Teologiczna droga do Zagłady

Gdzie zaczyna się teologiczna droga niemieckiego Kościoła protestanckiego do Zagłady? W momencie, gdy Marcin Luter, początkowo życzliwie nastawiony do Żydów (bo „mogą wśród nich być przyszli chrześcijanie”), orientuje się, że nie doprowadzi do masowej konwersji i swoją życzliwość zamienia w nienawiść? Może kiedy kapelan cesarza Niemiec, Adolf Stoecker, apeluje do Żydów, aby odrzucili „swą ambicję zostania panami Niemiec”? Bo kiedy po wprowadzeniu ustaw norymberskich protestancki teolog Gerhard Kittel mówi o nich jako o „rezultacie trzeźwej historycznej oceny, za którą świat jeszcze podziękuje Adolfowi Hitlerowi”, droga ta jest już całkiem solidnie wybrukowana.

Anders Gerdmar w książce „Roots of Theological Antisemitism” przeanalizował poglądy niemieckich egzegetów biblijnych na przestrzeni trzystu lat poprzedzających Zagładę. W swojej pracy stawia tezę, że antysemickie poglądy teologów i pastorów lat trzydziestych XX wieku są jedynie nieco bardziej radykalną wersją tych, które istniały od dawna. Sam Luter zostawił po sobie wiele antysemickich cytatów, które łatwo posłużyły do legitymizacji działań nazistów.

 

Anders Gerdmar jest teologiem i wykładowcą Nowego Testamentu, członkiem European Association for Jewish Studies. W 2001 roku uzyskał tytuł doktora na Uniwersytecie w Uppsali, a cztery lata temu założył Skandynawską Wyższą Szkołę Teologiczną, której jest rektorem.

 

Swoją książkę zatytułował pan „Korzenie teologicznego antysemityzmu”, nie używa pan w niej przyjętego w wielu kręgach naukowych terminu antyjudaizm.

Wybór odpowiedniej terminologii zawsze jest problematyczny. Samo pojęcie semityzmu pojawia się dopiero pod koniec XVIII wieku, więc w odniesieniu do wcześniejszego okresu nie powinno się go stosować. Jeśli chodzi o antyjudaizm, przyjęło się uważać, że to łagodniejsza, nieco lepsza wersja  antysemityzmu. Teologowie chrześcijańscy, chcąc zdystansować Kościół od antysemityzmu, mówią o antyjudaizmie. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że pomiędzy antyjudaizmem a antysemityzmem nie można rysować zbyt wyraźnej granicy, te dwie postawy często idą w parze. Kościół od II wieku mówi o Żydach negatywnie, większość teologii była naznaczona antysemityzmem. Wydaje mi się więc, że termin „teologiczny antysemityzm” najlepiej podkreśla wagę problemu.

 

Bada pan egzegetykę biblijną Kościoła protestanckiego w okresie od mniej więcej połowy XVIII do lat 50. XX wieku. Jednak korzenie teologicznego antysemityzmu sięgają o wiele głębiej, bo aż działalności Marcina Lutra. W traktacie „O Żydach i ich kłamstwach”, trzy lata przed swoją śmiercią, Luter pisze, że należy spalić synagogi i szkoły żydowskie, zakazać rabinom nauczać, pozbawić Żydów dóbr do czasu, kiedy nie dokonają konwersji.

Dość powszechnie uważa się, że poglądy Lutra wynikają z jego zawiedzionych nadziei na konwersję Żydów. Mówi się, że początkowo był do Żydów nastawiony bardzo pozytywnie, podkreślał, że płynie w nich ta sama krew, co w Jezusie, podczas gdy my jesteśmy tylko gojami. To nieprawda. Jeśli przyjrzymy się wcześniejszym tekstom Lutra,  jeszcze z okresu przed reformacją, na przykład jego komentarzom do Psalmów, widać, jak negatywny jest jego stosunek do Żydów. Nic w tym zresztą dziwnego, Luter był wówczas zakonnikiem katolickim i podzielał powszechnie przyjęte poglądy tego Kościoła. Od samego początku jest więc w nim antyżydowski sentyment i nie zmienia tego jeden tekst o pozytywnym wydźwięku z 1523 roku.

Pierwsze wydanie „O Żydach i ich kłamstwach" /fot. Wikipedia

Pierwsze wydanie „O Żydach i ich kłamstwach” /fot. Wikipedia

Prawie czterysta lat po śmierci Lutra jego słowa legitymizują działania nazistów w oczach Niemców?

