Koniec złego, początek gorszego?

„Nie masz już, nie masz, żydowskich targów!”, chciałoby się rzec i rozczulić nad losem Mendelmana, którego rzeczywistości nie zagraża jeszcze Zagłada czy mieszane małżeństwa, a nowy, niechętny mu właściciel sklepu, w którym dotychczas sprzedawał swoje dywany oraz wielki, nowoczesny dom handlowy. Sturm nie pokazuje jednak ówczesnego porządku świata z sentymentem, co jest niezwykłe, gdy spojrzymy na inne opowieści o sztetlach. Przeciwnie, wzorowane na fotografiach Romana Vishniaca ilustracje są ponure, uśmiechy pojawiają się rzadko, a protagonista komentuje to, co widzi, słowami: „Po drugiej stronie ulicy nosiwoda rozlał zawartość swoich wiader przed stoiskiem szlifierza…który go ruga… i kopie w głowę. Bosy starzec sprzedaje połamane meble. Mija mnie sędziwy tragarz, ledwie dźwigający swój ładunek. Ślepy żebrak o zdeformowanej twarzy”. Jedyne, co zdaje się sprawiać, że Mendelman lubił stary świat, to jego przewidywalność i to, że mógł przed nim uciekać do swojego krosna.

Czy „Dzień targowy” jest jedynie opowieścią o żydowskim artyście żyjącym dawno gdzieś na wschodzie Europy? Teraźniejszość bohatera wydaje się dziwnie uniwersalna: „Ta przygnębiająca teraźniejszość. Smród. Cierpienie. Nieznośnie pełny pęcherz. Pięta ocierająca o skórę buta. Melancholijny głupiec. Sprzedawca zabawek, na które już mnie nie stać, bo ostatnie grosze oddałem wróżbicie”. To rzeczywistość artysty – człowieka nagle skonfrontowanego z brakiem zapotrzebowania na misternie dopracowane dzieła, w które wkłada kawał własnej duszy. Staje on przed pytaniem, jak wyżywić własną rodzinę. To teraźniejszość dzisiejszego trzydziestolatka, który musi wybrać między marzeniami a pościgiem za codziennym posiłkiem dla mającego narodzić się lada moment dziecka. Człowieka, który jak bohater, „kończy bujać w obłokach, gdy dołącza do setek innych”. Z książki wycieka frustracja i chęć odmiany życia; załamany Mendelman sam karci się za sprowokowane alkoholem marzenia o śmierci żony i nienarodzonego jeszcze dziecka, by zacząć wszystko od nowa.

Nastrój opowieści podkreśla kreska Jamesa Struma, która zdaje się odwoływać bardziej do europejskiej tradycji komiksów niż do powszechnie kojarzonych historii o superbohaterach (chociaż rysownik ma na koncie chociażby własną wersję opowieści o Fantastycznej Czwórce). Oszczędny w środkach wyrazu, przemyca w obrazkach melancholię fabuły i genialnie oddaje ucieczkę bohatera w świat fantazji, gdy przeistacza to, co widzi, we wzory dywanów.

„Dzień targowy” jest wyjątkową pozycją na półkach. O ile komiks i powieść graficzna coraz częściej wykorzystuje się jako sposób mówienia m. in. o Zagładzie, i dedykuje się je najczęściej młodszemu czytelnikowi, o tyle dzieło Sturma nie jest dynamiczne i pełne zwrotów akcji, a koncentruje się na umyśle i duszy bohatera. Warto przezwyciężyć ewentualną niechęć do tej formy przekazu i przeżyć z Mendelmanem jeden dzień z jego życia.