Obojętna Europa? Bezduszna, niegościnna Polska? Żydzi o kamiennym sercu?

To, co skupia moją uwagę obecnie i bardzo mnie przejmuje, to globalna, a co najmniej europejska, tragedia uchodźców, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu.

Historia Żydów to historia wysiedleń, deportacji, przymusowej emigracji, żeby nie wspominać już o mordach, jakie na przestrzeni tysięcy lat nas spotykały. Pamięć tych tragedii winna być powodem szczególnej wrażliwości na dramaty innych narodów. Czy nie jest jednak czasem na odwrót: własna trauma stępia empatię?

Emigracja, na ogół przymusowa, jest doświadczeniem mocno zapisanym w żydowskiej pamięci zbiorowej. Ta pamięć przechowuje wdzięczność dla tych, którzy wyciągnęli do nas pomocną dłoń, ale i gorycz, gdy spotykało nas wtedy szyderstwo, odrzucenie czy wrogość. W ostatnich miesiącach przerywają nam (albo i nie) wieczorną kolację i spokój popołudnia telewizyjne obrazy zdesperowanych ludzi walczących o przeżycie na Morzu Śródziemnym, rzesze tłoczących się na stacjach kolejowych Budapesztu, stert ciał uchodźców uduszonych w zamkniętej ciężarówce gdzieś pod Wiedniem. Widzę w tych obrazach skupione jak w tragicznej soczewce wszelkie nierozwiązane problemy globalizującego się świata, gdzie polityka nie nadąża za gospodarką, a społeczna wrażliwość za polityką. Obnażają te zdjęcia bezbronność rozpędzonej współczesności wobec ogromu problemów, które mogliśmy przewidzieć, zwłaszcza, że często sami je wywołaliśmy, a przynajmniej nasililiśmy, najpierw kolonializmem i wyzyskiem, potem odwróceniem się od kłopotów, wreszcie nieudanymi próbami „demokratyzacji” wielu krajów trzeciego świata, które, obalając tradycyjne reżimy, wprowadziły chaos, oddając całe narody na pastwę religijnych fanatyków. Nie radzimy sobie z terroryzmem, którego symbolem stało się Państwo Islamskie, nietolerancją religijną, czy też nierównym rozwojem gospodarczym różnych stron świata.

Dwukrotnie w życiu doświadczyłem, co oznacza bycie uchodźcą. Pierwszy raz, gdy jako trzyletnie dziecko powróciłem wraz z rodziną w 1956 roku do Polski. Dla ojca to był powrót po 17 latach tułaczki po Związku Radzieckim. Wówczas 200 tysięcy Polaków i polskich Żydów było witanych z otwartymi ramionami przez biedną, powojenną Polskę. Powie ktoś – „Polacy witali Polaków. Teraz to coś innego…”

Gdy jako „prawdziwy” emigrant polityczny ze statusem uchodźcy przybyłem do Norwegii w 1984 roku, po jaruzelskim więzieniu, byłem jednym z setek Polaków, którzy zostali tam przyjęci i objęci opieką. Spotkałem też przedstawicieli innych, ciężko doświadczonych nacji: Irańczyków, Chilijczyków, Wietnamczyków, ludzi z całego świata. Może nie wszyscy byli uchodźcami politycznymi, ale czy strach przed głodem i nędzą nie są zrozumiałymi powodami do emigracji? Spytajcie Polaków w Chicago… Spytajcie Irlandczyków w Sydney… Podając rękę tonącemu dziecku, nie powinniśmy pytać o wyznanie i status majątkowy rodziców. Nie przystoi to Europejczykom, a zwłaszcza już Polakom i Żydom – z ich historią i historią emigracji, z ich doświadczeniem gościnności i odrzucenia. Obojętna Europa? Bezduszna, niegościnna Polska? Żydzi o kamiennym sercu? Trudno uwierzyć.