Są jednym z najmocniejszych usprawiedliwień Zagłady w Niemczech. Przepełnione nienawiścią pisma Lutra to arsenał cytatów do wykorzystania. Oczywiście we wcześniejszej historii Kościoła również można przeczytać podobnie okropne rzeczy ‒ w niewiele lepszym tonie o Żydach wyrażał się na przykład Jan Chryzostom pod koniec IV wieku, ale nawet on nie dorastał Lutrowi do pięt. Za Lutrem można było powiedzieć, dosłownie go cytując: spalcie ich synagogi. Kiedy w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku synagogi rzeczywiście płoną, biskup Turyngii Martin Sasse mówi o wypełnieniu się słów Lutra. Podkreśla jeszcze, że na 10 listopada przypada rocznica urodzin wielkiego reformatora. Niemieckim nazistowskim teologom bardzo zależało na tym, żeby pokazać, że Luter był antysemitą. Wyciągali z jego pism, co się tylko dało, stąd, badając ten temat, miałem ułatwione zadanie.

 

Czy teologiczny antysemityzm był charakterystyczny tylko dla niemieckiego Kościoła protestanckiego?

W swojej książce przeanalizowałem poglądy około dwudziestu protestanckich teologów, jednym z nich był Anglik Thomas Morgan, deista. Niektóre idee zostały później właśnie z Anglii przeniesione na grunt niemiecki. Ja jednak koncentruję się na Niemczech, bo tam zbudowane zostały ideologiczne podwaliny, które później pozwoliły na to, że można było powiedzieć: pozbądźmy się Żydów. Tam zaczęła kształtować się teologiczna droga do Zagłady.

 

Przykłady antysemityzmu wśród duchownych, nawet na długo przed dojściem Hitlera do władzy, są przerażające. Wpływowy pastor Adolf Stoecker, nazywany „drugim Lutrem”, kapelan dworski cesarza Wilhelma I, publicznie mówił, że wolałby, żeby biednych żydowskich imigrantów pochłonęło morze, zanim zdążą osiedlić się w Niemczech.

Stoecker nie był ideologicznym faszystą. Był nacjonalistą i rojalistą, który traktował Niemcy jako niemal boski twór. Jako pierwszy zainicjował zorganizowany ruch, który antysemityzm uczynił częścią swojego programu ‒ jego Partia Chrześcijańsko-Socjalistyczna powstała w 1878 roku. Sytuacja klasy robotniczej w Niemczech była w tym okresie trudna, więc dużą popularnością cieszył się ruch marksistowski, który był odpowiedzią na wiele problemów. Rewolucja wisiała w powietrzu. Stoecker chciał odciągnąć robotników od marksizmu, był zaciekłym antykomunistą. Ale żeby odnieść sukces, potrzebował kozła ofiarnego. Uczynił nim Żydów.

 

Później fascynował się nim Hitler.

Hitlera interesowała strategia Stoeckera, szukał w jego sukcesie odpowiedzi na to, jak zbudować popularny ruch oparty na antysemityzmie. Na pewno nie była to fascynacja teologiczną wykładnią, a osobą i metodologią działań. Kiedy w 1936 roku wydawana była druga edycja biografii Stoeckera, Hitler zażyczył sobie przeczytać ją jeszcze przed publikacją.

 

Kolejny przerażający przykład. Urodzony w Breslau teolog Gerhard Kittel w 1933 roku podaje cztery sposoby rozwiązania problemu żydowskiego. „Mogłaby zostać podjęta próba eksterminacji Żydów” ‒ zaczyna.

Książka Kittla „Die Judenfrage” pojawia się w 1933 roku, wyprzedza więc plany nazistów. Owo Frage w tytule jego książki to nie pytanie, a problem. Nie teoretyczny, akademicki, a społeczny. Eksterminację jako jego rozwiązanie Kittel odrzuca kilka linijek po jego zaproponowaniu, ale można odnieść wrażenie, że robi to przede wszystkim ze względów praktycznych. Odrzuca także asymilację i syjonizm jako idee, które się nie sprawdziły. Opowiada się de facto za apartheidem jako najlepszym wyjściem, dzięki któremu Żydzi mogliby żyć w niemieckim społeczeństwie, ale nie być jego częścią.

 

Dopóki więc Żydzi nie chcą się kształcić, dorobić jakiegoś majątku i pozycji, są w porządku.

Kittel widzi dwa typy judaizmu ‒ tradycyjny i nowoczesny. Popiera ten pierwszy, którego synonimem są dla niego tradycyjnie ubrany rabin, szkoła religijna, przestrzeganie szabatu. To jest według niego prawdziwy judaizm i uważa, że nie powinno zakazywać się jego praktykowania w takiej formie.

