Chaim Grade: „Aguna” [fragment powieści z „Chiduszu” 9/2022]

OD „CHIDUSZU” 10/2021 PUBLIKUJEMY PIERWSZE POLSKIE TŁUMACZENIE AGUNY CHAIMA GRADEGO W PRZEKŁADZIE MAGDALENY WÓJCIK. W kolejnym odcinku Kalman, mąż Merl (tytułowej aguny), wpada w pułapkę Mojszke Cyrulnika i jego bandy malarzy. Wygląda na to, jakby całe Wilno zmówiło się, by do reszty zniszczyć życie Merl i Kalmana. Czy małżonkowie zniosą tę próbę? 

 

Młodzieńcy spoglądają po sobie znacząco. Cyrulnik stroi sobie żarty. Kalman z kolei patrzy na niego już z większym zaufaniem i mniejszym strachem. Gdy jednak Moric proponuje uprzejmie, żeby poszli do restauracji coś przekąsić, malarz znów zaczyna się denerwować. On nie je trefnego.

– A ja to niby jem? – pyta Moric ze zdumieniem, przykładając dłoń do piersi, po czym proponuje, żeby w takim razie reb Kalman sam wybrał miejsce, które mu odpowiada. Jeśli zechce, mogą iść choćby do Savoya, bo kto tam nigdy nie był, ten życia nie zna. Jeśli jednak reb Kalman jest naprawdę głodny, mogą iść do takiej restauracji, gdzie nie płaci się za dania, tylko za czas spędzony na jedzeniu – po prostu za to, jak długo się je. Ach, nie jest głodny? Skoro tak, to nie będą nigdzie szli. Wstąpią po prostu do piwniczki naprzeciwko targu, gdzie podają tylko galaretę, siekaną wątróbkę, rybne i mięsne knedle, a do tego piwo i wódkę. Więcej nic.

Nie bądź obojętny/a/e – dołącz do naszych osób patronujących! Wesprzyj naszą pasję w tworzeniu kultury żydowskiej

Młodzieńcy znów biorą Kalmana pod ręce. Nie zdąży nawet pisnąć, a całe towarzystwo już stacza się po schodkach do zadymionej piwnicy. Przy stolikach siedzą handlarze i tragarze, młodzieńcy ubrani w proste, uszyte z worków rubaszki i buty z wysokimi cholewami. Palą, plują na podłogę, wlewają sobie wódkę do gardeł, wrzeszczą i klną siarczyście. Malarze są tu częstymi gośćmi. Prędko ustawiają pół tuzina krzeseł wokół jednego z wolnych stolików i sadzają Mojszke Cyrulnika u szczytu. Stawia, więc jest królem! Kalmana wpychają tuż obok Morica, po czym sami obsadzają go ciasno z obu stron. Choćby mu nawet wyrosły skrzydła, nie ucieknie.

Malarze spoglądają wygłodniałym wzrokiem w stronę bufetu i natychmiast pojawiają się obok nich dziewczęta o rumianych twarzach i w brudnych fartuchach. Moric kiwa do kelnerek dłonią, a malarze zamawiają na jego rachunek to, na co im przyjdzie ochota. Na stole pojawiają się butelki z wódką i piwem, a wraz z nimi szklanki, kieliszki i kufle.

– Śledzie marynowane z mlekiem! Śledzik lubi pływać w mleku – woła jeden. 

Drugi zamawia siekaną wątróbkę.

– Cielęce nóżki w galarecie, ale żeby było dużo mięsa i czosnku… – wzdycha tęsknie trzeci, gładząc się po wąsach, jakby ostrzył nóż.

Towarzystwo rozlewa wódkę do szklanek:

– Na zdrowie, Moric!

– Na zdrowie, na zdrowie! – odpowiada Moric z melancholijną miną człowieka, który doskonale wie, że będzie go to sporo kosztować. Obiecał malarzom wódkę i zakąskę, jeśli przyprowadzą mu capa, więc teraz oskubią go jak główkę śledzia. Choć szlag go trafia, musi jednak milczeć, żeby ten mażący ściany cmentarny chazan myślał, że ma do czynienia z człowiekiem hojnym.

