Narodziny nadziei [komentarz do parszy Be-chukotaj]

Parsza Be-chukotaj 1 lipca 2019 / 27 ijar 5779

W tym tygodniu czytamy fragment Tory zwany tochecha (przestroga) – przerażającą listę klątw, które spadną na Izraelitów, jeśli sprzeciwią się założeniom Bożej misji. To przepowiednia czasów, w których historia zboczy na zły tor. Jeśli Izrael zbłądzi w sensie duchowym – ostrzega tochecha – ucierpi również pod względem fizycznym, ekonomicznym i politycznym. Naród poniesie tragiczną klęskę. Zaprzepaści swą wolność i kraj. Izraelitów czeka wygnanie i prześladowania. Omawiany fragment jest tak przerażający, że czyta się go w synagodze sotto voce, półgłosem. Trudno jest wyobrazić sobie inny naród, który przetrwałby tak wielką tragedię i chciał opowiadać o niej przyszłym pokoleniom. Na tym jednak fragment się nie kończy. Ton tekstu gwałtownie się zmienia i po przerażającej serii klątw czytamy niezwykły ustęp niosący pocieszenie, jeden z najbardziej znaczących w całej Biblii:

 

Ale z tem wszystkiem, kiedykolwiek by przebywali w ziemi wrogów swoich, nie porzucę ich, i nie odtrącę ich (…). I wspomnę dla nich o przymierzu przodków, których wywiodłem z ziemi Micraim w oczach ludów, abym był im Bogiem: Ja Wiekuisty (Wa-jikra 26:44-45).

 

To punkt zwrotny w historii ludzkiej duchowości. Narodziny nadziei – nie jako marzenia czy pragnienia, ale jako samego kształtu historii, „moralnego łuku wszechświata”, jak nazwał go Martin Luther King. Bóg jest sprawiedliwy. Czasami karze, a czasami chowa Swoją twarz. Ale nigdy nie łamie danych obietnic. Dotrzymuje słowa. Ratuje Swoje dzieci i prowadzi je do domu.

Nadzieja to wielki dar, który judaizm ofiarował zachodniej cywilizacji. Nazywam judaizm „głosem nadziei w ogólnoludzkiej rozmowie”[1]. W starożytności istniały kultury tragedii, a ludzie wierzyli, że bogowie są w najlepszym wypadku obojętni na ich los, a w najgorszym – wrogo do nich nastawieni. Najrozsądniej było unikać uwagi bogów albo łagodzić ich gniew. Wszystko to jednak na próżno. W końcu i tak okazywało się, że jedyne, co można zrobić, to obserwować, jak marzenia rozbijają się o skały rzeczywistości. Największych twórców tragedii znajdujemy wśród Greków. Judaizm nie wyprodukował żadnego Sofoklesa ani Ajschylosa, Edypa ani Antygony. W biblijnym hebrajskim nie było nawet słowa oznaczającego tragedię w takim znaczeniu, w jakim rozumieli ją Grecy. We współczesnym hebrajskim słowo to jest zapożyczeniem z greckiego.

Istnieją też świeckie kultury, takie jak współczesna kultura Zachodu, w których panuje przekonanie, że istnienie wszechświata, ludzkie życie i świadomość są wynikiem serii czystych przypadków, niezaplanowanych i niemających związku z odkupieniem ludzkości. Jedyne, czego możemy być pewni, to fakt, że rodzimy się, żyjemy i w końcu umieramy – jakby nas nigdy nie było. Nadzieja jest tym kulturom znana, ale bardziej jako, jak określał ją Arystoteles, „marzenie senne na jawie” – osobista wiara, że może być inaczej. Według starożytnych Greków i współczesnej nauki ani w tkance wszechświata, ani w jego historii nie istnieje nic, co pozwalałoby wierzyć, że kondycja ludzka mogłaby ulec zmianie na lepsze.

Również w judaizmie pojawiają się przejawy takich nastrojów, na przykład w początkowych rozdziałach Księgi Koheleta. Według jej autora czas jest cykliczny. Co było, musi powrócić. Historia jest pełna wiecznych wznowień. Nic nigdy tak naprawdę się nie zmienia:

 

To, co było, to i będzie,

a co się stało, to się stanie,

a niemasz nic nowego pod słońcem (1:9).

