Komunista, syjonista, patriota? Życie i działalność Jakuba Egita [cz. 3]

Egit opuszczał Wrocław z nostalgią i żalem. Musiał zostawić tu swoje dzieło – Wojewódzki Komitet Żydowski, instytucję, której poświęcił wiele trudu w ciągu niemal pięciu lat. Nie wyjeżdżał jednak w niesławie, nie zsyłano go na karną placówkę gdzieś na prowincji. Czekała na niego nowa praca w wydawnictwie Idisz Buch, mieszkanie i wciąż odbudowująca się Warszawa.

Ucięte marzenia

Koniec roku 1949, przełom listopada i grudnia, ponad rok od pamiętnej Wystawy Ziem Odzyskanych we Wrocławiu. Dla wrocławian to wciąż wspomnienie radosne, dla społeczności żydowskiej raczej gorzkie. To właśnie od chwili likwidacji stoiska prezentującego Jidiszer Jiszuw zaczęła się zmiana stosunku władzy komunistycznej wobec tej mniejszości. Z każdym miesiącem pojawiały się nowe napięcia i problemy. Najboleśniej pogorszenie sytuacji odczuł Egit, którego późną jesienią odsunięto od przewodniczenia Wojewódzkiemu Komitetowi Żydowskiemu. W dość ostrej krytyce Kazimierza Witaszewskiego, jednego z wyraźniejszych liderów partyjnych PZPR we Wrocławiu, ustępujący przewodniczący usłyszał, że próbował na Dolnym Śląsku zbudować nacjonalistyczne osiedle żydowskie – a partia takich zachowań tolerować nie może. I tak, w prosty sposób skończyło się „nowe życie” – lata pracy, organizowanie struktur komitetów itd. Jedną decyzją polityczną ucięto marzenia nie tylko samego Egita. Jego odejście stało się początkiem końca WKŻ. Może i dobrze, że na stanowisku przewodniczącego nie doczekał czerwca 1950 roku, gdy ostatecznie rozwiązano struktury CKŻP?

Idisz Buch

Stając znów przed decyzją, co robić dalej, Egit postanowił zagrać va banque. Podjął próbę legalnego opuszczenia Polski i wyjazdu do Izraela. Niestety, zakończyła się ona klęską, bo tego typu zachowanie zdaniem władzy PRL było niedopuszczalne. Tym samym Polska okazała się dla Egitów miejscem, z którego nie można było się wydostać. Czy można było w niej spokojnie żyć? Tak, ale tylko do pewnego momentu.

W trudnej sytuacji do Egita pomocną dłoń wyciągnął Szymon Zachariasz, jeden z prominentnych żydowskich działaczy partyjnych. Z jego rekomendacji Egit otrzymał pracę na stanowisku kierownika w wydawnictwie Idisz Buch w Warszawie. Co więcej, zagwarantowano mu mieszkanie przy ul. Mochnackiego, wystarczająco duże, by pomieścić żonę, dzieci oraz teściów. Z całej tej nieszczęśliwej sytuacji wyszedł więc Egit dość komfortowo. Przynajmniej na tyle, by znów próbować ułożyć sobie życie w nowym mieście, środowisku i w nowej pracy.

Wciąż miał licznych żydowskich znajomych, których we wcześniejszych latach odwiedzał w Warszawie podczas licznych spotkań w CKŻP. Z pewnością miał również nadzieję na koniec nieszczęśliwych okoliczności.

Początek lat pięćdziesiątych w Polsce bardzo mocno wiąże się z tym, co nowe. W lipcu wszedł w życie plan sześcioletni, mający zapewnić Polsce gospodarczy dobrobyt. Mniejszościom etnicznym i narodowym „umożliwiono bezpieczną asymilację”, tworząc na potęgę towarzystwa społeczno-kulturalne.

Socjalizm z najgorszą, stalinowską, twarzą wkradał się w i tak niełatwe już życie. Konsekwencje stalinizmu w krajach demokracji ludowej były w wielu przypadkach szokujące. Bezpodstawne oskarżenia, pokazowe procesy i wyroki wydawane na podstawie wątpliwych poszlak. Jesienią 1952 roku w krajach bloku wschodniego wiele emocji budził trwający w Czechosłowacji proces Rudolfa Slansky’ego.

Niedługo później, w styczniu 1953, rosyjska gazeta „Prawda” donosiła o spisku lekarzy kremlowskich żydowskiego pochodzenia czyhających na życie Józefa Stalina. Być może również w Polsce konstruowano intrygę z udziałem ludności żydowskiej zakrojoną na szeroką skalę, w której Jakub Egit mógł odrywać ważną rolę. Działalność organów bezpieczeństwa wobec niego wysoce uprawdopodabnia taką hipotezę.

Aresztowanie

Choć już w październiku 1950 roku działacz stał się szczególnym obiektem zainteresowania Urzędu Bezpieczeństwa, dopiero w kwietniu następnego roku Naczelnik Wydziału III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego skierował pismo o rozpoczęcie zbierania informacji o nim. (Co ciekawe, mężczyznę podejrzewano wówczas o współpracę z „Defą” – przedwojenną Defensywą Polityczną). Miesiąc później ponowiono wniosek, tym razem sugerując popełnienie przestępstwa przeciwko państwu. Trudno dokładnie określić, co było głównym zarzutem w tej bardzo szerokiej kategorii.

