Żywa Biblioteka Wrocławia

Żywa Biblioteka to przedsięwzięcie, którego pomysłodawcami byli młodzi ludzie skupieni wokół organizacji „Stop Przemocy” z Danii. Książkami są ludzie pochodzący z grup społecznych obarczonych stereotypami. Czytelnicy mogą je wypożyczyć, by móc z nimi porozmawiać. Po raz pierwszy zorganizowana w 2000 roku, w ciągu 10 lat rozprzestrzeniła się i jest realizowana w 45 krajach na świecie – organizacja Human Library sprawuje opiekę nad ich jakością. Dorota Mołodyńska-Küntzel, trenerka i edukatorka, od 2007 roku organizuje wrocławską Żywą Bibliotekę.

Dorota Kozłowska: Czym jest dla Ciebie tolerancja?

Dorota Mołodyńska-Küntzel: Nie lubię tego słowa i z zasady go nie używam. To dla mnie coś bardziej negatywnego niż pozytywnego, ponieważ mam większe oczekiwania wobec społeczeństwa i tego, w jaki sposób funkcjonuje, niż wzajemne tolerowanie się. Wierzę, że ludzie potrafią się zrozumieć i akceptować, a nie tylko tolerować, czyli znosić. Organizując Żywą Bibliotekę, dążymy do porozumienia, dialogu, tworzenia autentycznych więzi między ludźmi. Gdybyśmy pragnęli jedynie tolerancji, miałabym poczucie, że nie staramy się o realną zmianę.

W tym roku odbyła się we Wrocławiu jubileuszowa, 10. edycja Żywej Biblioteki. Opowiedz o początkach Waszej pracy oraz o samej metodzie.

Z edukacją pozaformalną zetknęłam się po raz pierwszy w 2003 roku i w zasadzie od początku zafascynowałam się nią. Zaczęłam się szkolić i prowadzić warsztaty, wykorzystując otwarte formy edukacji. Robiło na mnie wrażenie to, jak wiele jesteśmy w stanie nauczyć się przez autorefleksję, odwoływanie się do własnych doświadczeń, otwarte rozmowy i zadawanie pytań. Cały czas czułam jednak pewien niedosyt. Mimo wszystko nadal była to edukacja, w której podział na trenera – facylitatora, i uczestnika był jasny, treść przekazu w dużym stopniu zaplanowana a rezultat dość przewidywalny.

W 2006 r. podczas konferencji organizowanej przez Radę Europy w ramach kampanii „Każdy inny, wszyscy równi” dowiedziałam się, czym jest Żywa Biblioteka. Od razu poczułam, że ta metoda bardzo mi odpowiada; zobaczyłam w niej ogromny potencjał edukacyjny. Poruszyło mnie, jak coś tak prostego – spotkanie dwóch osób – może stać się impulsem do radykalnych zmian postaw i wzrostu świadomości. Wiedziałam od razu, że chcę to zorganizować, wiedziałam też, że nie będzie łatwo. W tamtym czasie Ministrem Edukacji był Roman Giertych, zakazany był „Kompas” (red.: „KOMPAS. Edukacja o prawach człowieka w pracy z młodzieżą”, podręcznik do edukacji o prawach człowieka) i parady równości. Paradoksalnie może dzięki temu udało mi się znaleźć tak wielu sprzymierzeńców: ludzi zmęczonych i sfrustrowanych ciągłymi zakazami w edukacji, kontrolą programów nauczania i cenzurą listy lektur.

Przy organizacji pierwszej edycji pracowało ze mną ponad 15 osób, między innymi Magda Konopka, Kamil Kuliński i Krzysztof Czajkowski, którzy zajmowali się promocją, Ania Janus ze strony Mediateki, Sabine Weiss – wolontariuszka z Niemiec, Ewelina Rudnicka, Paulina Pajkiert, Adrian Chrobot i wielu innych zapaleńców, którzy tak, jak ja, zakochali się w pomyśle. Trudności pojawiły się już podczas szukania Żywych Książek. Ludzie z organizacji, do których zwracaliśmy się z prośbą o pomoc, bali się aktów agresji. Nie wiedzieli, o co chodzi, jak ich udział będzie postrzegany przez media i inne organizacje, z którymi współpracują.