 

Kohelet prezentuje jednak rzadką dla Tanachu postawę. Biblia Hebrajska w dużej mierze przedstawia zupełnie inny punkt widzenia, utwierdzając nas w przekonaniu, że los ludzkości może się zmienić. Wezwani jesteśmy do uczestniczenia w długiej wędrówce, na końcu której czeka nas zbawienie i era mesjańska. Judaizm z zasady odrzuca tragedię na rzecz nadziei.

Socjolog Peter Berger nazwał nadzieję „oznaką transcendencji”. Jest to moment, w którym coś nadludzkiego wdziera się w sytuację człowieka. Nadzieja odrzuca nieuchronność, a nawet racjonalność. Nie jest zależna od żadnych faktów z przeszłości czy teraźniejszości. Ci, którzy myślą o życiu w kategoriach tragedii, podtrzymują, że nadzieja jest iluzją, dziecięcą fantazją, a dojrzalszym podejściem byłoby zaakceptowanie, że nasze miejsce we wszechświecie jest całkowicie pozbawione znaczenia, i kultywowanie stoickiej akceptacji stanu, w którym się znajdujemy. Judaizm uczy czegoś innego – rzeczywistość, która leży u podstaw wszechświata, nie jest głucha na nasze modlitwy, ślepa na nasze dążenia, obojętna wobec naszego istnienia. Nie ma nic złego w dążeniu do doskonalenia świata i niezgadzaniu się z poglądem o nieuniknioności cierpienia i niesprawiedliwości.

Możemy to zauważyć w kluczowych momentach w Torze. Czytamy o tym dwa razy pod koniec Księgi Be-reszit, kiedy Jakub i Józef zapewniają innych członków przymierza, że ich dni w Egipcie dobiegają końca; że Bóg spełni obietnicę i zaprowadzi ich z powrotem do Ziemi Obiecanej. Kolejny raz Tora wspomina o tym we wspaniałym fragmencie, w którym Mojżesz przekonuje lud, że nawet po okresie największego cierpienia Bóg nie wyrzeknie się Izraela i nie zgubi go:

 

Zwróci wtedy Wiekuisty, Bóg twój, brańców twoich, i zmiłuje się nad tobą, a przywróci i zgromadzi się z pośród wszystkich ludów, między które rozproszył cię Wiekuisty, Bóg twój. Choćby byli wygnańcy twoi na krańcu nieba, i ztamtąd zgromadzi cię Wiekuisty, Bóg twój, i ztamtąd cię zbierze (Dwarim 30:3-4).

 

Kluczowym tekstem jest jednak fragment kończący listę klątw z Księgi Wa-jikra, w którym Bóg obiecuje, że nawet jeśli Izrael okaże się narodem grzesznym, być może będzie cierpiał, ale nigdy nie umrze i nie będzie miał powodu, aby całkowicie stracić nadzieję. Lud może czekać wygnanie, ale zawsze będzie nadzieja na powrót do domu. Izrael może zdradzić Przymierze z Bogiem, ale On nigdy nie odstąpi od Przymierza. To jeden z najbardziej doniosłych biblijnych fragmentów, w których Bóg daje słowo swojemu ludowi. Uczy nas, że nie ma nic bardziej przygnębiającego niż śmierć nadziei. Żadna porażka nie jest bowiem ostateczna, żadne wygnanie nie trwa wiecznie, żadna tragedia nie kończy historii.

Każdy kolejny prorok po Mojżeszu, w innych słowach, wygłosił podobną mowę. Ozeasz mówił, że choćby Izrael zachowywał się jak niewierna żona, Bóg pozostanie kochającym mężem. Amos zapewniał, że Bóg odbuduje nawet najbardziej zniszczone ruiny. Jeremiasz kupił od kuzyna pole w Anatot na znak, że niewola babilońska dobiegnie kiedyś końca. Izajasz stał się narodowym wieszczem wiary w lepsze jutro, snując niemające sobie równych wizje świata pełnego nadziei.

