo powstałej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Wkrótce zaczął być aktywny w Bundzie, wówczas sekcji autonomicznej SPRR. Za swoją działalność był dwukrotnie więziony, z czego drugi raz (w latach 1913-1915) w Warszawie. Wyszedł z więzienia, gdy Warszawa przeszła pod okupację państw centralnych i został nieoficjalnym liderem polskiego Bundu, zalegalizowanego krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

W swojej publicystyce i działalności polityczno-społecznej Medem ostro sprzeciwiał się nacjonalizmowi, zarówno temu opresyjnemu, jak i kryjącemu się pod postacią tendencji narodowowyzwoleńczych. Według niego wszyscy nacjonaliści dążą do zwycięstwa ich języka oraz kultury, by wzmocnić ekonomiczną kontrolę burżuazji. Państwo, jak twierdził, powinno nie tylko zapewnić mniejszościom narodowym równe prawa obywatelskie, ale i ochronę poprzez autonomię kulturalną. Tylko to jego zdaniem pozwoliłoby uniknąć zduszenia słabszej społeczności przez silniejszą.

Pod koniec życia Medem był coraz bardziej rozczarowany linią polityczną polskiego Bundu. Pozbył się wszelkich złudzeń względem komunizmu po rewolucji październikowej (uznał ją za ryzykancką i autorytarną). Niejednokrotnie krytykował też „dyktaturę proletariatu” i Czerwony Terror, który według niego stanowił zaprzeczenie ideałów prawdziwego socjalizmu. Dlatego też mocno rozczarowały go usilne starania Bundu o wejście do Kominternu. W 1920 roku Medem wyjechał do Nowego Jorku, gdzie zmarł trzy lata później. Choć nigdy nie był oficjalnym liderem Bundu, to w inskrypcji nagrobnej nazwany jest legendą tej partii.

Przed śmiercią Medem zdołał jednak, na prośbę założycieli sanatorium, zorganizować zbiórkę na rzecz tej instytucji i zebrać kilka tysięcy dolarów, które przesłał do CISZO. Pozwoliło to na zakup działki w Miedzeszynie, na której zbudowany został ośrodek.

Jak całe bogate życie żydowskie w Polsce, działalność sanatorium została przecięta przez Zagładę. Sanatorium znalazło się w obrębie falenickiego getta, które zostało zlikwidowane 20 sierpnia 1942 roku. Ponoć dzień przed deportacją nauczyciel Friedmann zwołał zebranie, na którym wezwał swoich podopiecznych, by próbowali ratować się ucieczką do pobliskich lasów. Niektórzy posłuchali, lecz szybko zostali schwytani i przyprowadzeni z powrotem. Wszystkie dzieci wraz z opiekunami zostały wywiezione do Treblinki. Wesołe i optymistyczne „nadchodzimy”, śpiewane przez dzieci w filmie Forda, brzmi dziś tragicznie.

W 2016 roku minęło 90-lecie powstania sanatorium. W 2017 roku przypadła zaś 120. rocznica zawiązania w Wilnie Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego na Litwie, w Polsce i Rosji (w jidysz: Algemejner Jidiszer Arbeter Bund in Lite, Pojln un Rusland), nazywanego powszechnie Bund. Historia sanatorium jest mało znana. Dobrze, że film Forda, nareszcie ujrzawszy światło dzienne, przypomina zarówno o samej instytucji, jak i o jej młodych podopiecznych. A także o niezwykłej konsekwencji, ciężkiej „pracy u podstaw”, z jaką Bund prowadził nie tylko działalność stricte polityczną, lecz także budował sieć organizacji społecznych, edukacyjnych, sportowych, opieki zdrowotnej i wzajemnego wsparcia. Organizacji, które zapewniały w trudnej rzeczywistości sanacyjnej II Rzeczpospolitej oparcie i bezpieczeństwo tym najbardziej wykluczonym, zarówno z klasowo-ekonomicznego, jak i polityczno- narodowościowego powodu: żydowskim robotnikom i robotnicom oraz ich dzieciom.