Cedaka nie od święta
Jednym z podstawowych filarów życia żydowskiego jest dobroczynność. I to niemała, bo tradycyjnie mówi się aż o dziesięciu procentach dochodu. Tragiczna historia wymusiła w Polsce pewne modyfikacje: społeczność żydowska została – niestety dosłownie – zdziesiątkowana i obowiązek udzielania pomocy ubogim i potrzebującym spadł na instytucje, a obecnie przede wszystkim na gminy żydowskie.
Oczywiście przy gminach zawsze funkcjonowały jakieś formy wsparcia, jednak dziś z reguły nie wymagają one zaangażowania ze strony poszczególnych członków wspólnoty. Dziesiątki osób wypracowało, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, sprawnie działający system opieki nad potrzebującymi przy Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich.
Halacha się nie zmienia, wszyscy jesteśmy zobligowani do dawania i wielu z nas codziennie o tym pamięta. Także o tym, że cedaki nie dajemy dlatego, że mamy na to ochotę, albo dla jakichś innych, osobistych korzyści. Majmonides najwyżej stawia taką dobroczynność, gdy ani obdarowany nie wie, od kogo dostał pomoc, ani obdarowujący nie wie, komu pomógł.
Geniusz Rambama, w historii niejednokrotnie kontestowany, w tej kwestii chyba nie spotkał się z większym sprzeciwem. Wydaje mi się jednak, że warto podkreślić pewne przesunięcie, jakie dokonało się w gminnych systemach wsparcia.
Bez żadnej przesady można powiedzieć, że nie dziesięć procent, a znaczna część wydatków przeznaczana jest na dobroczynność.
Ważny wydatek gminy we Wrocławiu to koszerna kuchnia, która zapewnia wszystkim potrzebującym codzienny posiłek, w tym około dwudziestu osobom z dostawą do domu. Ponadto opieka medyczna (także finansowanie specjalistycznych badań), lekarstwa, wsparcie finansowe w trudnych sytuacjach, stałe zasiłki, dopłaty do kolonii, podręczników, i tak dalej.
Osobną kwestią jest troska o rozwój duchowy i zdobywanie nowych umiejętności, którą Majmonides stawia najwyżej wśród sposobów pomagania potrzebującym. Opieka rabina, zajęcia dla dzieci, wykłady, warsztaty, tańsze bądź darmowe bilety na koncerty, czy darmowy „Chidusz”.
Gdy pytam Anatola Kaszena, pracownika socjalnego we wrocławskiej gminie, stanowczo mówi, że choć potrzebujących mamy całkiem sporo, to tylko kilka osób potrzebuje stałej pomocy (znacznie wykraczającej poza wyżej wymienione), aby móc normalnie funkcjonować. Pomoc jest im udzielana na bieżąco.
System wsparcia działa więc na tyle dobrze, że nie musimy codziennie zastanawiać się, ilu spośród nas głoduje albo nie ma ubrań. Niemniej jednak zawsze wszyscy powinniśmy dokładać starań, aby go wspólnie ulepszać.