Żadne z inspirowanych tochechą proroctw pełnych nadziei nie zapada tak głęboko w pamięć jak wizja Ezechiela. Lud Przymierza objawił mu się w niej jako dolina suchych kości, które Bóg obiecuje ożywić i poprowadzić do ich ziemi (Ks. Ezechiela 37:11-14).

Żadna literatura nie opowiada tak obrazowo o losie narodu żydowskiego, jeśli mamy w pamięci lata Zagłady i powstanie Państwa Izrael w 1948 roku. Niemalże jak prorok, nawiązywał do tego fragmentu Naftali Herc Imber w słowach piosenki, która stała się później narodowym hymnem Izraela. „Nasza nadzieja jeszcze nie umarła”. Nieprzypadkowo hymn Izraela zatytułowany jest Ha-tikwa, nadzieja.

Skąd bierze się nadzieja? Według Bergera jest to konstytutywny element ludzkości:

 

Ludzkie istnienie zawsze skierowane jest ku przyszłości. Człowiek żyje, wciąż przedłużając swój byt w przyszłość, zarówno w świadomości, jak i w podejmowanych działaniach (…). Zasadniczym wymiarem tego „przyszłościowego” nastawienia człowieka jest nadzieja. To właśnie dzięki niej człowiek może przezwyciężyć trudności każdego „tu i teraz” i odnaleźć sens w obliczu skrajnego cierpienia[2].

 

Tylko nadzieja może dać nam siłę do podejmowania ryzyka, angażowania się w długoterminowe projekty, zakładania rodzin i nie poddawania się w obliczu rozpaczy:

 

Nadzieja, która zaprzecza śmierci, zdaje się leżeć u sedna ludzkiej natury. Podczas gdy doświadczenie podpowiada, że ta nadzieja jest iluzją, coś w środku – choć bardzo nieśmiało w erze triumfującej racjonalności – mówi „nie!”; krzyczy „nie!” nawet w stronę tak wiarygodnych wykładni empirycznego rozumu. W świecie, w którym człowieka ze wszystkich stron otacza śmierć, on nie przestaje być istotą mówiącą „nie!” śmierci. To „nie!” prowadzi do wiary w inny świat, którego rzeczywistość potwierdziłaby, że jego nadzieja jest czymś więcej niż tylko iluzją[3].

 

Nie jestem aż tak jak Berger przekonany, że ta nadzieja jest uniwersalna. Przejawia się jako element duchowego pejzażu zachodniej cywilizacji w postaci dość specyficznego zestawu wierzeń: że Bóg istnieje; że się o nas troszczy; że zawiązał przymierze ze wszystkimi ludźmi i dodatkowe przymierze z ludem, który ma służyć jako żywy przykład wiary. Wiara w przymierze zmienia nasze rozumienie historii. Bóg dał nam Swoje słowo i nigdy go nie złamie – nieważne, jak bardzo my naruszymy zasady umowy. Bez tej wiary nie mielibyśmy żadnego powodu, aby mieć nadzieję.

Historia przedstawiona w tej parszy nie jest utopijna. Wiara nie sprawia, że jesteśmy ślepi na pozorną przypadkowość okoliczności, okrutność czy niesprawiedliwość przeznaczenia. Czytając dwudziesty szósty rozdział księgi Wa-jikra, nie możemy być optymistami. A jednak każdy, kto jest wrażliwy na jego głębszy przekaz, nie porzuca nadziei. Bez niej Żydzi i judaizm by nie przetrwały. Bez wiary w moc przymierza i ciągły nacisk na „a mimo to”, być może Żydzi nie podnieśliby się nigdy po tragedii zburzenia obu Świątyń, a później po Zagładzie. Powiedzenie, że Żydzi pomogli przetrwać nadziei, a nadzieja im, nie jest przesadą.

[1]Jonathan Sacks, Future Tense: A Vision for Jews and Judaism in the Global Culture, London 2011, s. 231–252.
[2]Peter L. Berger, A Rumor of Angels, s. 68-69.
[3]Peter L. Berger, A Rumor of Angels, s. 72.

Tłumaczenie: Jolanta Różyło © CHIDUSZ 2019

rabin-jonathan-sacks-chidusz-komentarze-do-tory-paraszat-ha-szawua-rabbi-sacks-torah

Cykl ukazuje się dzięki wsparciu:

yesod