Wakacje na roli
Żydzi pracujący w polu? Być może dla niektórych jest to obraz niewiarygodny. Jednak już starożytni Izraelici byli narodem w znacznej mierze pracującym na roli. Dobrze obrazują to święta, które następują po sobie w cyklu rocznym: osadzone są na tradycjach i zwyczajach wywodzących się z praktyk rolniczych. Najwyraźniejszym tego przykładem są święta Szawuot, zwane także Świętem Żniw, oraz Sukot, przypadające tuż po zakończeniu zbiorów.
W diasporze Żydzi żyli głównie w miastach, gdzie przebywali monarchowie, a wynikało to ze specjalnego statusu, jakimi obdarzali ich władcy. Z tego też powodu ludność żydowska zaczęła zajmować się handlem, rzemiosłem oraz konkretną służbą na rzecz książąt i królów.
I choć nie oznacza to jednak, że daleko im było do wsi – w okresie nowożytnym wielu Żydów było arendarzami dóbr magnackich – zapewne z obawy przed pańszczyzną uprawa roli nie była zbyt atrakcyjna, a próby zbudowania silnego osadnictwa wiejskiego w Galicji w XIX wieku nie zakończyły się sukcesem. Dopiero na początku kolejnego wieku, wraz z rozwojem ruchu syjonistycznego, rolnictwo zaczęło stawać się atrakcyjne, lecz i to diametralnie nie odmieniło sytuacji. Jak podaje Hanna Węgrzynek, rolnicy stanowili w 1931 zaledwie 4% całego społeczeństwa żydowskiego. Byli to przede wszystkim posiadacze folwarków w byłej Galicji i chłopi zamieszkujący niektóre wsie województw wschodnich, potomkowie osadników z pierwszej poł. XIX w.
W okresie powojennym, kiedy kwestię odbudowy życia żydowskiego w Polsce oparto na nowych złożeniach, można mówić o znaczących zmianach. Jedną z nich była struktura zatrudnienia ludności żydowskiej. Wśród istniejących wówczas miejsc pracy należy wymienić fabryki, kopalnie, wszelkiego typu zakłady przemysłowe oraz rolnictwo, które – o dziwo! – cieszyło się dość sporym zainteresowaniem. Zmiana ta wynikała w dużej mierze z ogólnej wizji gospodarki i zatrudnienia ówczesnego reżimu politycznego.
Żydowscy rolnicy na dolnośląskiej wsi
Także na Dolnym Śląsku – a może raczej przede wszystkim tu – żydowscy rolnicy byli obecni. Już w XII wieku Piotr Włast [zwany Włostowicem] zakupił od Żydów Tyniec – wieś położoną niedaleko Wrocławia. Czy posiadanie ziemi wiązało się z jej uprawą, nie wiadomo. Pewne jest jednak, że w kolejnych wiekach Żydzi na Śląsku zamieszkiwali w miastach. Rzeczywiste rolnictwo rozpoczęło się tu dopiero w 1945 roku wraz z powstaniem Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego w Rychbachu [Dzierżoniowie].
Do pierwszych zadań nowej instytucji – przypomnijmy, powstałej 17 czerwca 1945 r. – należało zapewnienie pracy zarówno osobom ocalonym z obozów, jak i osadnikom przybywającym na Ziemie Odzyskane. Sektorem, w którym organizowano pierwsze miejsca pracy, było między innymi rolnictwo.
Ponieważ nie chciano dopuścić do przerwy w cyklu pracy na roli, szeroko zakrojona akcja kampanii żniwnej przebiegała w miesiącach letnich: lipcu i sierpniu. Ziarna zasiane w czasie wojny, jeszcze przez niemieckich mieszkańców Dolnego Śląska, wydawały plony, jak każdego roku – zmienili się jednak właściciele ziem.
Akcję prowadzono na terenach pierwszych osiedli żydowskich – zwerbowani robotnicy pracowali na polach wokół swoich miejscowości. W ten sposób żniwa prowadzone były we wsiach leżących w pobliżu Rychbachu, gdzie przebywało kierownictwo Komitetu Wojewódzkiego, oraz nieopodal Pieszyc, a pierwsi pracownicy rolni pochodzili z największych i najlepiej zorganizowanych osiedli żydowskich.
Praca na polach była ważna zarówno ze względu na produktywizację, jak i aprowizację. Uprawa dostarczała zboża i innych produktów wciąż powiększającej się społeczności żydowskiej.
Akcja żniwna nie przebiegała jednak w sposób łatwy i pomyślny. Pierwszą kwestią była motywacja do pracy – wiązało się to z licznymi wiecami miejskich komitetów, podczas których przedstawiciele WKŻ namawiali obywateli do podjęcia prac na polach. Drugi problem to słaba aprowizacja. Wyżywienia dla żniwiarzy nie było, bo powszechny był brak zaopatrzenia. Często o podstawowe produkty trzeba było się starać u wysokich władz administracji terenowej, co ilustrują sprawozdania Wojewódzkiego Komitetu:
Odczytano protokół zahamowania akcji żniwnej w Rychbachu i Peterswaldau, zawinionego przez władze: w pierwszym wypadku przez brak aprowizacji, w drugim przez skierowanie ich [obywateli – red.]do innej pracy. Mimo złego ustosunkowania się władz do tego problemu, Wojew. Komitet postanowił akcję żniwną prowadzić nadal, grupy będącej na miejscu nie odwoływać, lecz przydzielić jej żywność z własnych zasobów. Przewodniczący Egit uda się w dniu 30.7. do Legnicy z interwencją w tej sprawie.
Początkowe trudności, przy dużych wysiłkach, pomyślnie rozwiązywano. Akcja żniwna przebiegała nadal, głównie dzięki poświęceniu i konsekwencji Jakuba Egita. Podczas kolejnych posiedzeń Komitetu, przewodniczący referował postępy w prowadzaniu kampanii:
Akcja żniwna trwa nadal. Uczestnicy brygady żniwiarskiej spełniają swój obowiązek obywatelski radośnie i z pełnym poświęceniem, doceniając ważność tej akcji w przełomowym okresie dziejów Ojczyzny. Komitet ze swej strony ma pieczę nad wyżywieniem i zasila żniwiarzy w produkty żywnościowe z własnych zasobów w miarę możności. Żniwiarze otrzymali również mięso od Władz Sowieckich znajdujących się we wsi Hennersdorf [Tuszyn k. Dzierżoniowa].
Żniwa, z zasady ciężka praca w pocie czoła, wymagała od żydowskich osadników więcej determinacji niż w normalnych okolicznościach. W dużej mierze doświadczyli przecież ciężkich robót w filiach obozu Gross-Rosen i stan ich stan zdrowia nie był dobry, a umiejętność pracy na roli minimalna. Tym większe należy się im uznanie za podjęcie pracy na tak trudnym gruncie.
Kampania żniwna nie tylko przynosiła konkretne plony. Dla władz żydowskich była swoistym sprawdzianem umiejętności organizowania pracy oraz rozwiązywania problemów mimo niesprzyjających okoliczności. Zapewniała też poczucie bezpieczeństwa, stabilności, normalności i swojskości tych ziem. Pracowano bowiem na wywalczonych ziemiach, które miały wyżywić nowych mieszkańców.