Świętokrzyski sztetl w Chmielniku
Historia nie biegnie głównymi traktami, ale przede wszystkim chodzi bocznymi uliczkami spokojnych miasteczek – to motto wyryte na tablicy upamiętniającej żydowsko – polskie dziedzictwo Chmielnika. Miasto z prowincjonalności uczyniło swój atut i w nowopowstałym Ośrodku Edukacyjno-Muzealnym Świętokrzyski Sztetl prezentuje historię typowego żydowskiego sztetla w nowoczesny sposób, nie tylko niespotykany do tej pory w niewielkich polskich ośrodkach, ale – co trzeba oddać bez przesady – na najlepszym światowym poziomie współczesnego muzealnictwa.
W przededniu wybuchu II Wojny Światowej mieszkało w Chmielniku ponad sześć i pół tysiąca Żydów, którzy stanowili prawie 80% ludności miasta. Zajmowali się głównie rzemiosłem i handlem. Regularnie odbywały się tu jarmarki, w czasie zaborów ponoć największe w całej kieleckiej guberni. W okresie międzywojennym w Radzie Miejskiej zasiadało trzy razy więcej Żydów niż Polaków, istniały organizacje syjonistyczne, aktywna była młodzież zgrupowana wokół Ha-Szomer Ha-Cair, pewną ilość członków skupiała też ortodoksyjna Agudat Israel oraz popularna socjalistyczno-robotnicza Poalej Cijon. Żydzi gromadzili się w murowanej synagodze i w domach modlitwy, ich dzieci uczyły w Talmud-Torze. Był to tętniący życiem sztetl, który w 1941 roku zamieniono na getto dla miejscowych Żydów oraz wysiedleńców z innych rejonów Polski. Wraz z ostateczną likwidacją getta w marcu 1943 skończył się żydowski rozdział w historii miasteczka. Nieliczni, którzy przeżyli wojnę na terenie ZSRR, nie zdecydowali się do Chmielnika wrócić i rozjechali się po świecie. Dopiero na początku XXI wieku zainteresowano się ponownie miejscem i spróbowano przypomnieć przeszłość miasta.
Jabłka w synagodze na złość Putinowi
Odwiedzamy chmielnickie muzeum na początku sierpnia. Na zewnątrz urwanie chmury, a w środku jeden z pracowników ośrodka zachęca nas do poczęstowania się jabłkami z lokalnych sadów. Jak widać, i do Chmielnika dotarła akcja „Jedz jabłka na złość Putinowi”, którą tutaj postanowiono wykorzystać do przypomnienia przepisów kuchni żydowskiej. Dostajemy więc przepisy na szarlotkę parwe (mleko zastępujemy sokiem jabłkowym) i charoset. Jabłka leżą na miedzianej tacy ozdobionej centralnie umieszczoną gwiazdą Dawida. Okazuje się, że naczynie zostało ofiarowane przez jednego z mieszkańców Chmielnika – było w jego rodzinie od czasów wojny i służyło do karmienia świń w oborze. To jeden z kilku artefaktów kultury rzemieślniczej tutejszych Żydów, który dzięki apelowi pracowników muzeum trafił do jego zbiorów. Oprócz tego, w gablocie są kieliszki kiduszowe, a Agnieszka Dziarmaga, kierowniczka „Świętokrzyskiego Sztetla”, pokazuje drewniane prawidła, również darowiznę tutejszych nieżydowskich mieszkańców – wykorzystywane są podczas warsztatów o życiu codziennym Żydów. Przyznaje, że choć nie było to proste, mieszkańcy zaczęli się nie tylko do sztetla przyzwyczajać, ale nawet wzbogacają jego kolekcję o przedmioty, które pozostały po żydowskich mieszkańcach Chmielnika.
Sztetl za milion złotych
Prosty w realizacji nie był też pomysł zamienienia popadającej w ruinę synagogi w nowoczesne muzeum i centrum edukacyjne. Chmielnik to niewielkie miasteczko, liczące około 4 tysięcy mieszkańców i borykające się z bezrobociem. Choć burmistrz Jarosław Zatorski – inicjator renowacji synagogi i pomysłodawca odbywających się tutaj cyklicznie od 2003 roku Spotkań z Kulturą Żydowską – cieszy się poparciem lokalnej społeczności i został wybrany już na trzecią kadencję, pojawiały się głosy, że inwestycja pochłonęła zbyt dużą część budżetu gminy. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że wart ponad 6 milionów projekt w 80% został sfinansowany ze środków Unii Europejskiej i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, udział gminy był więc niewielki.