Pierwsza edycja miała miejsce w czerwcu 2007 roku w Mediatece. Przygotowania zajęły pół roku. Z jednej strony miało to być duże wydarzenie otwarte dla wszystkich, z drugiej zaś było na tyle kontrowersyjne, że mógł mu zaszkodzić nawet jeden artykuł w gazecie, a przeciwników nie brakowało. To był skok na głęboką wodę. Z dużymi wątpliwościami i duszą na ramieniu czekaliśmy na to, co się wydarzy. Baliśmy się, że może ktoś przyjdzie i pobije nasze Książki, ale nic takiego nie zaszło. Co więcej, frekwencja przerosła najśmielsze oczekiwania – pojawiło się ponad 600 osób. Nie każdy zdobył się na rozmowę, ale zarejestrowaliśmy dużo, bo około 130 wypożyczeń. Choć odbiór w mediach był raczej pozytywny, pojawiły się komentarze, że to działanie bez sensu, bo nie uda się dotrzeć do osób, których stereotypowe myślenie zakorzenione jest głęboko. Takie zarzuty pojawiają się zresztą i dzisiaj.

Na czym polega siła edukacyjna Żywej Biblioteki? Kto skorzysta z uczestnictwa w niej, a do kogo nie trafi?

Tą metodą nie powinno się edukować np. neofaszystów, gdyż ludzie o ekstremalnych poglądach nie są w stanie podjąć dialogu, ich postawa jest na tyle zamknięta, że każda próba podważenia głoszonych przez nich opinii czy światopoglądu może spotkać się jedynie z silnym sprzeciwem. Nie da się nikogo otworzyć na siłę i nie jest to też naszym celem – nam zależy na umożliwieniu dialogu osobom, które zazwyczaj chcą, ale nie mają szansy porozmawiać na tematy z obszaru tabu społecznego: bezdomność, alkoholizm, homoseksualizm, niepełnosprawność, zasady religijne. Hasło „Dialog grozi zrozumieniem”, które pojawiło się na ostatnim plakacie, to przesłanie dobrze obrazujące nasze ambicje. Wychodzimy z założenia, że każdy człowiek ma stereotypy i uprzedzenia, także organizatorzy Żywej Biblioteki i Żywe Książki. Z tego powodu tworzymy miejsce, gdzie można przyjść i po prostu porozmawiać z osobami, z którymi wcześniej nie miało się styczności. Nie mamy wpływu na to, czy stereotypy uczestników rozmów się umocnią, czy obalą. My tworzymy przestrzeń, której na co dzień brakuje, gdzie można to sprawdzić.

Kim są Książki?

To osoby, które przynależą do różnych mniejszości i zetknęły się lub stykają się z nietolerancją czy stereotypami na swój temat. Szukamy tych, którzy mieszkają we Wrocławiu i tutaj borykają się z wykluczeniem. Do niektórych z nich bardzo trudno dotrzeć, inni zgłaszają się sami. Na szczęście z wieloma osobami współpracujemy od dłuższego czasu. Jedną z takich Książek jest Żyd.

Które z Książek są wypożyczane najchętniej?

To trudne pytanie, ponieważ popularność określonych tytułów zmieniała się na przestrzeni siedmiu lat. W czasie pierwszej Żywej Biblioteki bestsellerem był Trzeźwiejący Alkoholik. Później były to np. osoby homoseksualne, Romka, były więzień. Ostatnio, od dwóch lat, osoba chora na schizofrenię. W każdej edycji liczba rozmów, jakie prowadzą nasze najpopularniejsze Żywe Książki, zwiększa się. Popularność określonych tytułów to odzwierciedlenie aktualnych problemów, tego, co jest w danej chwili społecznie ważne, a jednocześnie trudne. Na przykład w 2007 roku zaskoczyło mnie małe zainteresowanie tytułami Gej i Lesbijka. Czytelnicy nie wybierali ich zbyt często, ponieważ wokół problemu homoseksualizmu toczyło się wiele politycznych dyskusji i powstawało sporo napięć między różnymi grupami społecznymi i religijnymi. Ludzie więc bali się rozmawiać i wybierali to, co mniej kontrowersyjne. W ostatnich latach zmieniło się nastawienie do osób homoseksualnych, społeczeństwo trochę się oswoiło i dojrzało do rozmów na ten temat. Są też takie Książki, które zawsze pozostają popularne, jak wspomniany Trzeźwiejący Alkoholik – jej popularność wynika z faktu, że wiele osób spotyka się z problemem alkoholizmu osobiście, w domu czy wśród przyjaciół.