 

Tylko niestety taki wizerunek Żyda niewiele ma wspólnego z ówczesną niemiecką rzeczywistością.

Żyda tolerowanego przez Kittla nazywam „Żydem symbolicznym” ‒ to część wymyślonego przez niego świata symboli, figura pozytywna. W opozycji do „Żyda symbolicznego” istnieje jednak „prawdziwy Żyd” i to on jest problemem. Nowoczesny, radykalny, o lewicowych poglądach, jest siłą niszczącą niemieckie społeczeństwo. Kittel wierzy w różnego rodzaju teorie spiskowe, wiele uwagi poświęca chociażby Waltherowi Rathenau, niemieckiemu politykowi żydowskiego pochodzenia, którego obwinia za rujnowanie Niemiec. Rathenau jest przykładem tego Żyda, który nie pozostał w świecie tradycji.

 

Kittla nazywa pan postacią enigmatyczną, bo początkowo wyraża on bardzo duże i głębokie zainteresowanie judaizmem.

Ojciec Kittla, Rudolf, wybitny znawca i wykładowca Starego Testamentu między innymi na Uniwersytecie w Breslau, należał do grupy niemieckich chrześcijan mocno zainteresowanych Żydami. „Biblia hebraica” z jego krytycznym komentarzem ‒ największe dzieło Rudolfa Kittla ‒ jest do dziś wykorzystywana na zajęciach przez studentów teologii. W takim właśnie domu wychował się Gerhard Kittel.

 

Cenił żydowską tradycję, jedną ze swoich prac zadedykował nawet swojemu nauczycielowi hebrajskiego.

Potem coś po prostu się zmieniło, stał się bardzo antyżydowski. Doszukiwałbym się tu winy dwóch mitów, które były obecne także w jego myśleniu. Po pierwsze ‒ szerokie funkcjonowanie przekonania, że to Żydzi zabili Jezusa. Po drugie ‒ kwestia odrzucenia boskości Jezusa przez Żydów. On przyszedł na świat, a Żydzi nie przyjęli go jako Mesjasza. To Kittla bardzo bolało i było na tyle istotne, że stało się prawdopodobnie przyczyną jego antysemityzmu. Jednak ze względu na swoją aprobatę dla tradycyjnego judaizmu i podkreślanie pozytywnych elementów wiary żydowskiej, w raportach nazistów opisywany był jako osoba w jakimś stopniu niepewna.

 

Kittel godził się również na żydowskie pochodzenie Jezusa.

Tak, choć wielu nazistowskich teologów chciało zupełnie pozbyć się żydowskich korzeni chrześcijaństwa i żydowskość Jezusa była tutaj kwestią kluczową. Jednym z propagatorów tej idei był Walter Grundmann, członek NSDAP od 1930 roku. Napisał książkę, w której udowadnia, że Jezus nie był Żydem.

 

Jak to argumentuje?

Grundmann nie wierzył w niepokalane poczęcie Jezusa. Twierdził, że partnerem Maryi był krewny rzymskiego żołnierza, a zatem Jezus nie był synem Żyda.

 

Pozostaje pytanie, co zrobić z Maryją.

Grundmann przeanalizował Ewangelię Mateusza, gdzie na wstępie opisana jest linia genealogiczna Jezusa. Doszedł do wniosku, że wymienione są tam tylko cztery kobiety i żadna z nich nie jest etniczną Żydówką. W związku z tym staje się dla niego oczywiste, że nie była nią też Maryja. Nie jest to interpretacja najwyższych lotów, nietrudno dostrzec, jak bardzo jest naciągana, ale pozostawała zgodna z ideologiczną linią NSDAP, więc nikt się jej nie sprzeciwiał, nie próbował jej podważyć. Ta idea stała się dość rozpowszechniona, wielu teologów, których prace badałem, dopuszczało możliwość, że w Jezusie nie było żydowskiej krwi. W Szwecji znaleźli się nawet teologowie, którzy próbowali udowodnić, że Jezus miał w sobie krew nordycką.

 

Grundmann, w przeciwieństwie do Kittla, był teologiem liberalnym.

To właśnie frakcja liberalna niemieckiego Kościoła ‒ co może zaskakiwać ‒ była bardziej otwarta na narodowy socjalizm niż frakcja konserwatywna. Liberalne poglądy tej pierwszej dotyczyły tylko teologii. Dla jej członków ingerowanie w treść Biblii nie było problemem. Powiedzenie, że Stary Testament nie powinien być częścią Biblii, uchodziło za normalne. Kittel jako konserwatysta nigdy by się tego nie dopuścił, bronił Starego Testamentu jako nieodłącznego elementu wiary chrześcijańskiej. Nieważne jednak, jaki nurt reprezentowali, ludzie tacy jak Kittel otworzyli nazistom drogę do działania przeciwko Żydom. Niemcy były w większości protestanckie, duchowni i teologowie mieli wielki wpływ na społeczeństwo. Hitler to rozumiał i umiał wykorzystać, choć sam nie był protestantem.