Synagoga symbolem kieleckiego miasta
Dyrekcja ośrodka świadoma jest, że chmielniczanie początkowo byli sceptycznie nastawieni do pomysłu i być może woleli zobaczyć fabrykę z nowymi miejscami pracy, a nie – odrestaurowaną synagogę. „To było niczym praca organiczna, praca u podstaw, żeby to w ogóle mogło zaistnieć” – mówi Dziarmaga. Żydów w Chmielniku przecież już dawno nie ma, nie chodziło więc o to, aby wyremontować budynek, który nie będzie miał żadnego praktycznego zastosowania. Chciano stworzyć nowy wizerunek Chmielnika z synagogą i prężnie działającym ośrodkiem kulturalno-edukacyjnym. Ten dość wywrotowy pomysł, aby uczynić żydowską bóżnicę wizytówką miasta, jawi się pomysłodawcom jako coś najbardziej naturalnego. Ta nowa tendencja, kolejny polski fenomen, zdaje się przybierać na sile – na centrum obchodów 100 rocznicy zburzenia Kalisza wybrano plac po synagodze, który z tej okazji przemieniono w skwer historyczny (więcej o Kaliszu na s. 17 – 18).
Dom światła
Oczywistym było, że synagoga, która przetrwała tylko dzięki temu, że przez wiele lat służyła za magazyn zboża, nie będzie funkcjonowała jako miejsce modlitw. Nie chciano też jakiejś formy pośredniej, w której budynek stałby się kolejnym nijakim zabytkiem na mapie Polski. Przygotowanie architektonicznej koncepcji powierzono znanej pracowni Nizio Design, odpowiedzialnej za kształt ekspozycji największych polskich muzeów wybudowanych w ciągu ostatniej dekady: Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Historii Żydów Polskich. Głównym elementem wyposażenia stała się szklana bima, nawiązująca do religijnej funkcji obiektu, ale, ze względu na swoją nowoczesną, surową formę, mocno zakorzeniona we współczesności. Zbudowana jest z olbrzymich tafli szkła, złączonych ze sobą specjalnym, niewidocznych dla ludzkiego oka, klejem. „Nikt sobie tego nie wyobrażał, koszt był duży, logistycznie było to trudne przedsięwzięcie, ale trzeba było zaufać fachowcy.” – mówi o początkowej fazie projektu Dziarmaga. Opłaciło się, bo ten swoisty pomnik, nazwany „domem światła” zachwyca. Wygląda lekko i efektownie – już sama bima stanowi atrakcję dla odwiedzających Chmielnik.
Wokół niej zbudowano multimedialną wystawę, mogącą z powodzeniem konkurować z najlepszymi muzeami żydowskimi na świecie. Odwiedzający łatwo poruszają się w przestrzeni synagogi, gdyż kolejne prezentowane elementy stanowią spójną narrację.
Raz jeszcze w żydowskim Chmielniku
Wystawa spełnia swoją funkcję, a to się zdarza nieczęsto, biorąc pod uwagę nadprodukcję muzealną wspieraną przez Unię Europejską. Nie pretenduje do opowiedzenia całej historii Żydów w Polsce. Nie wychodzi w zasadzie poza Chmielnik i skupia się na małomiasteczkowej codzienności, na zwyczajnym życiu, o którym się często zapomina, mówiąc tylko o jego unicestwieniu.
Dziarmaga przyznaje: „Holocaustem nie zajmujemy się w sposób nadmierny, od początku była taka idea. Uzupełniamy lukę, niewiedzę o tym, jak wyglądało życie w sztetlach”. Szczególnie cenne jest to, że ową lukę uzupełniają sami mieszkańcy Chmielnika. Oglądając historyczne zdjęcia, możemy posłuchać głosów dawnych mieszkańców miasta, żydowskich i nieżydowskich, którzy zapamiętali przedwojenny Chmielnik i składające się na jego barwny krajobraz szczegóły. Dowiadujemy się o krawcu, Panu Gąsce, u którego zamawiało się garnitury komunijne, o Josku, w którego sklepie można było dostać wszystko, o karczmarzu, dostarczającym wino na dwór Franciszka Józefa. Ktoś wspomina, że gęsi, których nie udało się zabić jednym podcięciem gardła, były sprzedawane Polakom, ktoś inny opowiada, jak kolega Blanek podzielił się z nim atlasem geograficznym, żeby nie wydało się przed nauczycielem, że chłopaka na własny egzemplarz nie stać. Takie opowieści przybliżają mienione czasy lepiej niż jakikolwiek historiograficzny wpis i przywracają tożsamość osobom, które utraciły ją podczas Zagłady.
Na powiększonych fotografiach dokumentów sprzed ponad 75 lat widnieją imiona i nazwiska właścicieli sklepów, garbarzy, szewców – niegdyś sąsiadów. W sali kinowo-konferencyjnej można obejrzeć film dokumentujący wizytę Majera Małego – dawnego mieszkańca Chmielnika, a dziś patrona „Świętokrzyskiego Sztetla” – w Chmielniku. Dziewięćdziesięcioletni staruszek oprowadza po współczesnych ulicach i pokazuje, gdzie znajdowała się księgarnia, piekarnia, sklep.