Czy Żyd ma wielu Czytelników? Jakie pytania może usłyszeć?

Tak, ten tytuł cieszy się dużym zainteresowaniem a uczestnicy często ją wypożyczają. Jakie pytania zadają? Tego nie wiem, ponieważ nigdy nie znamy przebiegu rozmów. Wiemy, że przychodzą różne osoby, zarówno zainteresowane kulturą żydowską, jak i takie, które w swoim życiu nigdy nie miały z nią styczności. Pamiętam pewną sytuację z pierwszej edycji. Jeden z uczestników chciał porozmawiać z Książką Żydówka. Tak się złożyło, że była nią niebieskooka blondynka. Kiedy wolontariuszka przyprowadziła ją z półki, tzn. z miejsca, w którym Książki czekają na swoje wypożyczenie, Czytelnik popatrzył i powiedział, że przecież chciał porozmawiać z Żydówką…

Dlaczego ludzie decydują się przyjść do Żywej Biblioteki?

Nie wiemy. Możemy się tylko domyślać po ankietach, które wypełniają czytelnicy, ale piszą w nich głównie o swoich wrażeniach po rozmowie. Czasami pojawia się informacja, że przyszli z ciekawości, za namową innych, bo usłyszeli, że warto, lub że od dawna chcieli o coś zapytać, a nie było jak. Czytelnicy są bardzo różni: tacy, którzy przychodzą i wiedzą, z kim chcą porozmawiać, mają przygotowane pytania i czekają nieraz kilka godzin, i tacy, którzy przychodzą spontanicznie, i nie jest dla nich istotny rozmówca, a poznanie metody. Są też tacy, którzy chcą się wygadać i opowiedzieć swoją historię. Na początku średnia wieku wynosiła 21-22 lata, teraz przesunęła się do 33, przychodzą także ludzie około 60. roku życia – wcześniej było to rzadkie. Nasi Czytelnicy muszą być odważni, bo przełamanie bariery kontaktu z żywym człowiekiem może być trudne. Ja odważyłam się porozmawiać z Żywą Książką dopiero po dwóch edycjach. Żywa Biblioteka to trudna ścieżka uczenia się; nie jest to wykład ani warsztat. Nie ma sztywnego podziału na organizatorów, uczestników i Książki, każdy uczy się od każdego. I właśnie dlatego, że to metoda tak otwarta, pozbawiona kontroli, oparta wyłączenie na zaufaniu, ma silny potencjał edukacyjny i dużą szansę, by sprawdzić się w szkołach. Przekonaliśmy się o tym w 2011 r., kiedy projekt realizowaliśmy w bibliotece przy ulicy Reja i do współpracy zaprosiliśmy usytuowane obok gimnazjum. Wiele Książek stwierdziło później, że przeprowadziło wtedy najlepsze rozmowy, bo młodzież zadawała niesamowicie ważne pytania.

Czy Książki także korzystają na tych rozmowach? Co zyskują?

Mogą opowiedzieć o sobie: podzielić się zarówno doświadczeniami grupy, którą reprezentują, jak i swoimi własnymi. Mówią o problemach, o których ich rozmówcy nie mają często pojęcia. Możliwość powiedzenia tego na głos jest niesamowicie istotna; to szansa, jakiej nie ma na co dzień. Ważne są również rozmowy Książek między sobą. Dyskusje toczące się na półce są niesamowite. Zderzają się tam różne poglądy, podejścia do życia czy religii… To prawdziwy tygiel, istna wieża Babel. Uwielbiam tam siedzieć i przysłuchiwać się opowieściom oraz doświadczeniom. Patrzeć, jak diametralnie różni ludzie prowadzą ze sobą dialog, a nawet potrafią się przyjaźnić. Dzięki temu ta nasza Biblioteka jest trochę idealną wyspą, przestrzenią w jakimś innym wymiarze rzeczywistości.

Czy człowiek jest w stanie wyzbyć się wszelkich stereotypów?