Żołądek Izaaka Barasza to worek bez dna. Zamawia wszystko, co się da, i niemal wyrywa kelnerkom talerze z rąk, jakby chciał połknąć jedzenie wraz z niosącymi je tłustymi kobiecymi dłońmi. Żuje szybko, ruszając wypchanymi policzkami, aż pot mu występuje na czoło. Nieustannie schlebia przy tym Cyrulnikowi:

– Moric, czemu nie masz dziś swojego jedwabnego szalika? Moric, podobno masz wysadzaną brylantami papierośnicę? Słyszysz, Kalmanku? Choćbyś przeszukał całe Wilno, nie znajdziesz drugiego takiego przyjaciela jak Moric. 

Izaak nalewa sobie piwo do kufla i wypija je duszkiem. – Czemu nie pijesz, Moric? Czemu nic nie jesz?

– Czekam na reb Kalmana – odpowiada handlarz.

– Przecież mówiłem panu, że nie jem trefnego – Kalman kurczy się, jakby to wilk go zapraszał na ucztę.

– Myślałem, że nie je pan tylko gotowanego, niekoszernego mięsa. Co może być trefnego w siekanej wątróbce na zimno? – Moric nalewa Kalmanowi wódki do kieliszka wielkości naparstka, a sobie leje trzy czwarte szklanki. Wychyla całą zawartość jednym haustem i niczym nie zagryza – nawet się nie krzywi. Wciąga nozdrzami unoszący się wokół zapach czarnego chleba, po czym spogląda z pogardą na współbiesiadnika, jakby chciał zapytać: no?

Kalman mruczy pod nosem odpowiednie błogosławieństwo, po czym także wypija zawartość kieliszka, chcąc udawać dzielnego. Wykrzywia go jednak tak, jakby połknął olej rycynowy, i zanosi się kaszlem. „Grzech rodzi następny grzech” – myśli sobie. Najpierw ożenił się z aguną, a teraz żłopie wódkę w jakimś szynku.

– Jeszcze, jeszcze! – pogania go Moric i znów nalewa gościowi do kieliszka, a sobie do szklanki. Patrzy na Kalmana jak sierżant na rekruta, który nigdy nie miał w ręku pistoletu: – Do dna! Gdy się bierze młodą żonę, trzeba też umieć pić. Kto pić nie umie, ten innych rzeczy też nie potrafi. A pan pewnie nie miał wódki w ustach od Simchat Tora.

– W Simchat Tora on nie miał głowy do wódki, przecież to wtedy zebrał lanie za twoją kochankę! – krzyczy Izaak Barasz.

– To nie mnie uderzono, tylko zastępcę szamesa – mówi Kalman, a Moric staje w jego obronie, ponownie udzielając Izaakowi swojego błogosławieństwa:

– Bodaj by cię zabili na gojskiej ulicy! To nie reb Kalmana uderzono, tylko zastępcę szamesa. Niech pan nie zwraca na niego uwagi, tylko na mnie. Jestem pańskim przyjacielem.

– Dlaczego? – Kalman bierze do ust kęs suchego ciasta i przeżuwa go szybko jak wiewiórka.

– Bo jestem człowiekiem cierpiącym – mówi Moric ze smutkiem. – Mam tyle zmartwień, że gdyby pies polizał moje serce, to by padł zatruty. Tak jest zgorzkniałe.

– Skoro twoja żonka potrafiła zawrócić w głowie Moricowi, to tobie, Kalmanku, urwie ten capowaty łeb jednym ruchem! – woła chudy malarz, chcąc przypodobać się Cyrulnikowi.

– Przecież on nie ma głowy jak cap, tylko jak kura! – śmieje się inny. 

Kalman jednak tego nie słyszy albo udaje, że nie słyszy. Choć stół ugina się od jedzenia, on palcami zbiera z niego okruszki ciasta, wkłada je do ust i nawet ośmiela się podrażnić z Moricem:

– Jeden mówi, że Merl była pana kochanką, drugi, że zawróciła panu w głowie. Który w końcu mówi prawdę?

W cytowanym fragmencie pominięto przypisy. Cały tekst dziesiątego odcinka Aguny dostępny jest w „Chiduszu9/2022. Zapraszamy do prenumeraty oraz zakupu elektronicznej wersji pisma w sklepie publio.pl