Anioł, który nie wiedział, że jest aniołem [komentarz do parszy Wa-jeszew ]

Parsza Wa-jeszew 21 grudnia 2019/ 23 kislew 5780

Historia Józefa i jego braci opowiedziana jest aż w czterech parszach i stanowi najdłuższą, najlepiej dopracowaną opowieść w całej Torze. Nic nie dzieje się tam przypadkowo, liczy się każdy szczegół. Pewien fragment tej historii wydaje się jednak wyjątkowo nieistotny – a to właśnie w nim zawarta jest jedna z najpiękniejszych biblijnych idei.

Zarys historii przedstawiony jest bardzo zwięźle. Bracia Józefa zazdroszczą mu i pałają do niego nienawiścią. Idą wypasać owce. Jakub, ich ojciec, wysyła Józefa, żeby zobaczył, jak sobie radzą. Spotkanie z braćmi będzie początkiem dramatu, który doprowadzi do sprzedania Józefa jako niewolnika do Egiptu.

Józefowi prawie udaje się tego uniknąć. Przybywa do Szechem, myśląc, że spotka tam braci. Tak się jednak nie dzieje. Mógłby pobłądzić trochę po okolicy, a następnie – nie znalazłszy braci – wrócić do domu. Nie wydarzyłoby się wtedy nic z późniejszej historii Tory: Józef nie zostałby niewolnikiem ani prawą ręka faraona, w czasie lat urodzaju nie zgromadzono by zapasów żywności, rodzina Józefa nigdy nie przybyłaby do Egiptu, nie byłoby ani wygnania, ani niewoli, ani exodusu. Ta cała historia – której ogólny zarys poznał Abraham podczas nocnej wizji – mogła się nigdy nie wydarzyć. Następnie czytamy jednak:

 

I spotkał go ktoś, gdy błąkał się po polu; i zapytał się go ów człowiek mówiąc: „Czego szukasz?”. I rzekł: „Braci moich szukam; powiedzże mi gdzie oni pasą?”. I odpowiedział ów człowiek: „Wyruszyli stąd; a słyszałem ich mówiących: pójdźmy do Dothan”. I poszedł Josef za braćmi swoimi, i spotkał ich w Dothan (Be-reszit 37:15-17).

 

Nie znam innego takiego fragmentu w Torze: trzy wersy poświęcone są tu pozornie trywialnemu, nadzwyczaj nieistotnemu zapytaniu przypadkowej osoby o drogę. Kim był nieznajomy? I jakie przesłanie dla przyszłych pokoleń niesie ten fragment? Zdaniem Rasziego ów nieznajomy to anioł Gabriel. Ibn Ezra twierdzi, że to zwykły przechodzień. Ramban pisze jednak: „Święty Błogosławiony zesłał mu przewodnika bez jego wiedzy”.

Nie wiem, czy Rambamowi chodziło o to, że Józef nie był świadom, kim był nieznajomy, czy ów przewodnik sam nie wiedział, jaka była jego rola. Anonimowy mężczyzna – daje do zrozumienia Tora – reprezentuje nagłe pojawienie się opatrzności, która miała zapewnić, że Józef trafi tam, gdzie miał trafić, a historia potoczy się dalej ustalonym torem. Być może nieznajomy nie wiedział, jakie w rzeczywistości było jego zadanie. Na pewno nie wiedział tego Józef. Mówiąc najprościej: był to anioł, który sam nie wiedział, że był aniołem. Nieznajomy odgrywa w historii bardzo ważną rolę. Bez niego nic by się nie wydarzyło. Kiedy wskazywał drogę Józefowi, nie wiedział jednak, jak istotne były jego działania.

To niezwykle ważne przesłanie. Kiedy niebiosa chcą, aby wydarzyło się coś, co wydaje się niemożliwe, czasami zsyłają na ziemię anioła, aby nadać pędu historii. Pozwolę sobie opowiedzieć historię dwóch takich aniołów, bez których nie byłoby dzisiaj Państwa Izrael.

Pierwszy anioł, a właściwie anielica, pochodziła z rodziny sefardyjskiej. W wieku siedemnastu lat wyszła za mąż i stała się częścią najbardziej znanej na świecie rodziny aszkenazyjskich Żydów. Miała na imię Dorothy Pinto. Jej mężem został James de Rothschild, syn wielkiego barona Edmonda de Rothschilda, który zrobił bardzo wiele, aby wesprzeć osadnictwo żydowskie w Palestynie, zanim jeszcze ogłoszono niepodległość Izraela.

Podczas pierwszej wojny światowej doszło do krytycznej sytuacji, która miała doprowadzić ostatecznie do upadku Imperium Osmańskiego i stworzenia Mandatu Palestyńskiego pod brytyjskim protektoratem. Nagle Wielka Brytania zaczęła odgrywać kluczową rolę dla spełnienia się syjonistycznego snu. Chaim Weizmann, najważniejsza postać ruchu syjonistycznego, przebywał w Wielkiej Brytanii, gdzie prowadził badania i wykładał chemię na Uniwersytecie w Manchesterze. Weizmann pochodził z Rosji, nie był więc znaczącym członkiem brytyjskiego społeczeństwa. Manchester to przecież nie Londyn, a chemia w niczym nie przypomina polityki. Najbardziej wpływową rodziną z dobrymi powiązaniami byli Rothschildowie. Baron Edmond przebywał jednak we Francji, a James na froncie. Dodajmy też, że nie wszyscy członkowie znanej rodziny wierzyli w idee syjonizmu.