Opory przed tym, co jest inne, są całkowicie naturalne. Wynikają z ludzkiej natury i z tego, jak funkcjonuje mózg w starciu z nowymi doświadczeniami. Mimo to nie wolno traktować ich jako czynnik determinujący postawę wobec inności – wręcz przeciwnie. Każdy człowiek ma przecież wpływ na swoją postawę i może świadomie kształtować relacje z innymi, nawet jeśli jest to trudne. Uczestnicy warsztatów międzykulturowych często deklarują się jako osoby tolerancyjne. Mam jednak wrażenie, że, chyba nie do końca jeszcze poznały siebie i nie doświadczyły zderzenia z czymś, co trudno byłoby im zaakceptować. Ludzie boją się powiedzieć: „Nie toleruję tego”, tymczasem nie trzeba się bać. Zupełnie akceptowalna jest nietolerancja wobec niektórych zjawisk. Jeśli po wrocławskim Rynku w Dzień Niepodległości spaceruje trzy tysiące narodowców i krzyczą „Polska dla Polaków!”, ja nie toleruję ich haseł, bo wiem, co za nimi stoi. Mimo to staram się wykonać świadomy krok w celu zrozumienia tych ludzi. Gdybym nie starała się zrozumieć, co siedzi w ich głowach i dlaczego zachowują się tak, jak się zachowują, nie byłabym w stanie myśleć o nich w godny sposób, a uważam, że na to zasługują.

Czy we Wrocławiu robi się dostatecznie dużo na rzecz walki z dyskryminacją?

Zdecydowanie nie, właściwie robi się bardzo niewiele. Przede wszystkim brakuje spójnej strategii. Przykładem może być fakt, że ostatnio w ramach tego rodzaju działań miasto dofinansowało policję. Choć to potrzebne, nie da się uciec od oceny, że w decyzjach władz brakuje spójności i długoterminowej wizji. To łatanie dziur, a nie tkanie solidnego materiału. Bez strategii antyrasistowskiej realizowanej przez miasto razem z organizacjami pozarządowymi, policją, firmami międzynarodowymi, placówkami edukacji i samymi obywatelami, nie da się wprowadzić programów, których celem są zmiany świadomości i postaw. Bez tego to działanie tylko na powierzchni, które nie rozwiązuje przyczyny problemów.

Każdy projekt to ogrom pracy, czasu i energii. Jaka jest Twoja motywacja do działania?

Składa się na nią sposób, w jaki zostałam wychowana. Pochodzę z dość tradycyjnej, katolickiej rodziny. Moi rodzice, mimo przywiązania do wartości i przekonań, starali się zaszczepić we mnie szacunek i otwartość wobec tego, co inne, i kładli nacisk na nieocenianie ludzi. To nadal głęboko we mnie tkwi i stanowi fundament, dzięki któremu moja relacja z wartościami Żywej Biblioteki jest taka silna. Mam też poczucie, że żyję w sposób uprzywilejowany: mam rodzinę, pracę, jestem zdrowa, sprawna, zdobyłam wykształcenie, mogłam podróżować. Nigdy nie doświadczyłam wykluczenia czy dyskryminacji z powodu tego, kim jestem, czy z powodu swoich wyborów życiowych. Ta świadomość budzi we mnie poczucie długu wobec tych, którzy takich możliwości nie mieli – często również z powodów, na które kompletnie nie mieli wpływu.

Czuję również ogromną potrzebę działania. Im dłużej pracuję, tym jest ona większa. Spotykam się z wieloma osobami; słucham tego, co mówią i jak mówią o różnorodności policjanci, urzędnicy, nauczyciele, młodzież. Dociera do mnie, że to media i środowisko (dom, praca) kształtują opinie ludzi między innymi na temat osób homoseksualnych, Romów, osób ciemnoskórych, Żydów; że ludzie je przyjmują, bo nie mają tak naprawdę możliwości zastanowić się, co SAMI myślą.

Żywa Biblioteka daje szansę osobistego doświadczenia. Czy w skali makro to ma sens? Pewnie wielu badaczy powiedziałoby, że nie, że lepiej edukację o prawach człowieka realizować inaczej. Ja wierzę jednak w skalę mikro, w moc kontaktu dwóch osób, które patrzą sobie w oczy i rozmawiają o tym, o czym nigdzie indziej nie odważyłyby się porozmawiać.