Łączy nas Tora

Rozmowa z rabinem Kevinem Halem amerykańskim soferem, który przeżywał we Wrocławiu 75. rocznicę Nocy Kryształowej oraz naprawiał zwoje Tory znajdujące się w Synagodze pod Białym Bocianem.

Michał Bojanowski: Wyjaśnijmy może na początku naszym czytelnikom, dlaczego Rabin znalazł się wśród nas podczas obchodów rocznicy Nocy Kryształowej?

Kevin Hale: Kiedy pierwszy raz pomyślałem o uczestnictwie w pięciodniowym spotkaniu  Dawanie Świadectwa zorganizowanym w Auschwitz przez Zen Peacemakers, postanowiłem powiedzieć El Malej Rachamim  w intencji wszystkich moich przodków w miejscu, gdzie wraz z milionami innych osób, umarli. Jednakże kiedy uświadomiłem sobie, że zakończenie tego spotkania zbiega się w czasie z 75 rocznicą Nocy Kryształowej,  a Wrocław, miasto, w którym urodziła się moja mama, jest zaledwie trzy godziny drogi od Oświęcimia, postanowiłem od razu skontaktować się z tutejszą gminą żydowską  z zapytaniem, czy mógłbym opowiedzieć swoją historię. I choć urodziłem się w Nowym Jorku w 1961 roku, to historia życia mojej mamy, urodzonej w Breslau i ojca  z Hamburga, którym szczęśliwie udało się uciec przed Szoa miała zasadniczy wpływ na moją żydowską tożsamość.

Czy w domu opowiadano o życiu w Breslau?

Wyobraź sobie, że trzech spośród czwórki moich dziadków pochodziło ze Śląska! Moja mama nazywała się Ilse Lewin, jej brat Franz był utalentowanym kompozytorem, którego muzyczne korzenie mocno łączyły się z Wrocławiem. Wychowali się tuż na przeciwko kościoła św. Elżbiety, nad sklepem z wyrobami cukierniczymi, pod adresem Rynek 77/78. Franz będąc nie tylko kompozytorem ale również inżynierem był zachwycony interakcjami, w jakie muzyka wchodziła w tym czasie z techniką. Wspominał, że gdy słuchał transmisji radiowej z kościoła św. Elżbiety rozkoszował się opóźnieniem jakie powstawało pomiędzy biciem dzwonu słyszanym przez okno a tym transmitowanym przez radio. Ponadto był miłośnikiem opery, choć tylko dwa razy odwiedził Operę Wrocławską zanim weszła ustawa zakazująca Żydom przychodzenia do teatru. Na zawsze zapamiętał specyficzny zapach panujący w tym wyjątkowym miejscu.

Próbował Rabin odszukać groby swoich bliskich?

Tak, byłem we wszystkich miejscach, o których słyszałem, że są tam pochowani nasi przodkowie. Jednakże najbardziej zapamiętałem wizytę na Nowym Cmentarzu na wrocławskim Kozanowie. Kilka lat temu mojej rodzinie nie udało się odnaleźć tam grobów naszych bliskich. Na szczęście postęp prac na cmentarzu sprawił, że możliwe było zlokalizowanie miejsca, gdzie stał, jak się później okazało, zniszczony przez wandali, grobowiec mojej rodziny. Zachowane fragmenty inskrypcji awinu oraz chajim wskazywały, że prawdopodobnie jest to miejsce pochówku mojego pradziadka Jehudy Chajima. Tak jak na innych cmentarzach, odmówiłem El Malej Rachamim, mając świadomość, że w tym wypadku zdarzyło się to pierwszy raz od 75 lat.

Jak czuje się człowiek, który po tylu latach słuchania opowieści o dalekim Breslau sam nie tylko fizycznie doświadcza tej rzeczywistości, ale również – chociażby odkrywając grób pradziadka – sam tę przestrzeń pamięci tworzy?

Ta podróż obfitowała właśnie w takie drobne odkrycia fizycznie istniejących miejsc, o których tak wiele słyszałem – to było niezwykle poruszające i wiele dla mnie znaczyło! Opowiem jeszcze o czymś. Wpatrywałem się w hostel nad Mleczarnią i przypominałem sobie szkołę, do której uczęszczała moja mama. Poczułem ogromny smutek za tym straconym światem. Wspominała to miejsce, chociaż uczęszczała zazwyczaj do Nowej Synagogi, widocznie możliwość przychodzenia tutaj zaraz po nocy kryształowej zapadła jej mocno w pamięci. Szkoła mojego wuja Franza, Am Anger Acht przy Nowej Synagodze po pogromie nie została na nowo otworzona, z czego trzynastoletnie dziecko mogło być dość zadowolone. Zaś ich ojciec, przebywający w Gdańsku, tuż po powrocie do Breslau został aresztowany. Do końca życia moja mama pamiętała pukanie do drzwi w środku nocy, gdy dziadka zabrano do
Buchenwaldu.

Wasza historia jednak zakończyła się szczęśliwie.

Dzięki mojej odważnej babci, której udało się go uwolnić z obozu. Przedstawiła bilet na pociąg do Szanghaju i obiecała, że opuszczą Niemcy. Wycieńczony wrócił z obozu, nie chcąc mówić o tym, co go tam spotkało. W końcu udało się naszej rodzinie dopłynąć do Kuby na jednym z ostatnich statków z uchodźcami. Cieszyli się, że będą mogli zacząć nowe życie w Nowym Jorku.

