Ellen Friendland o ślubie z Curtem Fisselem we Wrocławiu w 2000 roku

14 lat temu Ellen Friendland i Curt Fissel, para amerykańskich dokumentalistów, wzięła ślub w synagodze Pod Białym Bocianem.

Jak trafiłaś do Polski?

Ellen: W 1995 roku jako reporterka przyjechałam do Polski wraz z grupą Amerykanów z New Jersay na dwudniową, typową wycieczkę do miejsc związanych z Zagładą: Auschwitz, Birkenau, pozostałości po getcie warszawskim i tyle. Cały czas miałam przeczucie, że to nie wszystko, co powinniśmy zobaczyć. Więc już wtedy zdecydowałam, że będę musiała tutaj wrócić. Poprzez mojego znajomego z New Jersey poznałam Jana Jagielskiego w Żydowskim Instytucie Historycznym, który z kolei przedstawił mnie swojemu amerykańskiemu koledze Yale’owi Reisnerowi. Powiedział mi, że poszukiwanie odradzającego się życia żydowskiego powinnam zacząć od warszawskiej szkoły żydowskiej. Poszłam tam, drzwi otworzyła Helise Lieberman, z którą studiowałam w Stanach i nagle spotykamy się w środku Warszawy. To sprawiło, że poczułam się tutaj bardzo komfortowo. To Helise i jej mąż Yale skontaktowali mnie z różnymi osobami w Polsce, które tworzyły tutaj ówczesne życie żydowskie. I tak objechałam całą Polskę.

I tak przyjechałaś do Wrocławia.

I zachwyciłam się tą wspólnotą, w której nie było wtedy rabina, ani środków na jej utrzymanie, Wrocław nie istniał wtedy na turystycznej mapie Polski – a przy tym wszystko tutaj było niesamowicie duchowe, ludzie dbali o siebie nawzajem, pomagali sobie i byli żywo w budowanie tej społeczności zaangażowani – uczyli się, przychodzili na wspólne szabaty. W tym czasie wraz z moim przyszłym mężem Curtem produkowaliśmy film dokumentalny zatytułowany „Poland: Creating a New Jewish Heritage”, opowiadającym o odradzającym się życiu żydowskim w Polsce tuż po upadku komunizmu. I wtedy podróżując po całej Polsce, we Wrocławiu dostrzegliśmy pasję, z jaką grupa ludzi tworzy tutaj wspólnotę, i zakochaliśmy się w tym miejscu.

Pierwsze wrażenie z synagogi?

Pierwszy raz, bodaj w 1996 roku, byłam w waszej synagodze z Jurkiem Kichlerem i jakimś południowoamerykańskim Żydem, który wychowywał się we Wrocławiu i synagogę Pod Białym Bocianem kojarzył z ważnymi momentami swojego życia: bar micwą, studiowaniem judaizmu, modlitwami. Weszliśmy z nim na ostatnie piętro po zrujnowanych wtedy schodach i z góry spoglądaliśmy na zrujnowaną synagogę. Ten człowiek mówił wtedy: „Spójrzcie, tam miałem bar micwę na dole, a tutaj na pierwszym piętrze uczyliśmy się modlić”. To było nie do wyobrażenia w tym kompletnie zrujnowanym budynku. Później za każdym razem, gdy tam wracaliśmy, widzieliśmy, jak postępuje proces renowacji. Ważna też dla nas była 60. rocznica Nocy Kryształowej we Wrocławiu, wtedy to zdecydowaliśmy nagrać to wydarzenie, a później powstał z tego kolejny dokument „From Kristallnacht to Crystal Day: A Synagogue in Wroclaw Glows Again”, który, tak jak poprzedni, był prezentowany w publicznej telewizji w USA. Podczas tych wizyt zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami stąd.

I nagle wpadłaś na pomysł zorganizowania we Wrocławiu swojego ślubu?

Przede wszystkim, decydując się na ślub tutaj, chcieliśmy zwrócić uwagę świata na Wrocław i na tę niezwykłą społeczność, która tak skutecznie budowała na nowo życie żydowskie, czego symbolem była renowacja synagogi. Wiesz dobrze, że szczególnie amerykańscy i izraelscy Żydzi przyjeżdżający wtedy do Polski poza obozami koncentracyjnymi odwiedzali głównie Kraków i Warszawę, potem jechali dalej do Pragi i Wiednia. Nie mogli doświadczyć więc tej niesamowitej wrocławskiej gorączki, w jakiej tutaj odtwarzano życie żydowskie. Chciałam, żeby ludzie doświadczyli siły żydowskiego ducha, który po tych wszystkich tragediach, po Zagładzie, komunizmie, popycha tę małą wspólnotę, nieco odizolowaną od reszty żydowskiego świata, ku wielkim rzeczom. Ta iskra, która mobilizowała ich do tego, była warta pokazania światu! Planując tutaj ślub mówiliśmy sobie, że chcemy, aby to wydarzenie skupiło na sobie uwagę żydowskiego świata i tym samym pomogło w budowaniu tutejszej społeczności.

