Akceptacja ponad tolerancję. O potrzebie dialogu ponad wyznaniami
Dlaczego nie znoszę tolerancji
W listopadzie obchodzimy święto tolerancji. Ale czy tolerancja jest tym, na czym nam naprawdę zależy? Nie znoszę, gdy to słowo pojawia się w kontekście ideału, do którego powinniśmy dążyć. Dlaczego? Dlatego, że jeśli cię toleruję, oznacza to, że niespecjalnie cię lubię – lub wprost cię nie cierpię – ale jestem zmuszony przyjąć do wiadomości fakt, że istniejesz. Bycie poprawnym politycznie oznacza, że muszę to „tolerować” nawet publicznie. Innymi słowy, ideał tolerancji to ideał powstrzymywanej niechęci. Nawet jeśli to niechęć kontrolowana i ukryta, wciąż jest u podstawy.
Słowo tolerancja wywodzi się z łacińskiego tolerentia, imiesłowu słowa tolero, czyli znosić coś. Musimy znosić rzeczy, których nie chcemy i których najchętniej pozbylibyśmy się z naszego życia. W XVIII wieku słowo to zaczęło być używane w kontekście sytuacji społecznych i rozumiane jako brak uprzedzeń wobec innych. Nawet jeśli zapomnieć o etymologii i przystać na znaczenie późniejsze: brak uprzedzeń, tolerancja nadal nie robi zbyt dobrego wrażenia. Możliwe, że w osiemnastowiecznym kontekście był to ideał całkiem dobry. Ale z dzisiejszej perspektywy, mam nadzieję i o to się modlę, stać nas na coś większego i szlachetniejszego niż tolerancja.
Różnorodność powinna być doceniana i celebrowana, a nie tolerowana. Bez względu na to, czy chodzi o różnicę w kolorze skóry, płci, wyznania czy innych czynników, powinniśmy traktować to jako powód do radości a nie wzajemnego krzywdzenia się.
Perspektywa żydowska
Jedną z kwestii, nad jakimi debatowali tanaici, było pytanie o najważniejszy wers w Biblii. Rabin Akiba uważał, że najistotniejsze zdanie to przykazanie „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” (Wajikra/Kpł. 19:18), natomiast rabin Ben Azzai za takie uważał wers: „Oto rodopis potomków Adama: Czasu, którego stworzył Bóg Adama, na podobieństwo Boże uczynił go” (Bereszit/Rdz. 5:1).
Jonathan Sacks, były główny rabin Wielkiej Brytanii, łączy te dwie myśli. W swojej książce „The Dignity of Difference” pisze:
„W każdej wielkiej wierze znaleźć można ostre zdania, które odczytywane dosłownie mogą zostać wykorzystane do propagowania partykularyzmu, podejrzliwości wobec obcych i nietolerancji wobec tych, których wiara jest inna od naszej.
W każdej wielkiej wierze znaleźć można też zapisy zachęcające do życzliwości dla obcego, empatii wobec innego i odwagi, dzięki której potrafimy wyciągnąć do siebie ręce ponad murem wrogości i obcości. Wybór należy do nas. Czy będziemy interpretować teksty naszej wiary przez pryzmat fragmentów sławiących otwartość i wyrozumiałość, czy też będziemy podążać drogą wyznaczoną przez te pełne surowości? […] Wierzę, że Bóg nawołuje nas do otwarcia oczu na pierwiastek boskości ukryty w drugim człowieku”.
Rabin Sacks nie jest odosobniony w swoich przekonaniach: wielu filozofów żydowskich, od Abrahama Heschela poczynając, na Martinie Buberze kończąc, namawiało do poszukiwania Boga w bliźnich. Jednym ze sposobów wielbienia Go jest służba i miłość okazywana innym i uznanie, że w każdym człowieku znajduje się Boży pierwiastek.
Nasza codzienna liturgia (w oparciu o Pisma) nawołuje, byśmy dążyli do tego, aby cały świat służył Bogu (tak, jak mówimy trzy razy dziennie na zakończenie „Alejnu”).
W Biblii również można znaleźć wiele wspaniałych przykładów dialogu między różnymi grupami, zwłaszcza monoteistycznymi. Księga Izajasza opisuje, jak Asyryjczycy i Egipcjanie wspólnie z Izraelemczczą Boga, zachowując jednak przy tym odrębną tożsamość. Rysuje to wyraźną wizję dialogu i współpracy w służbie Bogu, która zdecydowanie sprawdza się w przypadku naszych monoteistycznych sąsiadów. Jakie są jednak ograniczenia monoteizmu?
Sam Talmud (TB Chulin 13b) pokazuje, że już wtedy bałwochwalstwo było niczym w porównaniu z tym, co istniało w biblijnym Izraelu, oraz że nawet bałwochwalcy poza Izraelem nie powinni być traktowani wedle negatywnych przykazań zawartych w Torze. Co więcej, znajdziemy tam (TB Gitin 61a) nakaz, by Żydzi odwiedzali chorych, pomagali ubogim oraz w przygotowaniach pogrzebów zmarłych. To zobowiązania nie tylko wobec innych Żydów, ale też wobec pogan.
Talmud wyraźnie wskazuje, aby nie traktować nikogo jako poganina, jednak nie jest jasno powiedziane, jak serdeczne powinny być wspólne relacje.