Mówimy tutaj o niemieckim Breslau, o rocznicy nocy kryształowej w polskiej gminie żydowskiej we Wrocławiu, o nowym życiu w Nowym Jorku.

A jednak wszystko się łączy! Na koniec mojego wystąpienia w waszej synagodze pokazałem stary zwój Tory, napisany w Jemenie przed 275 laty. Wspólnota żydowska nie przetrwała, ale Księga jest w naszych rękach. Tora, którą niemieccy Żydzi czytali w Nowej Synagodze, jest tą samą, którą czytacie teraz wy w Synagodze pod Białym Bocianem. Wszyscy tworzymy wielką wspólnotę żydowską! Dla mnie pięknym symbolem tego był fakt, że moja mama, dziecko gminy w Breslau, urodziła w Ameryce sofera, który przyjechał do Wrocławia, żeby naprawić zwoje Tory z waszej, przepraszam, naszej Synagogi Pod Białym Bocianem!

Może to dobry moment, abyśmy porozmawiali o naprawianiu zwojów we Wrocławiu.

Gdy dotarłem do Szulu, Jerzy Kichler oprowadzał tam grupę protestantów, poprosili mnie o zaprezentowanie mojej pracy, oraz zaintonowanie fragmentu Tory. Rozwinąłem więc zwój na pierwszym dniu stworzenia, a gdy zapytałem, czy potrzebne jest tłumaczenie, usłyszałem od Jerzego, że „oni są protestantami, znają swoją Biblię!”. Wyjaśniłem im, że w judaizmie jest 613 przykazań zawartych w Torze, i że ostatnim z nich jest nakaz „napisania tej pieśni dla siebie”, tak więc micwa ręcznego przepisywania Tory związana jest już z początkiem naszej tradycji.

Czyli to jeden z najstarszych elementów tradycji żydowskiej?

Rzeczywiście, tradycja przepisywania jest o wiele starsza niż obecność w naszym świecie rabinów, profesjonalnych skrybów, czy nawet publicznego czytania Tory! Jeżeli chodzi o waszą gminę, to planowałem poświęcić jedno popołudnie na sprawdzenie czterech zwojów Tory, które rabin Herberger pokazał mi w szabatowe popołudnie. Spośród dwóch najczęściej używanych, zdołałem pracować nad mniejszym, o co zresztą poprosił mnie Jerzy Kichler. W pojedynczym zwoju znajduje się 304 805 liter i jeżeli choć jedna jest nieczytelna, cały zwój jest pasul, tj. niekoszerny i nie można go używać podczas nabożeństw aż do momentu naprawienia. Warto dodać, że tych samych narzędzi, materiałów i rytuałów używamy zarówno do kompletnych zwojów Tory jak również do tych mniejszych, zawartych w mezuzach i tfilin.

Trzeba więc sprawdzić każdą literę z osobna?

Samo słowo sofer dosłownie oznacza przecież tego, który liczy – przebadałem cały zwój znajdujący się w Szulu i wszystkie litery okazały się czytelne. Poświadczają to liczne miejsca, gdzie tusz nadal lśni – co oznacza, że w ostatnich dwudziestu latach doszło do przepisywania zwoju. W wielu jednak miejscach szwy były zniszczone i jerijot, fragmenty koszernego pergaminu mogłyby się całkowicie od siebie oddzielić. Poświęciłem więc cały mój czas na zszywanie szwów, używając do tego gidin, koszernych nici wykonanych ze ścięgien tego samego zwierzęcia, z którego został wykonany pergamin, oraz specjalnej posrebrzanej igły. Dzięki temu po moim odjeździe przynajmniej ten jeden zwój Tory będzie bezpieczny do użycia oraz do podniesienia podczas hagbaha.

O wiele więcej można by wykonać pracy, szczególnie mam na myśli łatanie miejsc przedartych kawałkami koszernego pergaminu, wymiana pasków wzmacniających pomiędzy jerijot, dogłębne czyszczenie, oraz inne czynności zabezpieczające. Jednakże te czynności byłyby już odrestaurowaniem zwoju, natomiast jego przeznaczenie, tj. odczytywanie – jest koszerne. Czasami zdarza się, że kiedy dokonuję pracy restauratorskiej, trwa ona długimi miesiącami. Nie będę tutaj wszystkiego opowiadał, część informacji można znaleźć na mojej stronie internetowej, do której obejrzenia gorąco zachęcam www.assiyah.com .

Nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze raz podziękować za wspaniałe słowa i tak konieczną dla naszej gminy pracę.

Właściwie to ja chciałbym podziękować. Dzięki waszej gminie mój przyjazd nie był tylko wspominaniem tego, co było, ale również udaną próbą przyłączenia się do budowania nowej wspólnoty żydowskiej we Wrocławiu! 9. listopada przyjechałem tutaj jako pielgrzym poszukujący swoich korzeni, a kilka dni później odjeżdżałem jako przyjaciel, w pewnym sensie, jako członek tej wspólnoty – i za to dziękuję.