Kilka myśli o inspirującym Pesach we Wrocławiu
Danielle i David żyją w Jerozolimie. Są małżeństwem od 2,5 roku. Danielle (27 l.) pracuje w edukacyjnej firmie turystycznej, gdzie na co dzień spotyka grupy Żydów podróżujące z Północnej Ameryki do Izraela, jednakże na przestrzeni lat pracowała z ludźmi z całego świata. David (30 l.) studiuje historię Żydów i pracuje w jerozolimskim sądzie.
Około dwa miesiące temu dostaliśmy propozycję spędzenia Pesach w jednej z gmin żydowskich w Polsce. Wieczór sederowy w Izraelu to najbardziej popularne święto i zazwyczaj świętuje się go z całą (bliższą i dalszą) rodziną, dlatego zastanawialiśmy się, jak nasi najbliżsi zareagują na taki pomysł.
Ku naszemu zdziwieniu, wszyscy nas w tym wsparli, mówiąc, że będąc wysłannikami z Izraela również ich będziemy reprezentować w Polsce. Przed odlotem Światowa Organizacja Syjonistyczna (WZO) „ostrzegła” nas i przygotowała do spotkania z odmienną postkomunistyczną kulturą, gdzie nie można liczyć na otwartą, intymną rozmowę. Jak bardzo byliśmy zaskoczeni, gdy okazało się, że jest zupełnie na odwrót!
Podczas pierwszego szabatu, zaraz po przyjeździe do Gminy, zostaliśmy przyjęci z uśmiechami na ustach i ciepłymi uściskami.
Począwszy od rabina Tysona i jego żony Rebekki, poprzez członków społeczności, aż do niesamowitych pań kucharek z koszernej kuchni – wszyscy traktowali nas bardzo miło. Zawsze mogliśmy liczyć na przyjacielskie rozmowy i szczery uśmiech. Podczas tego tygodnia doświadczyliśmy spotkania z żywą i zróżnicowaną wspólnotą. W szulu spotkaliśmy zaangażowanych członków gminy, z którymi nie tylko wspólnie modliliśmy się, ale którzy również nauczyli nas nowych melodii Halel. Podczas szabatowych i świątecznych posiłków rozmawialiśmy ze starszymi członkami Gminy oraz z młodzieżą mocno zaangażowaną w budowanie tożsamości żydowskiej wśród młodych polskich Żydów. Usłyszeliśmy dużo o relacjach, jakie się wytworzyły pomiędzy różnymi gminami i organizacjami żydowskimi w Polsce oraz w Europie, jak również oczywiście o relacjach z Izraelem, które, oprócz zachwytu, mają element konstruktywnej krytyki. Jednak jedną z największych lekcji, jaką otrzymaliśmy podczas pobytu we Wrocławiu, było ujrzenie inspirującej społeczności żydowskiej w Polsce i uświadomienie sobie, jaką stratą było dla nas to, że nie wiedzieliśmy o tym dużo wcześniej.
Podczas pierwszego sederu przy stole, który prowadziliśmy, siedziało 30 osób. W synagodze było oprócz tego pięć innych stołów. Noc sederowa upłynęła wśród emocji i hałasu. Przeczytaliśmy tę samą Hagadę, którą czytały w tym samym czasie nasze rodziny w Izraelu, tę samą, którą nasi dziadkowie czytali w Polsce sto lat temu.
Oboje mamy dziadków z Polski, jednakże nigdy nie mieliśmy styczności z dziedzictwem Żydów tutaj, dlatego też zdecydowaliśmy się odwiedzić kilka znaczących miejsc. Dzięki uprzejmości Ariela pojechaliśmy do Auschwitz–Birkenau zobaczyć miejsce, gdzie dziadek Danielle spędził część wojny. Został deportowany do Auschwitz na wiosnę 1944 roku. Tam naziści wybrali jego i kilkoro innych dzieci do pracy w charakterze chłopca na posyłki doktora Mengele. Grupa ta była w Auschwitz przez sześć miesięcy, po czym deportowano ich do Sachsenhausen. Stamtąd odesłano na eksperymentalne badania szczepionki przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby. Na koniec wojny grupa licząca jedenastu chłopców została wysłana na marsz śmierci, podczas którego zostali wyzwoleni przez Anglików. Wszyscy przeżyli wojnę.
Dziadek Danielle spędził kilka lat we Francji, po czym wyemigrował do Peru, gdzie żyje do dzisiaj. Przed wojną mieszkał w Będzinie i tam pojechaliśmy później, by na koniec spędzić noc w Krakowie. Dziadek Davida urodził się w (polskim jeszcze) Wilnie. Był członkiem syjonistycznej religijnej organizacji młodzieżowej Ha-Szomer ha-Dati oraz powstańcem wileńskim. Brał także udział w walkach polskich partyzantów przeciwko Niemcom. Po wojnie wyemigrował do Izraela i służył w armii jako oficer oraz sędzia wojskowy, a następnie był zastępcą burmistrza Tel Awiwu oraz szefem miejskiego wydziału oświaty, gdzie jednym z jego osiągnięć było wysłanie delegacji młodzieży do Polski. Zmarł w 2006 roku w wieku 83 lat pozostawiając kochającą żonę, pięcioro dzieci, siedemnastu wnuków oraz dwudziestu pięciu prawnuków.
Wróciliśmy do domu w szwii szel Pesach (siódmy dzień Pesach). Wystarczy przejść się dziesięć minut od naszego domu, aby trafić do dwudziestu synagog, jednakże nadal nie zdecydowaliśmy się, do której chcemy należeć. Wrocław ma jedną społeczność i jedną synagogę, ale wiele się tam nauczyliśmy. Odkryliśmy życie polskich Żydów, wspólnotowe i kulturalne wydarzenia, które organizują, i młodzież, która podejmując wysiłek wspólnie ze starszymi, dba, by społeczność była żywa i twórcza.
Byliśmy zdumieni tym, jak ciepło zostaliśmy tutaj przyjęci, i jak witano każdego gościa przybyłego do Wrocławia na Pesach. Zawiązaliśmy nowe przyjaźnie, które chcemy utrzymywać, bądź to podczas naszych kolejnych wizyt we Wrocławiu, bądź w czasie spotkań w Jerozolimie.
Chcielibyśmy podziękować każdemu, kto przyczynił się do tego, że we Wrocławiu czuliśmy się jak w domu. Przede wszystkim na zawsze pozostanie nam w pamięci pomoc, jaką otrzymaliśmy od Przewodniczącego Gminy we Wrocławiu. Praca liderów wrocławskiej Gminy – Aleksandra Gleichgewichta oraz rabina Tysona Herbergera jest dla nas inspiracją. Szczególne podziękowania należą się także Magdzie Dorosz i pozostałym pracownikom Gminy Żydowskiej we Wrocławiu.
Dziękujemy wszystkim Członkom Gminy, którzy sprawili, że spędziliśmy we Wrocławiu wyjątkowy czas!