I jaka była reakcja?

Rozmawialiśmy z naszymi przyjaciółmi pracującymi dla gminy. Powiedzieli, że zrobią wszystko, co w ich mocy, żeby nam w tym ślubie pomóc. Nie mogliśmy być we Wrocławiu i przygotowywać całego przedsięwzięcia. Zajęli się absolutnie wszystkim.

 

Jak wyglądała synagoga?

Podłoga była już skończona i wyglądała pięknie. Na środku stała mała bima. I choć nie było za wiele elementów wystroju, ale wykonana praca była naprawdę ogromna i wszystko wyglądało pięknie: ściany, okna, balkony, które były już na tyle przebudowane, że mogły pomieścić tłumy osób. Każdy mógł wejść do środka, więc synagoga była pełna ludzi.

To było publiczne wydarzenie?

Wszyscy mogli przyjść. Przyjechali nasi przyjaciele ze Stanów, pojawiło się mnóstwo osób z różnych gmin w Polsce, ale przyszło też wiele ludzi z Wrocławia, nie związanych ze społecznością żydowską. Gazeta Wyborcza publikowała codziennie różne artykuły na temat żydowskiego ślubu. Mój przyjaciel mówił mi, że również w radio słyszał różne informacje, które było co prawda wymyślone w stu procentach, no ale powodowały wokół ślubu szum medialny.

Jak wyglądała sama ceremonia?

wedding-of-ellen-friendland-and-curt-fissel-in-the-white-stork-synagogue-wroclaw-poland-ślub-żydowski-jewish-wedding-synagoga-pod-białym-bocianem-חידוש-chidusz-hidush-04Przyjechał z nami ze Stanów nasz przyjaciel, konserwatywny rabin Michael Monson, który nie tylko prowadził tę ceremonię, ale również modlitwy i – przez cały weekend poprzedzający ślub – zajęcia dla członków społeczności. Najbliżsi przyjaciele trzymali chupę. Sama ceremonia była bardzo prosta, ale przyszło na nią ponad 600 osób i tłum dziennikarzy. Po niej odbyło się przyjęcie, do którego koszerna kuchnia gminna przygotowywała się przez kilka tygodni. Nie była to typowa impreza ślubna, z racji na charakter uroczystości: pełna tańców i klezmerskiej muzyki. Myślę, że nasz cel został osiągnięty – bardzo wiele międzynarodowych gazet napisało o naszym ślubie.

Co przychodzi Ci do głowy, kiedy wspominasz te wydarzenia?

wedding-of-ellen-friendland-and-curt-fissel-in-the-white-stork-synagogue-wroclaw-poland-ślub-żydowski-jewish-wedding-synagoga-pod-białym-bocianem-חידוש-chidusz-hidush-03Pasja. Wszyscy, łącznie z rabinem, który do tej pory opowiada wszystkim o tym ślubie, byliśmy zdumieni pasją, z jaką tutejsi Żydzi budowali wspólnotę i synagogę. Przyglądanie się temu było naprawdę bardzo mocnym doświadczeniem. I do tego samo miejsce: po drugiej stronie ulicy stało przecież Żydowskie Seminarium Teologiczne, w którym narodził się współcześnie powszechny na całym świecie judaizm konserwatywny. Myślę, że można spokojnie powiedzieć, że było to zwycięstwo tej małej gminy, która wkłada tyle energii, pasji i miłości w swoje działania. I myślę, że każdy czuł wtedy siłę i wagę chwili.

 

I 14 lat później kolejna para mieszkająca w Nowym Jorku, tym razem polskich Żydów, za kilka tygodni weźmie ślub w naszej synagodze.

Katkę poznałam wiele lat temu przez naszych wspólnych przyjaciół we Wrocławiu. Przez cały ten czas była gdzieś obecna w moim życiu, czy podczas swoich studiów w Oxfordzie, gdy wysyłała mi do oceny swoje prace dotyczące odrodzenia życia żydowskiego we Wrocławiu, czy już w Stanach, gdzie odnowiła ze mną kontakt. Pamiętam, że poszłam na premierę ich filmu, później byliśmy na urodzinach Katki i tak zaprzyjaźniliśmy się.

Rozumiem, że nie może was zabraknąć 22 czerwca?

Oczywiście, będziemy na pewno. Gdy wyjechaliśmy z Wrocławia, zostawiliśmy w synagodze naszą chupę, gdyż mieliśmy nadzieję, że po naszym ślubie nastąpi kolejny. To niesamowicie ważne, bo nowe małżeństwo to początek nowej rodziny, czyli najmniejszej komórki wspólnoty żydowskiej, początek nowego życia. I móc oglądać 14 lat później ślub Sławka i Katki to dla nas potężna radość. Kiedy braliśmy ślub tutaj, największym naszym życzeniem dla gminy we Wrocławiu było ujrzenie kolejnych par, które pobiorą się w synagodze Pod Białym Bocianem. I to się spełnia.