Bo choć można nie uznawać innych za bałwochwalców, nie oznacza to, że trzeba zacieśniać stosunki z nimi ponad wskazania przytoczone powyżej. Talmud mówi wręcz, że trzeba traktować nie-Żydów z szacunkiem wyłącznie ze względu na utrzymanie pokoju (mipnej szalom).
Pokój to szczytne zobowiązanie. Popularność pieśni liturgicznej „Ose szalom bimromaw” potwierdza jego istotę, a Talmud (TB Gittin 29b) przypomina, że wszystkie drogi Izraela są drogami pokoju (szalom), który jest ideałem. Po hebrajsku słowo to oznacza nie tylko brak wojny czy konfliktu, ale też osiągnięcie pełni (szalem). Może to nastąpić tylko wtedy, kiedy wspieramy wierzących inaczej, gdy odwiedzamy ich chorych i pomagamy ubogim. Mędrcy Talmudu tego określenia używali wobec tych, których uważali za bałwochwalców. Tora mówi, że ludzie oddający cześć innym bogom także stworzeni zostali na podobieństwo boskie.
O ile silniejsze jest to dziś, gdy istnieje kilka religii monoteistycznych. Tysiąc lat temu wielki egipski rabin Majmonides powiedział wyraźnie, że islam i chrześcijaństwo to nie bałwochwalstwo; możemy traktować je jako religie monoteistyczne i wspólnie studiować Torę. Stwierdził też, że chrześcijanie i muzułmanie pomagają przybliżać Mesjasza. Rabin Tam, podobnie jak rabin Meiri, jeszcze mocniej opowiada się za akceptacją tych grup nieżydowskich. Po poszerzeniu praw Żydów, nadanych przez traktat w Osnabrück w 1648 r. (będący częścią pokoju westfalskiego), rabin Jacob Emdem zawtórował Majmonidesowi i uznał, że chrześcijanie pomagają w rozwoju duchowym świata. Napisał też, że chrześcijanie mogą pomóc Żydom w wypełnianiu przykazań. Wprawdzie ze względu na czasy i miejsce nie miał styczności z muzułmanami, lecz bez wątpienia odniósłby się do nich podobnie.
Współcześnie przekonanie to jest podtrzymywane m.in. przez rabina Josepha Soloveitchika, który pisze, że Żydzi i chrześcijanie muszą połączyć siły i wspólnie mierzyć się ze złem na świecie (Confrontation, Tradition Magazine 6:2). Dziś rozumiemy ten zapis szeroko, włączając do apelu o zjednoczenie sił wszystkich ludzi – sikhów, muzułmanów, chrześcijan i innych. Wielcy rabini, od Alona Goshena Gottsteina i Eugene Korna po Shlomo Riskina i Yitza Greenberga, biorą udział w dialogu i pracują nie tylko z chrześcijanami i muzułmanami, ale też z buddystami czy sikhami.
Tolerancja to za mało – musimy wyjść poza nią. Naszym celem nie powinno być tylko dążenie do pokoju i pełni, ale działanie i wspólna praca nad polepszeniem świata; powinno być nim znalezienie boskości w drugim człowieku i dążenie do pełni w jedności.
Nasz wkład w dialog
Na szczęście we Wrocławiu intensywnie pracujemy nad stworzeniem przestrzeni do dialogu.
W Dzielnicy regularnie odbywają się spotkania, odbył się też marsz i modlitwa przeciw ISIS, wspierane są tu również programy edukacji w wierze dla dzieci. Dom Pokoju oraz inne organizacje, takie jak Ewangelikalna Wyższa Szkoła Teologiczna, regularnie organizują dyskusje międzywyznaniowe oraz międzykulturowe projekty edukacyjne.
Warto też wspomnieć o grupie, która we Wrocławiu pracuje nad stworzeniem pierwszego w Polsce przymierza międzywyznaniowego, w którego skład włączeni mają być nie tylko judaistyczni i chrześcijańscy przewodnicy duchowi, ale także przedstawiciele innych wyznań praktykowanych w naszym kraju. Projekt najprawdopodobniej ujrzy światło dzienne już tej wiosny w Warszawie.
Korzyści płynące z tych działań mają wymiar nie tylko duchowy. Pomagają w tworzeniu bardziej otwartej, serdeczniejszej społeczności, i dostarczają okazji do interakcji. Wszyscy znamy historię o tym, jak relacje międzywyznaniowe nawiązane przez Dzielnicę pomogły w walce z graffiti i kamieniami rzucanymi w naszą synagogę.
Również fakt, że młody Jerzy Kluger i Karol Wojtyła znali się miał bez wątpienia istotny wpływ na ukształtowanie spojrzenia późniejszego papieża na Żydów i judaizm. Między innymi to właśnie doprowadziło do uznania Państwa Izrael przez Watykan w 1994 r.
Bez względu na to, czy postanowimy przyłączyć się do wydarzeń organizowanych w Dzielnicy, odwiedzać chorych w szpitalu, czy wspierać potrzebujących, pamiętajmy – zawsze, kiedy działamy na pożytek świata jako dumni Żydzi, wykonujemy micwy.
Jak napisane jest w „Pirkej Awot”: „nie jest naszym zadaniem ukończenie pracy, ale nie mamy także prawa od niej odstąpić”. Musimy nawiązywać dialog z tymi, z którymi się nie zgadzamy, a nawet z tymi, do których czujemy niechęć. Nie możemy po prostu tolerować drugiego człowieka. Zamiast tego należy go wspierać i nieść mu pomoc.
Tłum. Agata Dziadul