Przez ponad półtora roku Egita bacznie obserwowała bezpieka. Raportowano jego aktywność, zwracając szczególną uwagę na kontakty z zagranicą. Posumowanie całej działalności byłego przewodniczącego WKŻ nastąpiło w lutym 1953 roku, kiedy sformułowano wniosek o jego aresztowanie. Pod adresem Egita wysunięto co najmniej pięć oskarżeń. Jedne dotyczyły przedwojennej działalności w partii komunistycznej, inne mówiły o amoralności czy nadużywaniu funkcji pełnionych we Wrocławiu. Najmocniejsze jednak było stwierdzenie Julii Brystygierowej, dyrektora Departamentu V MBP: „Zachodzi podejrzenie o jego powiązaniu z obcym wywiadem, a w szczególności z wywiadowczą działalnością w Joincie. Celem wyjaśnienia w/w spraw i uzyskania dodatkowych dowodów wrogiej wywiadowczo-dywersyjnej działalności Jointu w powiązaniu z niektórymi działaczami Komitetów Żydowskich stawiam wniosek o areszt.”

W tym samym czasie zamknięto również Józefa Gitler-Barskiego, który w latach 1946-1950 był przedstawicielem Jointu w Polsce. Sprawa oskarżenia obu działaczy musiała być więc ściśle powiązana. Zarzuty o kontakty z wywiadem amerykańskim wyrażone explicite mogły być kolejnym etapem postępowania, z pewnością poprzedzającym widowiskowy proces. Szczęśliwie jednak do niego nie doszło. Zarówno Egit, jak i Gitler – Barski spędzili w więzieniu około pół roku. Po przesłuchaniach (na szczęście bez tortur fizycznych) postępowanie zostało zakończone. We wrześniu 1953 r. opuścili areszt.

Na taki przebieg procesu z pewnością wpłynęło to, co zaszło niespełna dwa tygodnie po aresztowaniu działaczy TSKŻ, 5 marca. „Cień padł na ziemię od tej śmierci, od oceanu do oceanu, od Gibraltaru do Uralu. (…) Umarł Stalin” – pisał jeden z socrealistycznych poetów. Jego śmierć nie tylko spowodowała reorganizację w szeregach Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, miała też przełożenie m. in. na sprawę lekarzy kremlowskich, którą niespodziewanie zakończono. Być może także i polskie organy bezpieczeństwa nie miały już potrzeby konstruowania zarzutów i rozpoczynania procesów przeciwko żydowskim działaczom. I choć ta śmierć „zmieniła świat”, to na konkretne skutki, zwłaszcza na Odwilż, trzeba było jeszcze poczekać. Do polskiego Października 1956 r. musiały upłynąć trzy lata.

Emigracja

Po wyjściu z więzienia Egit zaczął myśleć o wyjeździe do Izraela albo do Kanady, gdzie znajdowała się już rodzina jego żony. Opuszczenie Polski nie było jednak proste. Podania o wydanie paszportu początkowo były rozpatrywane negatywnie. W końcu nadzieję przyniosła decyzja przyznania dokumentu Helenie Szwarcbard, teściowej działacza. Kobieta szybko z niego skorzystała – wyjechała do córki mieszkającej w Ontario, w Kanadzie.

Ze zbiorów archiwalnych jasno nie wynika, czy Egit paszport dostał. We wspomnieniach pisze o pewnym znajomym z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który pomógł załatwić mu formalności paszportowe i umożliwił wyjazd z Polski. Faktem niepodważalnym jednak jest, że Egit z żoną i dziećmi opuścił Polskę na początku 1957, najpierw kierując się do Wiednia, a dopiero później do Kanady.

W Warszawie Egit wsiadł do ekspresu Moskwa-Wiedeń. Być może pociąg ten zabierał w ostatnią podróż z Polski jeszcze innych Żydów, bo „alija Gomułki” była wydarzeniem masowym. Tysiące Żydów opuszczało kraj w poczuciu rozczarowania, wiążąc swoją przyszłość między innymi z Izraelem. Z Idisz Buch, w którym pracował Egit, odchodził również Lejb Olicki, emigrujący na Bliski Wschód do upragnionego państwa. Wyjeżdżając pisał:
„Żegnam Cię, Polsko, jak żegna się przyjaciela:
Niech duch twego proroka spoczywa na tobie;
Każdy szmalcownik – twój największy wróg –
Niechaj czuje, jak oczyszcza go dotknięcie twojego proroka..”

Być może i z takim poczuciem wyjeżdżał Egit, przypominając sobie zarówno galicyjskie miasteczka, jak i dolnośląski Jiszuw. Kanada takich krajobrazów nie mogła zaoferować, dała jednak dużo więcej: spokój i bezpieczeństwo.

Nowe Życie 2.0

„Nowe życie w Kanadzie” – tak brzmi tytuł jednego z ostatnich rozdziałów „Grand Illusion”, wspomnień Egita. Nowe życie po raz który? Trudno to zliczyć. Tym razem jednak rzeczywiście „nowe”. O inne nie trzeba było się już starać. Ameryka Północna dała rodzinie Egitów to, o czym tak marzyła: dom, w którym można było żyć bez obaw. Na wyciągniecie ręki były możliwości pracy i nauki, a także otwarci ludzie, z którymi bezproblemowo weszli w relacje. Była i społeczność żydowska, dla której Egit szybko stał się ważną osobą, włączając się w działalność różnych organizacji żydowskich. Marzenie się ziściło, choć daleko od rodzinnych stron.

Jakub Egit zmarł w 1996 roku, przeżywszy prawie 90 lat.