Narodowa galeria fryzur
(tekst należy czytać powoli oraz ze zrozumieniem, że autor przeglądał album podczas pisania)
Oglądam twarze. Jedna po drugiej. Setki fotografii, można przyjrzeć się tysiącom osób.
Czekają na przykład w kolejce do biura, nagle, podejrzewam, ktoś podchodzi i robi im zdjęcie. Pyta, czy nie mają nic przeciwko? Zupełnie ignoruje ich obecność albo szantażuje, że nic nie załatwią, jeśli nie zapozują. Stoją więc niezbyt jeszcze przyzwyczajeni do fotografowania. Trochę zaskoczeni.
Są tacy, którzy szykują się cały poranek, ubierają najlepsze stroje, pudrują twarze, zmieniają uczesanie. U najlepszego fotografa w Warszawie są już od dawna umówieni i chcą posłać krewnym do Stanów zdjęcia swoich dzieci, żon, przyjaciół. Są bardzo piękni i zachwycające są ich fryzury.
Byłem wczoraj u fryzjera z tym albumem. Próbował mnie czesać à la „Makabi” z Nowego Sącza. Chłopaki niby od stóp do głów w sporcie, a jednak żaden nie zapomniał o tym, co ma na głowie. Fryzjer zachwycił się, zamówił album, będzie ożywiał stare fotografie.
Chłopcy z Podhala, pięściarze z Katowic, lekkoatletki z Krakowa, z pięknie ułożonymi włosami. Widocznie nikt nie wpadł jeszcze na pomysł golenia głów, pięściarze mają piękne ciała i bujne czupryny. Podobno tuż przed wojną ci najbardziej sprawni, pewnie właśnie pięściarze z Katowic, zdążyli uciec z Polski. Reszta gdzieś tam poznikała.
Niektórzy próbują emigrować. Niestety więcej osób żegna, niż wyjeżdża. Tłumy na dworcu w jakimś niezrozumiałym uniesieniu odprowadzają cadyka z Góry Kalwarii. Dlaczego cadyk nie pociągnął ich wszystkich za sobą?
Zaaferowani, roześmiani. Na środku fotografii numer trzysta dwadzieścia siedem w tłumie żegnających stoi mężczyzna. Lekko odchyla głowę do tyłu, trochę zły, już żałuje, że nie jest w pociągu. I drugi, równie przystojny (z piękniejszymi włosami) zawstydzone brwi unosi do góry i wpatruje się w obiektyw, on też lepiej wyglądałby z pociągu. Na pierwszym planie chłopiec o bardzo proporcjonalnej twarzy i zbyt odstających uszach. On raczej nie przeżyje wojny i nie myśli o emigracji, bo dzieciństwo, jakie by nie było, wspomina się dobrze.
Przeglądam twarze tych, co umarli za wcześnie. Mógłby to być album rodzinny, gdyby była jeszcze jakaś rodzina. Jeśli pominąć podpisy do zdjęć, jest do przejrzenia w siedem godzin. Lecz jeśli gdzieś na zdjęciu dostrzegam Kaina, nagle czas oglądania wydłuża się do siedemdziesięciu siedmiu pełnych i zegarowych.
Nie ma takiej wystawy w żadnym żydowskim muzeum (ani w tych żydowskich, które nie nazywają się żydowskimi), która byłaby lepszą galerią ostatniego dwudziestolecia (ostatniego czy dwudziestolecia powinno umieścić się w cudzysłowie?). Narodowa galeria fryzur, ogólnopolski konkurs na największe zadziwienie, rekord Guinessa w niefarcie losu osób umieszczonych na jednym zdjęciu (pobity w jednej książce czterysta sześćdziesiąt razy).
Nie doceniamy zdjęć, a szwaczka z Białegostoku, która protestuje przeciwko braku pracy (zresztą z tym miastem wciąż same problemy), docenia i wierzy, że jej los się odmieni, gdy zobaczą ją w Warszawie i świecie przy pustej maszynie.
Świat utracony. Żydzi polscy. Fotografie z lat 1918 – 1939
Autorzy: Leszek Dulik i Konrad Zieliński
Wydawca: ŻIH i Boni Libri