 

Dobierał dla swoich potrzeb ludzi z autorytetem.

To, że udało mu się zyskać poparcie sławnego profesora z Uniwersytetu w Tybindze, Gerharda Kittla, było bardzo cenne. Dawało ludziom poczucie, że plany eksterminacji Żydów mają podstawę, że jeśli antysemicką politykę NSDAP popiera uczony tej klasy, to wszystko jest w porządku. Tak postawionej kwestii problemu żydowskiego łatwiej było przyklasnąć.

 

Dwóch teologów, Kittel i Grundmann, obydwaj z legitymacją NSDAP, było świadkami Zagłady. Kittel zmarł w 1948 roku, Grundmann w 1976.

Kittel w 1946 roku napisał pracę zatytułowaną „Meine Verteidigung” („Moja obrona”), ale nadal jest tam bardzo antyżydowski. Nie boi się denazyfikacji, nie stara się zaprzeczać swoim poglądom, racjonalizować ich, jak robiło wiele osób po wojnie. Jego stanowisko dotyczące konwersji Żydów jest tam bardzo jasne i niezmienione. To dość ironiczne, bo kiedy badałem prace egzegetów z okresu przed Zagładą, znalazłem zaledwie kilka tekstów, które o Żydach mówią pozytywnie. Jeden z nich, o palestyńskim judaizmie, napisał właśnie Kittel w 1926 roku. Dostrzegał wartość ziemi Izraela, żydowskiej tradycji, zależało mu na pokazaniu, jak ważne jest to dziedzictwo.

 

Jak to możliwe, że nie widział sprzeczności w łączeniu tak różnych poglądów?

Nazywam to „przedziałowością” w myśleniu. W pewnym sensie Żydzi są bardzo dobrzy, w innym ‒ bardzo niebezpieczni. Pomiędzy tymi przedziałami, odrębnymi ideami, nie ma połączenia.

Portrety Marcina Lutra i jego żony, Katarzyny von Bora, autorstwa Lucasa Cranacha Starszego w zbiorach Muzeum Narodowego w Sztokholmie /fot. Chidusz

Portrety Marcina Lutra i jego żony, Katarzyny von Bora, autorstwa Lucasa Cranacha Starszego w zbiorach Muzeum Narodowego w Sztokholmie /fot. Chidusz

 

Jak Kościół protestancki po wojnie radził sobie z przeszłością, tak silnie naznaczoną antysemityzmem?

Wydawałoby się, że jedynym dobrym wyjściem z sytuacji byłoby padnięcie na kolana i powiedzenie: przebaczcie. Kiedy badałem dokumenty z okresu powojennego, nic takiego jednak nie znalazłem. Było to dla mnie szokujące. Jeśli w środowisku protestanckim w Niemczech powiedziałoby się: mamy problem z Żydami, niezależnie od tego, czy byłby to rok 1943, 1945 czy 1948, reakcja byłaby taka sama ‒ przytaknięcie. Kościoły krajowe nie wyrażały skruchy. Prosiły o przebaczenie za popieranie nazistów, ale nie uważano, że powinno się przeprosić za Zagładę, przyznać się do swojej odpowiedzialności za nią. Na początku lat pięćdziesiątych sławny niemiecki teolog Rudolf Bultmann był w stanie obwiniać Żydów o Zagładę. Doskonały przykład „secondary antisemitism” ‒ wtórnego antysemityzmu.

 

Jak obecnie traktowane jest problematyczne dziedzictwo Lutra?

Kościół protestancki ma dziś zupełnie inny stosunek do Żydów. Stanowisko względem poglądów Lutra jest również bardzo jasne, w roku jubileuszowym 500-lecia reformacji było to mocno podkreślane. Nie można mówić o Lutrze, pomijając jego przemyślenia na temat Żydów ‒ to jeden z największych problemów, z jakimi trzeba się zetknąć, analizując jego dorobek. Dla mnie Luter w dalszym ciągu pozostaje bohaterem. Miał przeciwko sobie cały ówczesny Kościół, groziła mu śmierć. Jego poglądy dotyczące Żydów są jednak nie do przyjęcia. Taką opinię podziela dziś większość teologów luterańskich. Niestety, nastąpiło to za późno.