Nasi sąsiedzi Żydzi
Zbieranie wspomnień to również część projektu edukacyjnego, prowadzonego przez ośrodek. Razem z Uniwersytetem im. Jana Kochanowskiego w Kielcach przygotowano konkurs dla gimnazjalistów pt.: Nasi Sąsiedzi Żydzi. W ramach konkursu młodzież wyszukuje tych mieszkańców, którzy pamiętają swoich dawnych żydowskich sąsiadów i przeprowadza z nimi formalne wywiady. W jury zasiadają historycy z kieleckiego uniwersytetu. Efekty są imponujące, bo choć odbyły się dopiero dwie edycje konkursu, niektóre wspomnienia udało się ocalić w ostatniej chwili. Kilka osób, których wypowiedzi młodzież spisała dopiero niedawno, już nie żyje.
Przede wszystkim edukacja
„Świętokrzyski Sztetl”, poza tym, że jest merytorycznie dobrze przygotowanym muzeum o interesującej formie, duży nacisk kładzie na edukację. „Ważne, aby człon „edukacyjny” z nazwy ośrodka nie pozostał bez pokrycia.” – mówi Dziermaga. „Uczniowie z całego regionu mogą brać udział w trzech rodzajach warsztatów (na temat kuchni żydowskiej, codziennego życia w sztetlu i w spacerze po Chmielniku), w planie są jeszcze plenery fotograficzne i zajęcia dziennikarskie.”
W kwestii edukacji ośrodek również poszukuje łącznika między przeszłością a teraźniejszością i odstępuje od prezentacji historii i kultury żydowskiej jako odległego i hermetycznego tematu. Pokazuje wątki żydowskie w szerszym kontekście (np. podczas spotkań z polskim kinem o żydowskich motywach) i w sposób atrakcyjny dla młodzieży (od 10 lat istnieje m.in. zespół tańca żydowskiego), pełniąc również rolę regionalnego ośrodka kultury.
Dom cienia
Z budynku dawnej synagogi, wypełnionego gwarem przedwojennego sztetla, wychodzimy na zewnątrz do „domu cienia”, mającego stanowić architektoniczną i tematyczną przeciwwagę szklanej bimy. Jest to monolityczna konstrukcja z czarnej blachy, do której wchodzi się przez szczeliny, wpuszczające do środka drobiny światła. Na zewnętrznych ścianach tej obcej w formie budowli, niespójnej z chmielnicką architekturą, wyryte zostały imiona i nazwiska mieszkańców Chmielnika, którzy stracili życie w Zagładzie. Monument znajduje się na terenie starego żydowskiego cmentarza (używanego przez kahał do 1820 roku), po którym dziś nie ma już śladu. Jedyne pozostałości macew w Chmielniku możemy zobaczyć na terenie nowego cmentarza przy ul. Mruczej – większość z nich to zaledwie połamane fragmenty dawnych pomników, zgromadzone razem i tworzące lapidarium.
Do Chmielnika
Muzeum w budynku synagogi zostało oddane do użytku dopiero na początku 2014 roku. Cmentarz, na którym większość macew nie zachowała się w całości, został odrestaurowany dzięki finansowemu wsparciu rodziny Kaliszów z Izraela, związanej z Chmielnikiem. Powoli „Świętokrzyski Sztetl” zaczyna wyrabiać sobie markę i przyciągać turystów zza granicy. Przyciąga też mieszkańców regionu, głównie do uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych odbywających się w synagodze. Jednym z nich jest koncert skrzypka Vadima Brodskiego, który cieszył się sporym zainteresowaniem.
To wciąż małe miasteczko, w którym wystrój serwującej specjały kuchni żydowskiej restauracji może turystów rozbawić, ale walorem Chmielnika jest chyba właśnie jego bezpretensjonalny prowincjonalny urok. Poza tym, jak przyznaje Agnieszka Dziarmaga, w Chmielniku nie było wokół czego budować, ślady żydowskiej obecności zostały prawie zupełnie zatarte, a mimo to, w ciągu kilku lat, bez wsparcia gminy żydowskiej, jedynie dzięki grupie zapaleńców zgromadzonej przez burmistrza, zrujnowana synagoga przeistoczyła się w nowoczesne muzeum i centrum kulturalno-edukacyjne. Miasto miało pomysł na pokazanie czegoś, co jest unikatowe i nieco przez historię deprecjonowane: codziennego życia w sztetlu, gospodarczego dostatku i koegzystencji polsko-żydowskiej – i stworzyło wokół tego również ciekawy program edukacyjny.
Unikatowa jest także suma, jaką miasto wydało na renowację synagogi i stworzenie w niej wystawy – to chyba najlepiej wydany milion we współczesnym polskim muzealnictwie.