Żyjesz w Bolkowie, myślisz o Izraelu
Życie żydowskie na Dolnym Śląsku tuż po wojnie rozwijało się niezwykle dynamicznie, zwłaszcza do roku 1948. Mogłoby się wydawać, że w związku z tym na pierwszy plan wysuwać się będą znaczące postacie, liderzy społeczności, wielkie osobowości. O nich napisano już sporo. Zdecydowanie mniej wiadomo o tym, czym żyła społeczność, w jakie grupy się organizowała i o czym mówiła żydowska ulica. A działo się dużo.
Z perspektywy regionalnej tematem numer jeden było tworzenie osiedla żydowskiego na Dolnym Śląsku. Następne w kolejności to: działalność komitetów miejskich, wzrost liczebności potęgowany repatriacją Żydów z ZSRR, sprawy produktywizacji. Głównie tym żyła tutejsza diaspora od połowy 1945 roku. Często jednak na optymistyczne wiadomości cieniem kładły się nowiny o zajściach antyżydowskich. Sierpniowy wybuch nienawiści w Krakowie i zdecydowanie większy pogrom w Kielcach w kolejnym roku przypominały o tak niedawno zakończonej wojnie i antysemickich nastrojach społecznych. Co więcej, przyczyniały się do konkretnego działania – do ucieczki z Polski od niebezpieczeństwa, choćby na Zachód czy… do Palestyny.
Żydzi na całym świecie wciąż działali na rzecz utworzenia swojej siedziby narodowej. Owe próby, wielokrotnie silniejsze od tych podejmowanych w poprzednich dziesięcioleciach, odbijały się szerokim echem w światowej prasie, a co ważniejsze – w polityce. Wszystko to potęgowane było wciąż żywą pamięcią Zagłady. Czym w takim razie mieliby się różnić Żydzi polscy, czy dokładniej: dolnośląscy, od tych mieszkających w innych częściach globu? Pragnienie wspólnego państwa było wszechobecne. Trafnie podsumowuje to współczesna maksyma: żyjesz lokalnie, myślisz globalnie.
Tak też postępowali mieszkańcy naszych ziem. Wciąż działali na rzecz budowy swoich społeczności, nowych osiedli, ale nie zapominali o tych, którzy już zdecydowali się na walkę o Palestynę. Rozeman, wiceprzewodniczący WKŻ, na łamach czasopisma „Nowe Życie” pisał: Palestyna jest sprawą całego narodu żydowskiego i pod tym względem nie ma u nas i nie może być żadnego rozdźwięku. Po czym dodawał też, że […] polscy Żydzi liczą na poparcie rządu Państwa Polskiego, najbliższego świadka tragedii mas żydowskich, w walce narodu żydowskiego o swoje prawa w Palestynie.
Takie wsparcie, z pewnością nie w pełni jawne, istniało. Na terenie całego kraju działały różne organizacje syjonistyczne, które organizowały własne struktury. Jednymi z najważniejszych były kibuce, w których kształcono dzieci żydowskie. Prócz tego w środowisku działały liczne organizacje młodzieżowe, takie jak: Dror, Gordonia czy Ha-Szomer ha-Cair. Wszystkie były powiązane z partiami politycznymi, jednak o ich wpływach decydowało nie tylko zaplecze, ale też liczba powstałych ośrodków. Ha-Szomer ha-Cair działała na Dolnym Śląsku między innymi w Bielawie, Rychbachu, Wałbrzychu oraz we Wrocławiu, czyli w największych, a raczej najliczniejszych, skupiskach żydowskich. W 1947 roku powstawały kolejne środowiska, między innymi w Świdnicy, Legnicy czy Żarach.
Żydzi osiadli na tych terenach nie zapominali o Palestynie. Mówili o niej, działali w organizacjach syjonistycznych, czy nawet tam emigrowali. Aktywność części z nich miała charakter wyjątkowy. Najlepszym przykładem wielkiego zaangażowania w sprawy siedziby narodowej była walka. Jednak, aby można było ją podjąć, potrzebne było odpowiednie przygotowanie. Działacze syjonistyczni w Polsce wyszli naprzeciw chętnym do czynnej walki, organizując na Dolnym Śląsku obóz szkoleniowy Hagany [hebr. obrona].
Bolków, bo to miasteczko wybrano na miejsce organizacji obozu, stanowiło małe skupisko na trasie z Wrocławia na południe. Zlokalizowane jest blisko terenów, gdzie żydowska sieć osadnicza była najgęstsza: stąd niespełna 30 kilometrów do Wałbrzycha, Świdnicy, Jeleniej Góry, niewiele więcej do Rychbachu czy Pieszyc. O rodowodzie miasta mówi średniowieczny zamek. Czy jego warowność, a właściwie umocnienia stanowiące o obronności osady, miały znaczenie dla wyboru Hagany? Z pewnością nie. Bolków znał jednak rycerski czy później, żołnierski los. W takim krajobrazie szkolenie musiało z pewnością mieć wyjątkowe walory.
Ludność żydowska Bolkowa w powojennych czasach była zróżnicowana liczebnie. Dane z początku lipca 1946 roku mówią o 775 osobach (szacunki najliczniejsze), a te z 1948 już o jedynie 114 żydowskich mieszkańcach. Życie tu jednak było dość dobrze zorganizowane. W ramach miejskiego komitetu działały m. in.: stołówka, kuchnia ludowa, półinternat, szkoła, straż oraz przedszkole. W tym okresie miasto było zamieszkane dodatkowo przez ochotników, którzy docierali tu jako do punktu koniecznego na drodze do Palestyny. Obóz Hagany znajdował się w Bolkowie tuż przy szosie.
Miejscowi wiedzieli o nim, bo w tak małej społeczności trudno nie zauważyć nowo przybywających ochotników. Ich pobyt nie trwał jednak długo. Samo szkolenie realizowane było w wymiarze 120 godzin (10 dni, 12 godzin ćwiczeń). Po odbytym kursie wszyscy dostawali zgodę na wyjazd z kraju, otrzymaną z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Tym sposobem kilka tysięcy żołnierzy wyszkolonych w Bolkowie zasiliło walczących w Palestynie.
Wraz z powstaniem państwa Izrael znikło zapotrzebowanie na istnienie takich jednostek, więc obóz szkoleniowy zamknięto pod koniec 1948 roku. Ci, którym udało się walczyć o niepodległość, nie musieli rezygnować z aktywności na rzecz obronności, bowiem oddziały Hagany już w maju weszły w skład nowo powstałych Sił Obronnych Izraela.
Po kilku dziesięcioleciach od tych wydarzeń po obozie nie ma śladów. Podobnie rzecz ma się z ludnością żydowską miasta. Nad Bolkowem wciąż góruje zamek, niegdysiejszy symbol potęgi i rozwoju. Jednak mimo tego, że zatarła się pamięć o działalności tutejszej Hagany, jej wkład w powstanie państwa Izrael zawsze będzie znaczący. W końcu to niegdysiejsze marzenie każdego Żyda po prostu spełniło się i jest do dziś wielkim zwycięstwem woli walki i powodem do dumy. Jak się okazuje, nawet dla tych, którzy pozostali na Dolnym Śląsku.