Wtedy to na scenę wkroczyła Dorothy. Kiedy po raz pierwszy w grudniu 1914 roku spotkała Weizmanna, miała zaledwie dziewiętnaście lat i nie zdawała sobie sprawy z politycznych zawiłości związanych z urzeczywistnieniem syjonistycznego snu. Szybko się jednak uczyła. Była spostrzegawcza i zaradna, pełna energii, zdeterminowana i rozkoszna. Poznała Weizmanna z każdym, kogo musiał znać i kogo powinien był przekonać do swojej wizji. Simon Schama w swojej książce Two Rothschilds and the Land of Israel (Dwóch Rothschildów i Ziemia Izraela) pisze o Dorothy: „była młoda, […] łączyła w sobie urok, inteligencję i więcej niż odrobinę twardej nieustępliwości, tworząc idealną mieszankę potrzebną do przerobienia wątpliwości w oddanie, obojętności w entuzjazm, nieczułości we współczucie”.

Schama tak pisze o efektach działań Dorothy: „dzięki niestrudzonej ale rozsądnej dyplomacji otworzyła drogi wpływów w czasach, kiedy były one niezwykle potrzebne”[1]. Rezultatem była Deklaracja Balfoura złożona w 1917 roku, kamień milowy w historii syjonizmu. Pamiętajmy, że miała ona formę listu do barona Waltera Rothschilda. 

Mąż Dorothy, James, przekazał w swoim testamencie część majątku na wybudowanie Knesetu. Z kolei Dorothy zostawiła pieniądze na wzniesienie nowego budynku Sądu Najwyższego. Projekt wprowadził w życie jej bratanek Jacob, obecny baron Rothschild. Jednak to właśnie koneksje, które w latach 1914-1918 zapewniła Weizmannowi Dorothy, pozostają jej największym osiągnięciem. Bez nich nie byłoby Deklaracji Balfoura, a zatem i Państwa Izrael.

Inna postać, w niczym nieprzypominająca Dorothy Rothschild, to Eddie Jacobson. Urodził się w Lower East Side w Nowym Jorku, w rodzinie biednych żydowskich imigrantów. Przeprowadził się z rodziną do Kansas City, gdzie zaprzyjaźnił się z innym młodym mężczyzną o nazwisku Harry Truman. Przyjaciele z młodości zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej w 1917 roku, kiedy trafili razem do wojska. Po pierwszej wojnie światowej prowadzili wspólnie biznes pasmanteryjny, który zbankrutował w 1922 roku z powodu recesji.

Po tym wydarzeniu ich drogi się rozeszły. Jacobson znalazł pracę w handlu, Truman zaś najpierw został sędzią hrabstwa, później senatorem, wiceprezydentem, a w końcu, po śmierci Roosevelta w 1945 roku, prezydentem Stanów Zjednoczonych. Pomimo rozbieżnych dróg, jakie obrali Jacobson i Truman, pozostali przyjaciółmi. Eddie często odwiedzał Trumana i dyskutował z nim, między innymi o losie europejskich Żydów w czasie Zagłady.

Po wojnie stosunek Stanów Zjednoczonych do kwestii Państwa Izrael był dość ambiwalentny. Departament Stanu był przeciwny. Truman odmówił Weizmannowi spotkania. 13 marca 1948 roku Jacobson wybrał się do Białego Domu i przekonał Trumana, żeby zmienił zdanie i dał Weizmannowi szansę. W dużej mierze właśnie dzięki jego interwencji Stany Zjednoczone stały się pierwszym krajem, który uznał 14 maja 1948 roku niepodległość Państwa Izrael.

Wiele lat później Truman napisał:

 

Jeden z momentów największej dumy w moim życiu miał miejsce o osiemnastej dwanaście w piątek, 14 maja 1948, kiedy miałem okazję w imieniu rządu Stanów Zjednoczonych uznać niepodległość nowo powstałego Państwa Izrael. Jestem bardzo wdzięczny za to, że miałem szczęście odegrać tak ważną rolę w narodzinach Izraela jako – posługując się nieśmiertelnymi słowami z Deklaracji Balfoura – „narodowego domu dla narodu żydowskiego”.

 

Na scenie historii pojawiły się dwie osoby – Dorothy Rothschild i Eddie Jacobson. Pozwoliły one Chaimowi Weizmannowi poznać ludzi, których prawdopodobnie nigdy nie miałby okazji spotkać, między innymi Arthura Balfoura i Harry’ego Trumana. Dorothy i Eddy byli jak nieznajomy, który pomógł Józefowi odnaleźć braci – w ich przypadku historia przyniosła jednak bardziej pozytywne konsekwencje. Myślę, że oboje byli aniołami, którzy sami o tym nie wiedzieli.

Być może dzieje się tak nie tylko w historii narodów, ale i w życiu każdego z nas, kiedy znajdujemy się w krytycznej sytuacji. Wierzę, że często w chwilach, kiedy czujemy się najbardziej zagubieni, na naszej drodze staje ktoś, kto – robiąc lub mówiąc odpowiednią rzecz – pomaga nam się podnieść i wskazuje drogę w odpowiednim kierunku. Przypominając sobie o tym wiele lat później widzimy wyraźniej, jak ważna była ta pomoc, choć wtedy mogła wydawać się nam mało istotna. W takich momentach możemy być pewni, że spotkaliśmy anioła, który – jak w historii Józefa – sam nie wiedział, że był aniołem.

[1]Simon Schama, Two Rothschilds and the Land of Israel, 1978, s. 196-98.

Tłumaczenie: Jolanta Różyło © CHIDUSZ 2019

rabin-jonathan-sacks-chidusz-komentarze-do-tory-paraszat-ha-szawua-rabbi-sacks-torah

Cykl ukazuje się dzięki wsparciu:

yesod